„Smętarz dla zwierzaków” - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 09-05-2019 23:53 ()


0/10 za mało kota. A tak serio, Stephen King, jeden z monarchów literackiej grozy, ma bardzo różne szczęście do adaptacji swoich dzieł. Z jednej strony mamy świetne Lśnienie oraz Misery, dobrze przyjęte przez widzów i krytyków TO, intrygująca Mgłę i niepokojący 1408, a z drugiej śmiechu warte Maksymalne Przyspieszenie, kiczowate Dzieci Kukurydzy, oderwanego od oryginału Kosiarza Umysłów i pożałowania godne Langoliery. Gdzie w tym zestawieniu plasuję się Smętarz dla zwierzaków?

Niemal idealnie w środku spektrum ekranowych inkarnacji prozy mistrza horroru. Smętarz dla zwierzaków to produkcja ze wszech miar przeciętna. Ot, lekarz Louis Creed wraz z rodziną przeprowadzają się do małego miasteczka Ludlow, by uciec od wielkomiejskiego zgiełku. Trafem losu na ich posesji znajduje się prastare miejsce mocy wpływające na umysły mieszkańców. Choć zapowiada się obiecująco, kusząc subtelnym horrorem, to szybko stacza się do poziomu typowego straszaka, który operuje głównie głośnymi dźwiękami i potworami wyskakującymi z cienia, a subtelności ma tyle, co kopniak w twarz. I choć w recenzowanym obrazie znaleźć można sceny autentycznie niepokojące, to równie wiele jest takich, które u fana horrorów wywołają głębokie westchnienie. Nie pomaga również fakt, że fabułę przewidzieć można z niemal stuprocentową pewnością. W filmie praktycznie nic nie jest w stanie widza zaskoczyć, co w przypadku filmu grozy nie jest może do końca wadą i kardynalnym błędem w sztuce filmowej, ale na pewno umniejsza przyjemność czerpaną z seansu.

Aktorstwo może i nie kuleję, ale nieliczna obsada na wyżyny swojego talentu na pewno się nie wspina. W swoje role wczuwają się na tyle, by nie czuć było sztuczności. Prawdziwą gwiazdą jest rzecz jasna rodzinny kociak Churchill. W rolę te wcielili się koncertowo Leo, Tonic, Jager i JD i to przed nimi chylę czoła jako przed najbardziej wczuwającymi się w rolę i oddanymi aktorskiemu rzemiosłu. Jak jednak wspomniałem we wstępie, burych futrzaków w filmie jak dla mnie zdecydowanie za mało.

Różnie jest również z oprawą audiowizualną i obranym przez twórców artystycznym kierunkiem. Z jednej strony mroczne lasy otaczające miasteczko Ludlow ukazane są bardzo sugestywnie i w pewien mroczny sposób malowniczo. Równie dobrze prezentuje się scenografia tytułowego smętarza. W filmie jest też kilka ciekawych ujęć, które przypadną do gustu fanom gore i body horroru. Z drugiej strony, choć wizualnie atrakcyjne to mroczne lasy i cmentarze nie są niczym nowym, a sceny brutalne stronią od ukazania prawdziwie obrzydliwego „mięska”, które mile połechtałoby żądzę krwi widzów, oferując zamiast tego szybkie, niemal płochliwe cięcia skutecznie maskujące krwawą stronę produkcji.

W ogólnym rozrachunku Smętarz dla zwierzaków zasługuje na szkolną tróję z małym plusikiem. Produkcji wygodnie mości się w sferze, w której po seansie ani nie wyjdziemy z kina w ożywieniu, komentując i dyskutując na temat filmu, ani złorzecząc, że właśnie zmarnowaliśmy nieco ponad półtorej godziny swojego życia. Jeśli nie macie co z czasem zrobić, Smętarz można bez większego bólu, a momentami nawet z przyjemnością obejrzeć. Jeśli ktoś zaproponuje wam lepszą alternatywę, to seans można sobie bez większego żalu odpuścić.

Ocena: 6/10

Tytuł: „Smętarz dla zwierzaków”

Reżyseria: Kevin Kolsch, Dennis Widmyer

Scenariusz: Jeff Buhler

  • Jason Clarke
  • Amy Seimetz
  • John Lithgow
  • Jeté Laurence
  • Hugo Lavoie

Muzyka: Christopher Young

Zdjęcia: Laurie Rose

Montaż: Sarah Broshar

Kostiumy: Simonetta Mariano

Czas trwania: 101 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus