Michał Gołkowski „Świątynia na bagnach” - recenzja przedpremierowa

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 27-03-2019 17:14 ()


Od premiery „Spiżowego gniewu” minął ledwie rok, a już mamy trzecią część cyklu. Mocno podejrzewam, że gdyby „moce przerobowe” Fabryki Słów nie ograniczały fantazji twórcy, byłaby to już raczej trzynasta. Michał Gołkowski jest bowiem niezwykle płodnym pisarzem, którego inwencja nie zna granic, a palce są szybkie jak wiatr. „Świątynia na bagnach” jest też świadectwem jego rozwoju w świecie czegoś, co można by śmiało nazwać „fantasy antybohaterską".

Po raz pierwszy od dawna Zahred ma istotne kłopoty. Z powodów, których nie pamięta, znalazł się na odludziu w krainie, której nie zna. W dodatku jest martwy, zostało z niego niewiele poza kośćmi. I choć do tej pory jego ciało odbudowywało się bez problemu, teraz wyraźnie coś przeszkadza jego wiernym sojuszniczkom, muchom, bez których pomocy jest właściwie bezradny. Nie wiadomo, ile lat upływa mu w trwaniu na granicy życia i rozkładu, gdy wreszcie natyka się na niego chłopiec o imieniu Drus. Podrostek nie ulega przerażeniu, które bez wątpienia stałoby się udziałem każdego innego człowieka po odkryciu, że niemal całkiem zgniły trup jest... żywy. Przemyślawszy sprawę, Drus dochodzi do wniosku, że złowroga istota musi być bogiem. Od tej chwili zaczyna przynosić mu dary, wmawiając sobie jednocześnie, że wszystkie pozytywne zbiegi okoliczności w jego życiu są darem Zahreda. Mijają lata, chłopiec staje się mężczyzną i coraz mocniej wierzy, że jest wybrańcem „boga z bagien”, którego traktuje już bez mała jak swoją własność. Charyzmatyczna osobowość Drusa sprawia, że ludzie, wśród których mieszka, ufają mu bezgranicznie i robią wszystko, co każe. Tak rodzi się kult, w którego centrum spoczywa Nieumarły, więzień w strzeżonej świątyni, jednocześnie czczony i zniewolony. Samozwańczy kapłan nie ma jednak pojęcia, nad kim chce panować...

Czytelnik może sobie myśleć, że poznał Michała Gołkowskiego wystarczająco dobrze, by móc przewidzieć jego ruchy. Nic bardziej mylnego. To wytrawny szachista pióra i zawsze umie zaskoczyć czymś, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy. Przyzwyczaiwszy swych fanów do portretu Zahreda jako niemal niezwyciężonego twardziela, który nie potrzebuje nikogo ani niczego, znienacka robi zwrot. Teraz to nie ofiary Zahreda potrzebują pomocy i współczucia, a on sam. Uwięziony w bezradnym, gnijącym ciele nie może ani żyć, ani umrzeć. Początkowo liczy na pomoc Drusa, ten jednak ma własne plany. Pomoc nadejdzie, ale z całkiem innej strony, a o wolność trzeba będzie zmagać się latami. W scenerii zimnej lesistej krainy, zamieszkałej przez prymitywne klany myśliwych i łupionej co rok przez najeźdźców, rozegra się najtrudniejsza walka człowieka przeklętego przez starożytnych bogów.

W odróżnieniu od dwóch poprzednich części cyklu ta jest wręcz thrillerem psychologicznym rozbierającym na części składowe ludzką duszę. Bezlitośnie obnaża mechanizm korupcji, która przeżera każdego człowieka, co z jakiegoś powodu jest uważany za ważniejszego od innych. A religia jest niestety doskonałym pretekstem do zniewalania bliźnich. Degrengolada moralna Drusa pogłębia się w miarę wzrastania wiary ludzi w jego moc i w potęgę Zahreda. Początkowo służący i pomagający bezinteresownie ludziom, staje się z czasem kimś ważniejszym od samego wodza, decydującym o życiu i śmierci, nieomylnym autorytetem tworzącym i egzekwującym prawo w coraz bardziej bezwzględny sposób. Nikt nie śmie mu się sprzeciwić. I w końcu następuje ten nieunikniony moment, gdy kapłan czuje się większy od własnego boga i robi sobie z niego igraszkę swych ambicji. Wiedząc, że jego więzień pragnie nade wszystko uciec swym czcicielom, uniemożliwia mu to w każdy dostępny, niekiedy bardzo brutalny sposób.

Drus jest klasycznym przykładem duchowego przywódcy opętanego żądzą utrzymania za wszelką cenę swej władzy nad „owieczkami” i pewnego, że nikt mu się nie przeciwstawi. Nie wiadomo, czy istotnie nadal wierzy w boskie moce swego więźnia, czy też raczej chce zachować dla siebie coś, co po prostu daje mu przewagę nad innymi. Na zdrowy rozsądek — co to za bóg, który daje się trzymać jak zwierzę w klatce i nie umie z niej samodzielnie uciec? Z pewnością Drusowi niejeden raz zaświtała taka myśl. Raczej nie poczynałby sobie tak obcesowo, gdyby istotnie wierzył w boskość Zahreda. Jednak to już każdy sam będzie musiał sobie przemyśleć.

Czy będzie dużym spoilerem, gdy wspomnę, że w książce pojawia się też silna, niezależna kobieta? Gdzie do niej księżniczce ze „Spiżowego gniewu” czy skądinąd uroczej Durce. Powiem jedno: zakochacie się w niej, podobnie zresztą jak w całej książce. A otrzymacie ją już niedługo, za niecały miesiąc. Nie łudźcie się jednak, że zaspokoi wasz głód. Co najwyżej go podsyci.

 

Tytuł: Świątynia na bagnach

  • Autor: Michał Gołkowski
  • Cykl:  Siedmioksiąg grzechu
  • Tom: III
  • Gatunek: fantasy
  • Wydawnictwo: Fabryka Słów
  • Premiera: 24.04.2019 r. 
  • ISBN: 978-83-7964-406-3
  • Oprawa: twarda
  • Liczba stron: 530
  • Cena: 44,90 zł 


comments powered by Disqus