„X-Men: Mroczna Phoenix” - recenzja przedpremierowa
Dodane: 05-06-2019 06:18 ()
Fani Marvela przywykli już zapewne do tego, że filmowcy robią z ich ukochaną franczyzą, co chcą, niszcząc i wykoślawiając ich ukochany świat. Jednak film kieruje się innymi prawami niż komiks i to, co wypada bardzo dobrze w opowieści rysunkowej, przeniesione na wielki ekran może zawieść. Pewne zmiany były koniecznością. Czy jednak wszystkie? Chyba nie. Nie należę do „betonowego fandomu”, a jednak to, co czasami widuję w kinie, wystawia moją cierpliwość na niełatwą próbę. Na przedpremierowy pokaz „Mrocznej Phoenix" szłam, powtarzając sobie, że na pewno nie otrzymam tego, co widziałam w komiksach - i w tym aspekcie na pewno się nie zawiodłam.
Ośmioletnia Jean Grey nie potrafi panować nad swymi nietypowymi talentami. Rodzice usiłują chronić ją przed otoczeniem, jednak pewnego dnia dziewczynka powoduje tragiczny w skutkach wypadek. Osieroconą Jean zabiera do siebie profesora Charles Xavier, dyrektor szkoły dla utalentowanej młodzieży. Mijają lata. Xavier i jego zespół mutantów jest postrzegany przez media jako "zbawcy ludzkości". Wszyscy ich podziwiają, a nawet sam prezydent przyjmuje Xaviera u siebie niczym gościa honorowego. Najbliżsi współpracownicy Charlesa, doktor Hank McCoy i Raven, z niepokojem obserwują, jak ego profesora rośnie pod wpływem popularności. Przewidują kłopoty, a ich przeczucia spełniają się, gdy na prośbę prezydenta oddział X-Men wyrusza, by ratować astronautów z uszkodzonej rakiety. W oddziale znajduje się dorosła już Jean Grey. Trudna akcja kończy się powodzeniem, jednak nikt nie wie, że razem z X-Men i ocalonymi przez nich astronautami na Ziemię dostało się coś jeszcze...
Gdy ktoś czytał „Dark Phoenix Saga", niech lepiej zapomni o tym, czego się dowiedział. Scenarzyści niewiele wzięli z oryginału i mamy do czynienia raczej z wydarzeniami, które mogły zajść w jednej z alternatywnych rzeczywistości. Samo to dałoby się jeszcze przełknąć bez większego wysiłku. W „Star Treku" nie takie rzeczy się przecież widziało, a ostatecznie świat X-Menów może tak samo mieć swój „mirror universe". Jeśli się z tym zgodzimy, to scenariusz staje się względnie spójny i to jest plus. Może za dużo w nim banałów dydaktycznych, ale na ogół trzyma się kupy. Realizacja również nie jest zła, efekty specjalne wysokiej klasy, a i charakteryzacja bez zarzutu. Co więc nie zagrało?
Aktorzy. Być może Patrick Stewart w roli Charlesa Xaviera zanadto kojarzył się ze wspomnianym wcześniej Star Trekiem, ale nadrabiał to klasą aktorską, której niestety brak jego następcy. James MacAvoy to chyba najgorszy Xavier, jakiego można sobie wyobrazić. Sophie Turner jako Jean Grey jest już kompletną porażką. Tak rozlazłej i nijakiej postaci, jaką zrobiła z najsilniejszej mutantki świata, dawno nie widziałam. Jej okrągła jak księżyc w pełni twarz jest przez cały film kompletnie bez wyrazu, a całości dopełnia drewniana gra. Partnerujący jej Tye Sheridan jako Cyclops spisuje się nieco lepiej, ale tylko nieco. Całość trzymają jakoś w kupie tylko ci, którzy pozostają na drugim planie, choć też nie wszyscy. Alexandra Shipp jako Ororo jest niemal równie kiepska jak Turner, ale na szczęście nie bardzo ją widać. Gdyby nie Nicholas Hoult jako Bestia i Jennifer Lawrence jako Mystique, film byłby aktorską porażką. Doskonale spisuje się też Kodi Smit-McPhee jako Nightcrawler (swoją drogą jedna z mych ulubionych postaci), ale niewiele ma okazji, by pokazać swe umiejętności. Prawie wszystko robią za niego spece od efektów specjalnych.
Oczywiście są też inni aktorzy i inne postaci, ale nie chcę tu spoilerować. W końcu ma to być tylko garść wrażeń z seansu. Nie twierdzę, że się nudziłam albo że czas spędzony w kinie był stracony (choć szarpiące się w rytm wybuchów na ekranie fotele stanowczo nie są na mój żołądek). Uważam jednak, że potencjał komiksowej historii nie został wykorzystany, a obsada w swej większości zakrawa na sabotaż franczyzy. Obejrzeć można, ale nie ma co liczyć na nic istotniejszego. Ot, nawalanka dla gimbazy z nieuzasadnionymi pretensjami do głębi psychologicznej, która nie wyszła ani reżyserowi, ani aktorom. A szkoda.
Ocena: 5/10
Tytuł: X-Men: Mroczna Phoenix
Reżyseria: Simon Kinberg
Scenariusz: Simon Kinberg
Obsada:
- James McAvoy
- Michael Fassbender
- Jennifer Lawrence
- Nicholas Hoult
- Jessica Chastain
- Kodi Smit-McPhee
- Evan Peters
- Sophie Turner
- Tye Sheridan
- Alexandra Shipp
- Halston Sage
Muzyka: Hans Zimmer
Zdjęcia: Mauro Fiore
Montaż: Lee Smith
Scenografia: Claude Paré
Kostiumy: Daniel Orlandi
Czas trwania: 113 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus