„After” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 28-04-2019 11:24 ()


Hasła reklamowe obwieszczające na plakatach, że dane dziełko powstało na podstawie literackiego bestsellera to bujda, którą należy włożyć między bajki i nie dać się zwieść żądnym ciężko zarobionych złotówek producentom. Możliwe, że książka Anny Todd rozpala wyobraźnię czytelniczek, wzbudza dreszcz emocji, gra na uczuciach, które dla pewnego rodzaju odbiorców są ważne i przypominają im o pierwszych miłosnych uniesieniach. Literatura erotyczna nawet w wersji soft czy skierowana do młodocianego odbiorcy zawsze będzie cieszyła się sławą, a jeśli nawet złą, to tylko więcej profitów przyniesie twórcy.

Niestety nie każda powieść musi odnaleźć swoje miejsce na srebrnym ekranie. Zwłaszcza taka, w której bohaterowie i ich wewnętrzny emocjonalny świat odgrywają istotną rolę. Bo w przypadku After dostajemy schemat aż nadto znany z podobnych produkcji. Ona nieśmiała dziewczyna, która dopiero zasmakuje uczelnianego życia, trochę wyciszona i raczej skazana na odległy związek ze swoim chłopakiem. On zaś pozuje na bystrego i elokwentnego młodzieńca, ale swoje racje udowadnia zazwyczaj przez negację, buntując się i doszukując w utartych schematach innego, nie zawsze właściwego dna. Jej niewinność i czystość będzie dla niego zachętą do podjęcia gry, ona zaś ulegnie fascynacji jego oryginalnej, wyróżniającej się na tle rówieśników osoby.

Można rzec jak w bajce ino ze współczesnym anturażem. Miłość albo uczucie, które imituje, nie są jednak wartościami, o których łatwo opowiadać za pomocą kamery, mając za nią parę nieopierzonych aktorów i cały bagaż nieciekawej historii rozgrywającej się na uczelnianym kampusie z mnóstwem niewykorzystanych czy wręcz trywialnych pobocznych bohaterów. I nawet jeśli kibicujemy głównej parze, żeby ich uczucie rozkwitło i przemieniło się w coś wspaniałego, to cała ta aura niesamowitości, która powinna towarzyszyć temu wydarzeniu, zostaje stłamszona przez niewiarygodne kreacje, kiepsko rozpisane dialogi czy sceny wręcz na siłę próbujące ocierać się o sensację. Nie ma w tym ani lekkości, ani żartobliwej rubaszności. Pozostaje jedynie zakłopotanie i nieśmiałość skrywane pod maską codziennych problemów, które po prawdzie nie powinny zajmować aż tak wiele miejsca w historii młodych ludzi podszytej szczyptą delikatnej, czy wręcz ledwie namacalnej erotyki.

Obraz Jenny Gage gubi się na mało zawiłych zakrętach zamiłowania do sztuki – w tym przypadku literatury, która poza byciem impulsem dla wzbudzenia zainteresowania kobiety mężczyzną, dalej gdzieś przepada, traktowana jako podrzędny instrument w tej niespokojnej grze emocji. Po drugie łatwość, z jaką zahukana dziewczyna zmienia się pod wpływem nowo odkrytej miłości, a przy tym dość szybko zapomina o swoim chłopaku, jest niewiarygodna, zwodnicza, a przy tym wpaja złe nawyki, bo czyż wierność nie jest tym, co powinno być w każdym związku pielęgnowane? Po trzecie chłopak, który może mieć każdą i pozuje na łamacza niewieścich serc, nagle otwiera się przed tą jedyną, nieznaną mu, acz porządną uczennicą, mimo że uganiał się za niegrzecznymi dziewczynkami. Naciągana historia to kolejny mankament tejże opowieści, która z minuty na minuty nuży, miast rozpalać emocje tak jak płomienny romans dogorywający na ekranie w zalewie tandetnych dialogów i wątków. Wyraźnie zostały tu zaburzone proporcje, bo uczucie zbyt szybko się ulatnia, a dramat wysuwa się na czoło. Nie pomaga również aktorstwo, może nie kiepskie, ale niepewne, bez salonowego obyciu, a już na pewno ogrania.

After to odważny, acz niespełniony skok na kasę, nęcący widza nośnymi hasłami, ale niemający zbyt wiele do zaoferowania. Porównanie do Greya mocno na wyrost, poza oczywiście nędznym poziomem wykonania. Pozycja do zapomnienia, a nawet nieobejrzenia.

Ocena: 2/10

Tytuł: „After”

Reżyseria: Jenny Gage

Scenariusz: Susan McMartin

  • Josephine Langford
  • Hero Fiennes-Tiffin
  • Selma Blair
  • Jennifer Beals
  • Peter Gallagher
  • Meadow Williams

Muzyka: Justin Caine Burnett

Zdjęcia: Tom Betterton, Adam Silver

Montaż: Michelle Harrison

Scenografia: Thomas Valentine

Kostiumy: Alana Morshead

Czas trwania: 105 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus