WKKDC tom 69: „Superman/Shazam: Pierwszy grom” - recenzja
Dodane: 03-04-2019 07:52 ()
Niełatwą częstokroć relację pomiędzy Supermanem a Kapitanem Marvelem (znanym także jako Shazam) wypadałoby określić nie inaczej niż szorstką przyjaźnią. Przekonali się o tym zarówno czytelnicy doskonałej mini-serii „Kingdom Come”1, jak i licznych, nieco mniej epickich konfrontacji obu mocarnych postaci. Do wspomnianej grupy opowieści zalicza się „Pierwszy grom”, rzecz traktująca o pierwszym spotkaniu Kal-Ela z wybrańcem czarodzieja Shazama.
Okoliczność takich spotkań ani trochę nie dziwi. Trudno bowiem o bardziej wymarzonych sparing-partnerów. Z jednej strony trudno nie dostrzec silnych znamion wizualnego podobieństwa pomiędzy wspomnianymi postaciami (co zresztą przejawiło się w długotrwałym procesie sądowym wytoczonym przez National Comics - wczesnym odpowiedniku DC - Fawcett Production, pierwotnemu dzierżycielowi praw autorskich do Kapitana Marvela). Z drugiej, kompletnie odmienny motyw genezy, sytuuje ich w przeciwległych sferach znaczeniowych. Kosmita przeciwstawiony nie mniej potężnej istocie magicznej zdawał się wyjątkowo obiecującym przepisem na sukces. I tak też się zwykle sprawy miały, pomimo powikłanych perypetii w kontekście praw autorskich. Stąd Superman i Kapitan Marvel zmierzyli się po raz pierwszy już w toku lat siedemdziesiątych, co zaowocowało nie tylko ikoniczną okładką „Justice League of America vol.1” nr 137 (z czasem wielokrotnie parafrazowaną przez kolejne pokolenia autorów – m.in. Alexa Rossa), ale też graniczącym z pewnością przekonaniem o marketingowym potencjale podobnych przedsięwzięć.
U schyłku 2005 r. zarząd DC raz jeszcze skłonił się zdyskontowaniu tej okoliczności, ku czemu przyczyniła się zaskakująco przychylna recepcja fabuły „Lighthing Strikes Twice” opublikowanej w miesięcznikach poświęconych Supermanowi.2 Na jej kartach magiczna emanacja nastoletniego Billy’ego Batsona (to właśnie ów młodzieniec za sprawą magicznej formuły „Shazam!” przeistacza się w mitycznego herosa, Kapitana Marvela) zmuszona była stawić czoła opętanemu przez Eclipso Supermanowi. Jak być może nietrudno się domyślić niniejsza opowieść koncentruje się nade wszystko na siarczystej wymianie razów z mnóstwem błyskawic w tle.
Krótko pisząc: typowa, rzemieślniczo zrealizowana „okładanka” jakich pełno w ofercie wydawców celujących w trykocianej konwencji. Najwyraźniej jednak ranga poróżnionych postaci (a ponoć także efektowne w swojej klasie ilustracje Iana Churchilla) zrobiła swoje i już niebawem na kanwie wzmożonego zainteresowania relacją obu herosów odbiorcom produkcji DC Comics zaproponowano kolejną okazję do przyjrzenia się wspólnym perypetiom „Człowieka Jutra” oraz niegdysiejszej gwiazdy wydawnictwa Fawcett. Tym razem miast ponownie skrzyżować szlaki rzeczonych w teraźniejszości, fabułę osnuto na kanwie ich pierwszego spotkania. Co więcej, w tok opowieści wkomponowano również naczelnych oponentów Supermana i Kapitana Marvela, tj. Lexa Luthora i doktora Thaddeusa Sivane’a, osobników nie mniej pokrewnych sobie niż ich adwersarze. Całość stosownie „doprawiono” motywami magicznymi (udział demona Sabbaca, a także raz jeszcze Eclipso) oraz dylematem trawiącym Clarka Kenta w kontekście kontrowersyjnej decyzji czarodzieja Shazama. Oczywiście jak przystało na tego typu historię także i tym razem nie obyło się bez starć z gigantycznymi robotami, wrażo usposobionymi istotami z ektoplazmy, a także znacznie bardziej prozaicznymi drabami Sivany.
Przypuszczalnie powyższy opis nie pobrzmiewa zbyt zachęcająco, bo i omawiana mini-seria również nie zalicza się do tzw. kamieni milowych gatunku. Rzecz zresztą (podobnie jak przywołaną wcześniej „Lighthing Strikes Twice”) zrealizowano do scenariusza Judda Winicka, twórcy, którego raczej trudno uznać za szczególnie wybitnego. Jego szczytowe osiągnięcia na komiksowej niwie („Green Arrow: Straight Shooter”, „Outsiders: Looking for Trouble”) to zwykle tylko w niewielkim stopniu tytuły korzystnie wyróżniające się, a regułą dla jego dorobku są historie przeciętne („Batman: Under the Hood”) czy wręcz słabe („Titans: Old Friends”, „Green Arrow and Black Canary: Family Business”). Przynajmniej dla piszącego te słowa tylko niewielu ze współczesnych twórców zatrudnianych w DC Comics partaczy własne, niekiedy całkiem udanie zapowiadające się koncepty w sposób tak nonszalancki i drażliwy dla ewentualnego czytelnika, co właśnie Winick.
Również w „First Thunder”, w odróżnieniu od głównych postaci tej opowieści, jakość jego skryptu szybuje zwykle na umiarkowanie wysokim pułapie. Trudno jednak mówić o kompletnej fuszerce, bo jednak skala dramatyzmu przynajmniej niektórych scen (np. podczas próby ratowania kolegi Billy’ego) sprawia wrażenie przekonujących. To zresztą symptomatyczne w przypadku tegoż scenarzysty, że nawet przy okazji ogólnie miałkich fabuł (np. „Green Arrow: City Walls”) sceny kulminacyjne zwykł on prowadzić z dużym wyczuciem i sprawnym akcentowaniem narastających emocji. W niniejszej opowieści nie ma ich niestety zbyt wiele; niemniej nawet tych kilka momentów korzystnie wpływa na ogólną jakość pierwszego spotkania obu ikon uniwersum DC. Widać to zwłaszcza w subtelnie patetycznym finale mini-serii. Natomiast tradycyjnie fatalnie w jego wykonaniu wypadają wątki ezoteryczne, którymi rzeczony operuje z „wprawą” początkującego adepta niskobudżetowych horrorów. Stąd też groteskowo rozrysowany Eclipso raczej śmieszy niż niepokoi, a Sabbac to jedynie pretekst do popisu sprawności Kapitana Marvela.
Winick najwyraźniej ma szczęście do współpracy z plastykami preferującymi manierę animacyjną. W swej dotychczasowej karierze miał on sposobność pisywać m.in. dla Toma Fowlera („Star Wars: Jango Fett”), Phila Hestera („The Coffin”) i Scotta McDaniela („Nightwing: A Knight in Bludhaven”) jednoznacznie kojarzonych z tą właśnie konwencją wizualizacji. Także przy okazji „Pierwszy grom” przydzielony mu ilustrator – Joshua Middleton – pozostaje, delikatnie rzecz ujmując, twórcą dalece odległym od metod stosowanych przez Briana Bollanda („Batman: Zabójczy Żart”) czy Scota Eatona („Hawkman vol.4”). Wykazuje natomiast wyraźne znamiona inspiracji warsztatem twórców rodem z Azji Wschodniej (w czym zresztą przypomina nieodżałowanego Setha Fishera) przy równoczesnej, przemyślanej syntetyzacji w ujmowaniu szczegółów. Proporcjonalnie znaczną ilość scen z udziałem tzw. gadających głów (jak to zazwyczaj u Winicka także i tu postacie lubią sobie pogadać) Middleton niweluje znaczną inwencją we wprawnym komponowaniu planszy. Przesadziste sylwetki tytułowych bohaterów kreśli on z nie mniejszą swobodą co ich zwykle pełną ekspresji gestykulację. Oszczędnie natomiast z tłem, choć przynajmniej w jednym przypadku (scena w szpitalu na kartach ostatniego epizodu) z miejsca widać, że przy nieco dłuższym trybie realizacji zamówienia ilustrator prawdopodobnie nie miałby większych problemów z ich dopracowaniem. Dominacja scen rozgrywających się w późnych godzinach wieczornych bądź też skąpo oświetlonych wnętrzach determinuje przygaszenie barw. Chociaż na podstawie innych prac Middletona można mniemać, że ów autor na co dzień celuje w tworzeniu znacznie bardziej żywiołowej warstwy barwnej.
„Pierwszy grom" z pewnością nie zapisze się w annałach komiksowego medium jako tytuł przełomowy czy nawet odrobinę ponadprzeciętny. Ale też i nie taką rolę wyznaczyli tej opowieści zarówno jej twórcy, jak i wydawcy. Inicjując okazję do pierwszego spotkania Supermana i Kapitana Marvela obdarowali fanów tych postaci kolejną (z nie tak zresztą częstych) sposobnością do przyjrzenia się ich wspólnym poczynaniom, a w ich kontekście podobieństwom i dzielącym ich różnicom.
Tytuł: „Superman/Shazam: Pierwszy grom”
Scenariusz: Judd Winick
Szkic, tusz i kolory: Joshua Middleton
Liternictwo: Nick J. Napolitano
Wydawca: Eaglemoss
Data publikacji: 03.04.19 r.
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Liczba stron: 144
Cena: 41,99 zł
1 W Polsce opublikowana przez Egmont. pod postacią wydania zbiorczego „Przyjdź Królestwo Twoje” latem 2005 r.
2 „Action Comics vol.1” nr 826, „Adventures of Superman” nr 639 i „Superman vol.1” nr 216 (wszystkie z czerwca 2005 r.) opublikowane również w wydaniu zbiorczym wraz z mini-serią “Day of Vengeance” (listopad 2005 r.).
comments powered by Disqus