„Sędzia Dredd: Kompletne Akta 1” - recenzja

Autor: Piotr Żniwiarz Redaktor: Motyl

Dodane: 21-04-2019 20:32 ()


Joe Dredd w marcu bieżącego roku obchodził czterdziestą drugą rocznicę powstania. Mimo upływu lat nie stracił on nic ze swojej skuteczności. Dzięki wydawnictwu Ongrys możemy poznawać zarówno nowsze, jak i starsze przypadki obrońcy Mega-City One. Nieustępliwy stróż prawa debiutował na łamach  drugiego numeru przełomowego magazynu 2000 AD, Ta historia, jak i kilka kolejnych znalazły się w opasłym tomiszczu opublikowanym jako Kompletne Akta 1.

Posunięcie wydawnictwa Ongrys, aby wydawać na przemian starsze i nowsze przygody postaci zrodzonej z wyobraźni Johna Wagnera i Carlosa Ezquerry, należy rozpatrywać w kategoriach dobrze przemyślanego. Każdy, kto kojarzy Dredda z filmowych produkcji – obojętnie czy tej z Sylwkiem Stallone, czy Karlem Urbanem, może mieć całkiem inne wyobrażenie strzegącego prawa gliny, niż te pokazane w komiksach. Dlatego też nowsze historie z udziałem zbrojnego ramienia sprawiedliwości w ogarniętej chaosem i przestępczą zgnilizną postapokaliptycznej rzeczywistości wydają się bardziej przystępne niż początki tejże postaci. Kompletne Akta 1 należy potraktować jako ciekawostkę, eksperyment na żywej tkance, docieranie się pomysłów kolejnych twórców i kształtowanie późniejszego, bogatego świata sędziów.

Na pierwszy album składają się na ogół krótkie formy o niezbyt wysublimowanej fabularnej strukturze. W ich centrum znajduje się Dredd oraz zagrożenie, z którym musi się mierzyć. Obojętnie czy to będą poślednie szumowi prowadzące brudne interesy w ciemnych zaułkach Mega-City One, stereotypowi rabusie pragnący szybko się wzbogacić czy skorumpowani gliniarze, którzy w mniej lub bardziej wymyślny sposób starają się napsuć krwi najbardziej praworządnemu w ich szeregach policjantowi. Odznaka Dredda błyska wielokrotnie aż miło, ale po przeczytaniu kilku podobnie skonstruowanych nowelek szybko można dojść do wniosku, że początek serii nie należy do wybitnych. Co ciekawe, pierwsza historia z Dreddem pojawia się dopiero na końcu albumu, co może być odrobinę mylące.

Trudno nie odnieść wrażenia, że pierwsze opowieści z Dreddem cechuje dość łopatologiczna puenta o karaniu przestępców i wymierzaniu im sprawiedliwości. Schemat powtarza się, zmieniają się tylko czarne charaktery i ich występki. Ciekawiej robi się, gdy na arenę wkracza przywódca maszyn – Mów mi Kenneth – wraz ze swoją krucjatą przeciwko ludzkości. Tu już można poczuć smak gęstej, mrocznej aury posępnej przyszłości, gdzie maszyny podejmują bunt przeciwko ludzkim oprawcom. To jest moment, w którym seria zyskuje swoją tożsamość, a za jej kształtowanie odpowiada John Wagner. Za najlepsze historyjki tego albumu odpowiada właśnie Wagner, a wspólnie z Ianem Gibsonem tworzy zgrany duet twórców. To ilustracje rysownika Ballady o Halo Jones w początkowej fazie albumu nadają specyficzny ton opowieści, są czytelne, obfitują w detale, a główny bohater ma zachowane proporcje anatomii ciała. Umiejętność, której nie opanował każdy z rysowników tego zbioru.

Oprócz mrocznych opowieści o pesymistycznej wymowie autorzy publikacji pozwalają sobie na humorystyczne epizody, a nawet czarną komedię. Bohaterem tychże dowcipnych przerywników staje się mający wadę wymowy kelnerobot Walter. Niemniej trafiają się również części, które dzięki udanym nawiązaniom do popkultury – jak w przypadku przestępców o twarzach komików kina niemego – stanowią urozmaicenie od typowych opowiastek, w których Dredd okazuje się o sekundę szybszym strzelcem od swojego oponenta. Paradoksalnie najlepiej prezentują się wszystkie czarno-białe plansze, które charakteryzują się większą szczegółowością i wyraźniejszym konturem. Kolorowe rażą przeciętnymi barwami i kiepskiej jakości reprodukcją. Z szerokiego grona plastyków dwóch pozostaje bezkonkurencyjnych. Wspomniany już wcześniej Ian Gibson oraz niezawodny Brian Bolland, współtwórca Zabójczego żartu. W jego epizodach panuje dyscyplina graficzna, brak jest niedoróbek czy zniekształconych ilustracji, a obrońca Mega-City One w jego interpretacji wygląda imponująco.

Mimo niezbyt spektakularnego początku historie z Dreddem zyskują na jakość wraz z kolejnymi nowelami. Również Mega-City One z podrasowanego Nowego Jorku (Empire State Building straszy już na pierwszym kadrze) zaczyna przekształcać się w futurystyczną metropolię trawioną społecznymi i biurokratycznymi problemami. Świat przyszłości z rzadka jest miejscem radosnym, większość historii utrzymana została w pesymistycznym tonie, a jeden zaciekle przestrzegający prawa glina nie zawsze stanowi różnicę.

Kompletne Akta 1 to rzecz skierowana do psychofanów Dredda oraz miłośników gęstej narracji końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Różnorodność graficzna oraz ewolucja głównej postaci to ciekawostki, które mogą skusić czytelnika, by sięgnął po początki Dredda. Wydawnictwo Ongrys zadbało o wysoką jakość publikacji, która na pewno będzie udanie prezentowała się na półce kolekcjonera. Aby jednak nie poczuć rozczarowania nieco archaicznymi opowieściami, warto wpierw sięgnąć po nieco nowsze przygody stróża prawa z Mega-City One.

 

Tytuł: „Sędzia Dredd: Kompletne Akta 1”

  • Scenariusz: John Wagner, Malcolm Shaw, Pat Mills, Gerry Finley-Day, Charles Herring, Peter Harris and Kelvin Gosnell
  • Rysunki: Mike McMahon, Ian Gibson, Brian Bolland, Ron Turner, Carlos, Ezquerra, John Cooper, Bill Ward, Massimo Bellardinelli
  • Tłumaczenie: Marek Starosta
  • Redakcja tekstu: Maciej Jasiński
  • Wydawnictwo: Ongrys
  • Tytuł oryginalny: Judge Dredd Complete Case Files Volume 1
  • Wydawca oryginalny: Rebellion
  • Rok wydania oryginału: 2005
  • Liczba stron: 336
  • Format: 220x296 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: czarno-biały / kolor
  • ISBN: 978-83-65803-28-3
  • Wydanie: I
  • Cena z okładki: 125 zł

Zawartość niniejszego albumu opublikowano pierwotnie na łamach tygodnika „2000 AD” nr 2-60.

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus