„Sędzia Dredd: Kompletne Akta 2” - recenzja
Dodane: 14-06-2019 23:22 ()
Jako fan komiksów i powieści graficznych, a w szczególności zaś tych z gatunku science fiction lub o jasno militarystycznym wydźwięku, zazdrościłem Brytyjczykom bezproblemowego dostępu do kultowego magazynu 2000 AD. To właśnie na łamach tej cotygodniowej publikacji, pełnej szalonych historii z pogranicza fantastyki naukowej, horroru i groteski zadebiutowali tak kultowi przedstawiciele anglosaskiego komiksu, jak Rogue Trooper, Slaine, Strontium Dog czy najsłynniejszy i prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalny z nich – sędzia Joseph Dredd strzegący porządku w dystopicznym i pełnym korupcji oraz przemocy Mega City One. Dzięki wydawnictwu Ongrys mam dziś możliwość zapoznania się z losami człowieka, na dźwięk imienia którego przestępców dopada przerażenie.
O ile coś można było początkom Dredda zarzucić, to była to forma. Nader często ponury stróż prawa swoje przygody zamykał w zaledwie paru planszach i kilkunastu kadrach, które na szczególnie intrygującą fabułę i rozwój postaci miejsca zbyt wiele nie pozostawiały. Fani zapragnęli prawdziwej epopei, w której mogli świat Dredda i jego samego poznać lepiej. Na rzucone przez czytelników wyzwanie odpowiedzieli scenarzyści Pat Mills i John Wagner oraz rysownicy Mike McMahon i Brian Bolland, którzy zafundowali publiczności dwie wielkie epiki, które w końcu pozwoliły rozwinąć scenarzystom skrzydła, a rysownikom dały sposobność do puszczenia wodzów wizualnej fantazji: „Przeklętą Ziemię” i „Dzień, w którym umarło prawo”. To właśnie te historie w odróżnieniu od krótkich komiksowych nowelek stanowią rdzeń recenzowanego drugiego tomu Kompletnych Akt.
Pierwsza z historii to prawdziwa rozpisana na 24 epizody epika, której opublikowanie zajęło ponad pół roku. „Przeklęta Ziemia” wyciąga Dredda z doskonale znanych mu zakamarków Mega City One i rzuca go na postnuklearne pustkowia w niemalże samobójczej misji ratunkowej. Stawka jest wysoka – ważą się losy milionów mieszkańców położonego na zachodnim wybrzeżu Mega City Two opanowanego przez zabójczego wirusa 2T(FRU)T. Aby uratować miasto i obywateli Dredd wraz ze starannie wyselekcjonowanym oddziałem wyposażonym w najlepszy sprzęt wyrusza na wyprawę, która poprowadzi go przez to, co pozostało z Ameryki. Podróż iście godna Odyseusza i podobnie jak grecki heros Dredd również napotyka na drodze liczne przeszkody. Snując swoją opowieść, scenarzyści nie próżnowali. Historia zaskakuje na każdym kroku, stawiając na drodze sędziego takie kurioza jak robo-wampiry strzegące pogrzebanych w ziemi sekretów historii czy otoczone satanistycznym kultem dinozaury. Scenariusz nieustannie trzyma czytelnika w napięciu, oferując nowe, intrygujące przygody z każdym rozdziałem. Dzięki połączeniu różnorodności poszczególnych wątków i nadrzędnej narracyjnej klamry spajającej szalone przygody na postnuklearnych pustkowiach Stanów Zjednoczonych w czasie lektury po prostu nie sposób się znudzić lub zmęczyć powtarzalnością formuły, problemem, który tak mocno trapił krótsze historie o losach futurystycznego stróża prawa. Dodatkowym atutem jest również lepsza i głębsza charakteryzacja postaci Dredda, który w czasie długiej wyprawy daje się poznać z wielu stron – nie tylko jako bezwzględny arbiter prawa, ale również jako na wskroś moralna osoba umiejąca okazać miłosierdzie i tolerancję. Nie znaczy to, że Joe stał się nagle postacią nad wyraz skomplikowaną, ale opowieść ta położyła podwaliny pod późniejszy rozwój Dredda. Unoszący się nad całością historii klimat epickiej wyprawy oraz doskonałe tempo narracji i strategiczne zastosowanie podbijających napięcie cliffhangerów to wisienka na torcie.
„Dzień, w którym umarło prawo” prezentuje czytelnikom historię w diametralnie innym klimacie. W wyniku zamachu stanu władzę w Mega City One przejmuje obłąkany sędzia Cal, wyraźnie wzorowany na równie szurniętym rzymskim cesarzu Kaliguli. Pod jego rządami wprowadzonych zostaje wiele praw tyle drakońskich, ile absurdalnych. By ratować praworządność, pozbawiony odznaki Dredd wraz z garstką lojalnych sędziów prowadzi partyzancką walkę z tyranem. Opowieść ta pozbawiona jest atmosfery epickiej epopei, ale za to przesiąka ją na wskroś klimat totalitarnej opresyjności. Zamiast do historii awanturniczo przygodowej bliżej jej do pełnego akcji politycznego thrillera zahaczającego chwilami o horror. Pomimo to od lektury nie sposób się oderwać. Z fascynacją śledzi się kolejne szalone i groteskowe prawa i edykty sędziego Cala, zastanawiając się, jak odpowie na nie pozbawiony środków do równej walki Dredd? Stawka, o jaką walczą sędziowie, zwiększa się niemalże ze strony na stronę, a narastającemu napięciu towarzyszy eskalacja akcji i wybuchowy finał. „Dzień, w którym umarło prawo”, choć bardzo odmienny od „Przeklętej ziemi” jest lekturą równie angażującą i satysfakcjonującą. Oferuje zupełnie inne, dużo bardziej mroczne i pesymistyczne spojrzenie na świat sędziów, ale również swoiste emocjonalne katharsis, gdy sprawiedliwości staje się zadość.
Co do samego czytania - Kompletne Akta 2 to lektura ciężka. I nie mam tu na myśli poziomu oprawy graficznej. Rzadko zdarza mi się pisać o fizycznych aspektów recenzowanych publikacji, ale tym razem muszę o nich wspomnieć. Wydanie przygotowane dla czytelników przez wydawnictwo Ongrys prezentuje się bowiem bajecznie. Duży format, solidny i błyszczący papier, który z pewnością wytrzyma wielokrotne wertowanie komiksu, doskonały kontrast pomiędzy czernią szkiców i bielą stron zamkniętych w twardej oprawie opatrzonej doskonałą okładką sprawiają, że zarówno w ręku, jak i na półce publikacja prezentuje się rewelacyjnie i stanowi piękną ozdobę każdej biblioteczki. Nie powinno się jednak oceniać książek po okładce, więc jak zatem ma się sprawa z samymi szkicami? Pomimo tego, że recenzowany komiks powstał niemalże czterdzieści lat temu, szata graficzna i artystyczna wizja rysowników postarzały się z gracją i pomimo wieku nie trącą myszką co samo w sobie stanowi świadectwo kunsztu autorów. Za gros rysunków w tomie odpowiedzialny jest Mike McMahon, którego odrealniony i momentami wręcz turpistyczny styl doskonale oddaje groteskową, makabryczną i ponurą naturę Megamiast i Przeklętych Ziem wypełnionych dziwami, jakie mogły zrodzić się jedynie w wyjątkowo rozchwianych umysłach. Jego szkice są pełne energii i ekspresji, a kadry wypełnione po brzegi szczegółami oraz frenetyczną i wisceralną akcją. Pomimo pozornego chaosu wylewającego się ze stronic publikacji scenariusz i poczynania bohaterów śledzi się bez problemu dzięki doskonałemu rozplanowaniu zawartości plansz i poszczególnych kadrów. Wspomagający McMahona Britt Ewins i Brian Bolland w niczym nie ustępują swojemu koledze po fachu, a ich praca, choć pozbawiona pewnej charakterystycznej groteskowości, stoi na równie wysokim poziomie.
Sędzia Dredd: Kompletne Akta 2 to dla fanów komiksów prawdziwa gratka, a dla miłośników twórczości anglosaskiej pozycja wręcz obowiązkowa, która cementuje obraz i rolę najbardziej znanej i popularnej postaci spłodzonej przez brytyjską myśl komiksową. To twarda i bezkompromisowa wyprawa w brutalny świat korupcji i przemocy, ale również świetna awanturnicza opowieść niepozbawiona dozy czarnego humoru. Jeśli lubisz komiksy science-fiction, pozwól, by chwyciło cię ramię sprawiedliwości i stań ramię w ramię z Dreddem.
9/10
Tytuł: „Sędzia Dredd: Kompletne Akta 2”
- Scenariusz: Pat Mills, John Wagner, Chris Lowder
- Rysunki: Mike Mcmahon, Ron Smith, David Gibbons, Brian Bolland
- Brendan Mccarthy, Brett Ewins, Garry Leach
- Ilustracja na okładce: Trevor Hairsine
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Redakcja tekstu: Maciej Jasiński
- Wydawnictwo: Ongrys
- Tytuł oryginalny: Judge Dredd Complete Case Files Volume 2; Judge Dredd:
- The Cursed Earth Uncensored
- Wydawca oryginalny: Rebellion
- Rok wydania oryginału: 2005
- Liczba stron: 368
- Format: 220x296 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: czarno-biały / kolor
- ISBN: 978-83-65803-40-5
- Wydanie: I
- Cena z okładki: 125 zł
Zawartość niniejszego albumu opublikowano pierwotnie na łamach tygodnika „2000 AD” nr 61-108.
Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus