Robert J. Szmidt „Riese” - recenzja przedpremierowa
Dodane: 04-05-2019 18:21 ()
Mistrz postapokalipsy wraca w wielkim stylu! Robert J. Szmidt i jego „Riese” to wydarzenie, które wstrząśnie Uniwersum Metro 2035.
Długi czas oczekiwania dobiegł końca. Kiedy w końcu dostaje się do ręki powieść, na którą czekało się od kilku lat, to istnieje szansa, że pokładane w książce nadzieje okażą się zbyt wygórowane. Szczęśliwie w międzyczasie przeczytałem ponad sto nowych tytułów. Tak więc nie było wiele czasu, by rozmyślać nad tym, co może stać się w „Riese”. Owszem co jakiś czas zastanawiałem się, jak zostanie poprowadzona fabuła, ale były to raczej rozważania filozoficzne. Moje oczekiwania nie zostały w żadnej sposób zawiedzione. Robert J. Szmidt po prostu postawił kropkę nad i.
Nie trzeba być jasnowidzem, żeby domyślić się, iż na karty powieści wróci Pamiętający zwany Nauczycielem, były Czarny Skorpion. Asystuje mu pyskata Iskra. Nie jest to jednak koniec pocztu bohaterów. Ponownie spotkamy również Freję. Zmiana otoczenia wymusiła również przedstawienie zupełnie nowych postaci. Poznamy w końcu Pułkownika oraz jego ludzi. Autor naprawdę udowodnił, że potrafi kreować niesamowite indywidualności. Co prawda nie każdy bohater ma własne, ukryte cele, ale ci, którzy je posiadają, knują niesamowicie sprytnie. Wszyscy mają jakieś priorytety, przemyślenia i obawy. Wychodzi z tego niezła uczta, szczególnie kiedy wszystkie elementy wskakują powoli na swoje miejsca.
„Riese”, legendarny Olbrzym, czyli poniemieckie sztolnie drążone w Górach Sowich w ostatnich latach II wojny światowej. To hasło rozpaliło moją wyobraźnię, od kiedy tylko pojawiło się w drugim tomie przygód Nauczyciela. Jako historyk z wykształcenia i miłośnik różnych ciekawostek i legend byłem szczęśliwy, że to właśnie Robert J. Szmidt wziął ten obiekt na warsztat. Po zwiedzeniu udostępnionych turystycznie obiektów Riese w czasie podróży poślubnej sam zacząłem tworzyć zręby jakiejś historii związanej z tym miejscem. Zostałem uprzedzony, ale nie narzekam, bo fabuła tej książki to o wiele więcej niż kiedykolwiek bym wyprodukował. Trzeba pamiętać, że „Riese” to powieść zaliczona do Uniwersum Metro 2035, więc nie tylko rzeczony obiekt jest miejscem akcji. Nowy projekt Dmirta Glukhovskiego rządzi się swoimi prawami, przez co autor miał większą swobodę poprowadzenia swoich bohaterów i wykorzystał to na 100%.
Przyznam szczerze, że początek książki, z pewnych względów specyficzny, nieco mnie zmęczył. Na szczęście szybko akcja rozkręca się na tyle, że trudno było mi odłożyć lekturę na później, by zająć się innymi sprawami. Oj tak, kiedy już wszedłem w cug czytania, to zniknąłem dla świata. Zdecydowanie jest to powieść, którą czyta się szybko. Trzeba jednak uważać, by nie zgubić orientacji, bo narracja skacze między dwoma, a nawet momentami trzema miejscami. Fakt, że dzieje się to rozdziałami jednak w pośpiechu, można na chwilę zgubić wątek. Szczególnie na początku. Wielotorowa akcja jest w „Riese” bardzo zgrabnie prowadzona i wszystko naprawdę świetnie się zazębia. Finał książki może jest lekko przegadany, ale tyle, ile się wtedy dowiadujemy o całym uniwersum to już nawet nie wisienka na torcie, ale całe drzewo owocowe. Byłem totalnie zaskoczony, że tyle informacji nam podano. Naprawdę UM2035 to nowa jakość, a w tym wszystkim „Riese” to krok milowy dla kolejnych autorów. Nie wiem, jak to wszystko koresponduje z książkami, które już powstały gdzieś za granicą, szczególnie tymi z UM2033 rozgrywającymi się w innych krajach, ale wierzę, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jedno jest pewne, dowiecie się tutaj kilku takich rzeczy, których na pewno się nie spodziewacie.
Robert J. Szmidt jest mistrzem słowa pisanego, to wiadomo. Dwie poprzednie książki związane z wrocławskimi kanałami wprowadziły specyficzny kontrast między starym a nowym pokoleniem. Efekt ten został podtrzymany, a nawet pogłębiony choćby „grą z cytaty”. Styl „Riese” jest ciężki (ale pod względem klimatu, a nie jakości), chociaż zdarzają się przebłyski humoru. Kilka razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem i odnotować w pamięci jakiś fragment książki, do którego warto wrócić spontanicznie przy rozmowie ze znajomymi. Magia słowa pisanego jest naprawdę wielka, ta powieść tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Uważny czytelnik znajdzie w treści przytyki do polityki rodzimej i światowej. Szczególnie w tym drugim przypadku jest ostro. Powiedziałbym wręcz cytatem: „taki mamy klimat”, a autor bezlitośnie to punktuje.
Ilustracja na okładce na pierwszy rzut wydała mi się intrygująca. Zupełnie inaczej obstawiałem osobę, która się na niej pojawia, ale cóż, dobrze być zaskakiwanym. Tak czy inaczej, wizualnie ilustracja ta jest naprawdę miła dla oka i znacząca, jeśli chodzi o fabułę przedstawionej opowieści. Z racji, że wypowiadam się na temat egzemplarza recenzenckiego, nie wiem, czy w finalnej wersji pojawi się tradycyjny plan podziemi, a jeśli już będzie to czy będziemy mieli do czynienia z tym, co już znamy, czyli kanałami Wrocławia, czy też jednak pojawi się schemat Riese, na co osobiście liczę. W tym miejscu podziękowania dla wydawnictwa, które po pierwsze szybko przesłało tekst, a po drugie zbadało o to, by był to materiał na możliwie wysokim poziomie wydania.
Trylogia przygód Nauczyciela to obowiązkowa pozycja dla miłośnika literatury postapo oraz jedna z najlepszych serii w polskiej fantastyce w ogóle. Mam dziwne przeczucie, że to jednak nie koniec. Słowem podsumowania napiszę tylko tak: doczekałem się i było warto! Kto nie przeczyta ten trąba.
Tytuł: „Riese”
- Cykl: Metro 2035
- Autor: Robert J. Szmidt
- Wydawca: Insignis
- Data wydania: 15.05.2019 r.
- Oprawa: miękka
- Stron: 400
- Format: 140x210 mm
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus