„Avengers. Impas. Atak na Pleasant Hill” - recenzja

Autor: Paweł Ciołkiewicz Redaktor: Motyl

Dodane: 27-04-2019 21:40 ()


„Impas – Atak na Pleasant Hill” to gigantyczny crossover, który wszystkich czytelników nieprzyzwyczajonych do takich eventów przyprawi o zawrót głowy, natomiast fanom opowieści o superbohaterach na pewno przypadnie do gustu. Pod względem logistycznym jest to na pewno przedsięwzięcie godne podziwu. Oto mamy opowieść, w której spotykają się bohaterowie kilku serii wydawanych przez Marvel Comics, co w praktyce oznacza tabuny superbohaterów i złoczyńców okładające się pięściami albo próbujące się ze sobą dogadać w rozmaitych konstelacjach. Jest tu wszystko, czego można się spodziewać po amerykańskim komiksie superbohaterskim, a także to, czego spodziewać się było trudno. Na przykład amerykańska wersja Godzilli walcząca z amerykańskimi wersjami robotów rodem z Neon Genesis Evangelion będzie pewną niespodzianką. Dla polskiego czytelnika pewien problem może również stanowić to, że nie wszystkie z tych serii ukazują się na naszym rynku, choć z drugiej strony, nawet jeśliby się ukazywały, to chyba niewiele by to zmieniło.

Wszystko rozgrywa się wokół tajemniczego miasteczka Pleasant Hill. Już sama nazwa ma w sobie coś złowieszczego. Można się bowiem spodziewać, że pod przyjemną powierzchnią, czai się tu jakieś zło. Miasteczko na pierwszy rzut oka jest idealne. Zbyt idealne. Ludzie żyją sobie tu spokojnie, wszyscy są uśmiechnięci i przyjaźni, wszędzie jest czysto i schludnie. Jednak coś tu jest ewidentnie nie tak. Przekonuje się o tym mężczyzna, który mieszka w tym mieście, ale nie pamięta nic ze swej przeszłości. Lekarze nie potrafią wytłumaczyć tej amnezji, a sam zainteresowany próbuje znaleźć odpowiedź na dręczące go pytania. Raz po raz próbuje uciekać, ale wszystkie próby okazują się bezowocne. Co tu się dzieje? Kim są uśmiechnięci ludzi, którzy go otaczają? Kim jest on sam? Odpowiedzi, które uzyska, bardzo mu się nie spodobają.

Tajemnicę miasteczka poznajemy z kilku punktów widzenia – z perspektywy samych mieszkańców oraz poszczególnych grup superbohaterów, których coś do tego miejsca przyciąga. Początkowo można mieć wrażenie pewnego chaosu, ponieważ zdarzenia są przedstawiane w dość przypadkowej kolejności. Nie wszystko jest uporządkowane chronologicznie i trzeba sobie pewne wypadki samodzielnie sobie porządkować. Stopniowo narracja staje się jednak coraz bardziej spójna i prowadzi do – jakżeby inaczej – spektakularnego finału. Podczas lektury obserwujemy zmagania bohaterów doskonale znanych oraz tych nieco bardziej egzotycznych. Dla wielu czytelników pewnie jakimś zaskoczeniem będzie spotkanie z Wyjącymi Komandosami czy Illuminatami. Trochę cierpliwości będzie także wymagało zorientowanie się w aktualnych składach różnych drużyn – Avengers, Nowych Avengers, X-Men, Nowych X-Men, Drużyny Jedności… no jest tego trochę. Jeśli jednak ktoś takie układanki lubi, to bez wątpienia znajdzie w tym komiksie wiele atrakcji. Natomiast zwolennicy bardziej klasycznych narracji raczej nie powinni spodziewać się nic ciekawego. Choć – warto jeszcze raz podkreślić – w porównaniu z innymi crossoverami (na przykład tymi z czasów wielkiej narracji Hickmana), „Impas – Atak na Pleasant Hill” przedstawia się zaskakująco spójnie. Bez wątpienia główny architekt tego przedsięwzięcia – Mark Spencer – zadbał o to, by zadowolić zarówno zatwardziałych fanów superbohaterskich telenowel, jak i fanów standardowych opowieści. Pomimo tego, że nad rysunkami pracowało kilku (czy nawet kilkudziesięciu, jeśli doliczyć inkerów, kolorystów i literników) artystów, komiks jest zaskakująco spójny graficznie. Niemal wszyscy rysują w – nomen omen – przyjemnej, nieco cartoonowej stylistyce. Spośród wszystkich rysunków najbardziej, już na pierwszy rzut oka, wyróżniają się prace Mike’a Hendersona w serii „Illuminati”.

„Avengers. Impas – Atak na Pleasant Hill” to na pewno dobrze zrealizowana fabuła oparta na ciekawym pomyśle. Poszczególni scenarzyści i rysownicy dobrze wywiązali się ze swoich zobowiązań i w efekcie powstała całkiem spójna – jak na ten gatunek – opowieść. Choć nie jestem fanem wielkich komiksowych eventów i mam poważne trudności z orientowaniem się w skomplikowanych komiksowych uniwersach zasiedlanych przez setki postaci, to lektura komiksu była całkiem przyjemnym doświadczeniem. Choć zagadka tajemniczej miejscowości zostaje rozwiązana dość szybko, to śledzenie kolejnych etapów historii i obserwowanie poszczególnych bohaterów zmierzających do wielkiej konfrontacji ze złoczyńcami przynosi sporo frajdy. Ten komiks to na pewno niezła, bezpretensjonalna rozrywka i okazja do poznania mniej znanych drużyn ze stajni Marvela. Nie ma tu niepotrzebnego filozofowania i egzystencjalnych rozterek, których nie szczędził nam Hickman, ale to nie oznacza, że postacie są płytkie i jednowymiarowe. Niemal każdy musi się tu mierzyć nie tylko z problemami obiektywnymi, ale także z własnymi słabościami. Poza tym wielu bohaterów ma wreszcie okazję powiedzieć sobie kilka słów prawdy prosto w oczy. Z komiksem warto zapoznać się także dlatego, że zdarzenia w nim opisane nie pozostaną bez wpływu na kolejne tomy serii wydawanych na polskim rynku. A zatem zapraszamy do Pleasant Hill.

 

Tytuł: „Avengers. Impas. Atak na Pleasant Hill”

  • Tytuł oryginalny: Avengers. Standoff
  • Scenariusz: Nick Spencer, Frank Barbierre, Gerry Duggan, Al Ewing, Marc Guggenheim, Mark Waid, Joshua Williamson
  • Rysunki: Daniel Acuna, Mark Bagley, Mike Henderson Adam Kubert, German Peralta, Paul Renaud, Jesus Saiz, Brent Schoonover, Ryan Stegman, Marcus To, Juanan Ramirez, Angel Unzueta, Matt Yackey
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Wydawca: Egmont
  • Data polskiego wydania: 27.03.2019 r.
  • Wydawca oryginału: Marvel Comics
  • Objętość: 420 stron
  • Format 165x255 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolorowy
  • Cena okładkowa: 89,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus