„Hip Hop Genealogia 2” - recenzja
Dodane: 12-06-2019 23:12 ()
To czy jesteśmy w grupie docelowej danego komiksu, czy też nie determinuje w bardzo dużej mierze, jaki będzie nasz odbiór prezentowanej historii. To stwierdzenie to banał, a i owszem, ale czytając drugi tom „Hip Hop Genealogii” od Timof Comics przekonałem się, jak ono jest przy tym prawdziwe. Jeśli bowiem wyśmiewaliście od zawsze „skejtów” w szerokich spodniach, jeśli rymowane kawałki powodowały u was wysypkę, w końcu, jeśli lata 80. i 90. są wam totalnie obce, to prawdopodobnie odbijecie się od tego komiksu jak od ściany. Jeśli jednak „czarna” muza jest wam bliska i jeśli słuchacie hip-hopu, to czeka was przepotężna dawka genialnej w swojej wymowie rozrywki i mówię to z całą świadomością. Żadna książka, żadna encyklopedia w końcu żadne naukowe opracowanie nie powie wam o początkach rapu tyle, co Ed Piskor w swoim dziele (słówka „dziele” używam z pełną premedytacją).
I tak jak wielu z bohaterów występujących na planszach jego komiksu może być uznanych za genialnych raperów, tak Ed Piskor spokojnie może być uznany za komiksowego artystę przez wielkie A. To, czego dokonał w serii wydawanej przez Timof Comics, spokojnie zasługuje na miano perły wydawniczej. I choć Timof od dawna ryzykuje z publikacjami dość oryginalnymi i nie zawsze mu to wychodzi najlepiej (jak choćby komiks o Jordanie, który jest dobry, ale do geniuszu sporo mu brakuje) tak tym razem zgarnął całą pulę, oczko i pokera w jednym. W porządku, tylko co w takim razie jest takiego dobrego w tym komiksie?
Zacznę nietypowo, odwracając kolejność. Co w tym komiksie jest złego? O tym, że jest przeznaczony dla skonkretyzowanej grupy odbiorców, już wspomniałem. Ponadto nie spodziewajcie się tu mega wielkiej dynamiki czy geniuszu fabularnego trzymającego w niepokoju od pierwszej do ostatniej strony. Po prostu o tym zapomnijcie, tego tu nie ma. Tu jest ogrom wiedzy, smaczków, klimatu amerykańskich ulic i historii jednej z najlepszych gatunków muzycznych, jakie powstały. Piskor pochyla się nad początkami hip-hopu, oddaje mu cześć całym sobą i pracą włożoną w komiks. Dzięki temu każda kolejna plansza, każdy komiksowy panel to wycieczka w dawne lata, lata, gdy na ulicach Nowego Jorku królował rap w najczystszej postaci, gdy do muzyki dołączały kolejne elementy układanki jak graffiti czy beat box. Dzięki temu komiksowi poznajemy wszystkich najważniejszych, bez których gatunek ten nigdy nie byłby tym, czym jest. Z jednej strony to prawdziwa – aczkolwiek co oczywiste specyficzna – encyklopedia, a z drugiej pean pochwalny. Biblia hip-hopu – takie bardzo patetyczne określenie przychodzi mi do głowy.
Drugi tom historii obejmuje swoim zakresem niewielki odcinek czasu, bo zaledwie dwa lata, tj. 1982-1983. To lata, gdy na scenie wiele się działo, gdy raperzy zaczynali pojawiać się w klubach i na imprezach, kosząc przy tym hajs. Z racji tego, że Piskor skupił się na dwóch latach, mógł opowiedzieć o wielu rzeczach, mógł poznać nas z niezliczoną ilością osób, w końcu miał możliwość dokładnego przeanalizowania tego okresu. To wszystko dało niesamowity efekt, gdyż komiks ten jest niewątpliwym fenomenem na polskim rynku wydawniczym. Paradoksalnie czyta się go dość trudno, nagromadzenie wiedzy, szczegółowość rysunków i duża ilość tekstu sprawia, że po kilku stronach mamy ochotę na chwilę oddechu. Nie porywamy się na przeczytanie całego komiksu na raz. I to słuszna koncepcja, gdyż dzięki temu możemy w pełni docenić kunszt autora i rozkoszować się lekturą.
Warto też podkreślić, że drugi tom serii ma pewien motyw przewodni tzn. film „Wild Style” znany zapewne każdemu siedzącemu w tzw. klimacie. Ten film to jedno, natomiast paleta postaci przewijających się przez kolejne strony jest ogromna i robi wrażenie. I nie będę wam zdradzał, kogo zobaczycie, gdyż wyłapywanie tego typu smaczków sprawia ogromną radość, ale wspomnę tylko o pewnym… boysbandzie, który również został w nim uwieczniony. Poza smaczkami nie brakuje tu również wielu ciekawych momentów i dawki akcji jak sceny malowania nielegali czy napady na sklep. W końcu hiphopowcy nigdy nie należeli do aniołków (tak, Mezo i 18L trudno uznać za rap…). Wielu z was powinno znaleźć więc w tym komiksie jakiś „swój” element, który szczególnie się spodoba.
Również pod zwykłym, komiksowym względem jest to historia wyjątkowa. Inspirując się starymi komiksami Marvela, Piskor stworzył komiks stylizowany na tamte zeszyty. Cała oprawa tego tytułu, jego barwy, sposób prowadzenia akcji i planowania kadrów od razu weteranom amerykańskiej szkoły komiksowej przypomną stare czasy, w których tworzył m.in. śp. Stan Lee. Również kreska z pogranicza realizmu i karykatury zrobi zapewne na was wrażenie. Amerykanin naprawdę potrafi oddać atmosferę panującą wówczas na ulicach i klimat ówczesnych lat. Stosuje również ciekawe zabiegi stylistyczne, które zaskakują i które odkryjecie sami. Wszystko, dosłownie wszystko w tym albumie gra i jest na swoim miejscu. Ten komiks nie potrzebuje soundtracku, sam nim będąc. Czytając, słyszymy w głowie opisywane kawałki. Na pewno duża w tym zasługa tłumacza, który po raz drugi stanął na wysokości zdania.
Aha, jeśli mało wam jeszcze plusów tego komiksu to na koniec wspomnę tylko o ciekawym wstępie oraz o szeregu artworków kończących drugi tom hiphopowej genealogii wzbogacających jednocześnie całe wydanie.
I już kończąc, nie sposób nie zgodzić się z „Mass Appeal” (sprawdźcie sobie, jeśli tytuł ten wam nic nie mówi), że to „absolutnie kluczowa książka dla każdego fana hip-hopu i komiksów”. Jeśli ziom jeszcze nie kupiłeś, to nadrabiaj czym prędzej i pamiętaj, że Afrika Bambaata jest władcą doskonałego bitu.
Tytuł: Hip Hop Genealogia 2
- Scenariusz: Ed Piskor
- Rysunek: Ed Piskor
- Tłumacz: Marceli Szpak, Piotr Czarnota
- Wydawnictwo: Timof Comics
- Format: 225x320 mm
- Liczba stron: 112
- Oprawa: miękka
- Papier: offsetowy
- Druk: kolor
- ISBN-13: 9788365527844
- Data wydania: 31 styczeń 2019 r.
- Cena: 69 zł
Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus