„Hellboy” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 15-04-2019 20:31 ()


Guillermo del Toro to bardzo zapracowany reżyser. Zaangażowany w niezliczoną ilość projektów, ale też porzucający je dla nowych wyzwań. Jednym z jego cudownych dzieci była ekranizacja bestsellerowego komiksu Mike’a Mignoli. Dwie części Hellboya trudno rozpatrywać w innych kategoriach niż udanej rozrywki dla miłośników wyobraźni Mignoli. Trzecia niestety nigdy nie powstała mimo co najmniej dwóch przymiarek twórcy Labiryntu Fauna. Może to i dobrze, bo angażowanie się w liche scenariusze nie jest domeną meksykańskiego reżysera, a oglądanie blisko siedemdziesięcioletniego Rona Perlmana w krwistej stylizacji uganiającego się za demonami wszelakiej maści również nie należałoby do pożądanych widoków.

Powrót Piekielnego Chłopca przypadł w udziale Neilowi Marshallowi, który ostatni film na duży ekran wprowadził blisko dekadę temu. Można było mieć już obawy, czy przeciętny wyrobnik poradzi sobie z ekranizacją popularnego komiksu. Wieści z planu nie napawały optymizmem, toteż nie powinno nikogo zdziwić, że ten długo oczekiwany powrót nie spełni oczekiwań miłośników zarówno X Muzy, jak i komiksu. Gdyby szukać plusów tejże produkcji to jeden niezaprzeczalny nasuwa się już w scenie otwierającej film, podczas walki na ringu. Może nie udało się utrzymać poziomu obrazów Del Toro, ale wybranie Davida Harboura na następcę Rona Perlmana należy rozpatrywać w kategoriach udanego castingu.

Reboot Hellboya skupiający się na nieśmiertelnej wiedźmie Nimue (Pani Jeziora), która prawie zniszczyła ludzkość w szóstym wieku naszej ery, a jej pogromcą okazuje się nie kto inny jak król Artur, dzierżący w rękach magiczny Excalibur, jest prostą historią odhaczającą kolejne fabularne punkty. Nie znajdziemy tutaj większego zaskoczenia, a delikatna, acz nieudana próba nakreślenia wątpliwości targających Hellboyem oraz jego relacji z przyszywanym ojcem ilustruje powierzchowne potraktowanie materiału źródłowego bez szans na uchwycenie grozy zawartej na kartach dzieła Mignoli. Produkcja Marshalla bowiem albo sili się na obraz akcji z apokalipsą w tle i kilkoma żarcikami nie zawsze pasującymi do okoliczności, albo w niezamierzony sposób przerysowuje postać głównego bohatera, ocierając się nawet o parodię. Sztuka to niebywała, by sięgnąć po schematy przygodowego kina grozy i dosadnie je zarżnąć poprzez mało lotne dialogi i nieciekawą narrację. Gdy już wydawało się, że tym razem pominięto genezę Piekielnego Chłopca, Marshall i spółka serwują nam mało atrakcyjne retrospekcje i to nie tylko z udziałem Hellboya, ale innych, kluczowych postaci, których ekspozycja staje się nieco nużąca.

W nowym Hellboyu na plus wyróżniają się maleńkie elementy, które rozjaśniają ten mocno przeciętny seans. Oko cieszy cameo Thomasa Hadena Churcha jako Homara Johnsona z ironią i swadą zagrane przez aktora pamiętnych Skrzydeł. Wątek z Babą Jagą na tle pozostałych wyczynów Piekielnego Chłopca jest miłą odmianą i fragmentem najbliższym dokonaniom poprzednika Marshalla. Na plus należy też wymienić pojawienie się Alice Monaghan i Bena Daimio, szkoda tylko braku pomysłu na pełniejsze wykorzystanie tych postaci. No i chyba największy plus produkcji – tona gore podlana kilkoma scenami epatującymi makabrą i soczystymi flakami. Jeśli Marshall chciał komuś obrzydzić seans, to mu się to w pełni udało. Jednak te niewielkie atuty nie są w stanie zatuszować pretekstowej fabuły z przewidywalnym finałem, topornych dialogów czy całkowicie beznamiętnej gry Milli Jovovich, która wpisuje się w kanon drugorzędnych szwarccharakterów połowy lat 90. ubiegłego stulecia. Marshall nie ma wyczucia w prowadzeniu postaci, energicznie skacze ze sceny do sceny, nie zawierza serii dialogów, a woli generować nie zawsze udane komputerowe maszkary. Średni budżet Hellboya daje o sobie znać w bardziej skomplikowanych scenach z potworami, gdzie razi sztuczność i niedopracowanie. Co nie zmienia faktu, że miłośnicy gore będą wniebowzięci.           

Nowy Hellboy wprawdzie nie spełnia pokładanych w nim nadziei, ale dla mało wybrednego widza będzie dwugodzinną jazdą w oparach absurdu, poszatkowanej akcji z nie najgorszym odtwórcą tytułowej roli i niewykorzystanego potencjału bogatego świata stworzonego przez Mike’a Mignolę. Sceny po napisach sugerują kontynuację, która ma niewielkie szanse na realizację, choć budżet niniejszej produkcji nie był przesadnie rozbuchany. Jednak może ktoś dojdzie do wniosku, że z lepszym scenariuszem i reżyserem miałoby to ręce i nogi. Hellboy zasługuje na jeszcze jedną szansę, więc może jego ekranowy byt nie jest jeszcze całkowicie przekreślony.           

Ocena: 4,5/10

Tytuł: „Hellboy”

Reżyseria: Neil Marshall

Scenariusz: Andrew Cosby

  • Milla Jovovich
  • Ian McShane
  • David Harbour
  • Thomas Haden Church
  • Stephen Graham
  • Sasha Lane
  • Daniel Dae Kim

Muzyka: Benjamin Wallfisch

Zdjęcia: Lorenzo Senatore

Montaż: Martin Bernfeld

Scenografia: Alison Harvey, Valentina Mladenova

Kostiumy: Stephanie Collie, Zornitsa Tsvetanova

Czas trwania: 120 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus