„Przemytnik” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 24-03-2019 21:38 ()


Clint Eastwood nie może przejść na emeryturę. Wprawdzie ikona amerykańskiego kina nie musi już nic nikomu udowadniać, bo w swojej długoletniej karierze z niejednego pieca jadł chleb, a przy kolejnych produkcjach nie tylko stawał po dwóch stronach kamery, ale też komponował muzykę. Wszechstronny bezkompromisowy twórca, który nie boi się wyrażać swoich nie zawsze poprawnych politycznie opinii. Zresztą Eastwooda ostatnimi czasy nie interesują wymyśleni bohaterowie, stawia na postaci, których historie mogliśmy przeczytać na pierwszych stronach gazet. Tak samo jest w przypadku 87-letniego przemytnika, którego rolę sam zagrał.  

Tym razem kanwą scenariusza okazał się artykuł New York Timesa nagłaśniający sprawę niecodziennego przemytnika funkcjonującego pod pseudonimem Tata, a zatrzymanego przez policję stanową współpracującą z agentami D.E.A.. Tata to w rzeczywistości Leo Sharp – weteran II wojny światowej, który dorabiał sobie, przewożąc kokainę. I to nie w niewielkiej ilości, bo bossowie kartelu Sinaloa powierzali mu coraz większe partie, pakunki przekraczające nawet dwieście kilo. Eastwood historię dziarskiego staruszka wzbogacił o rodzinne problemy, a także nadał opowieści sensacyjnego charakteru.

Tak oto Leo Sharp stał się Earlem Stone’em, hodowcą, który upodobał sobie szczególnie lilie. Przez całe życie zapracowany, w rozjazdach po kolejnych konkursach, nawet nie zauważył, gdy życie rodzinne przelało mu się przez palce. Eastwood zazwyczaj grywał twardych, mrukliwych mężczyzn, którzy z łatwością sięgają po broń. Na starość został mu cięty język i urok osobisty. To jednak w zupełności wystarcza, by tego rozgoryczonego życiem, ale wciąż mającego parę, by coś zmienić, bohatera obdarzyć sympatią. Bo jeśli nawet Earl nie trafiał na uroczystości rodzinne, a wracał do swoich bliskich tylko w kryzysowych dla siebie chwilach, to nie odmawiał bliskim pomocy. A że z tą pomocą wiązała się podejrzana robota to już inna para kaloszy. Dla Earla liczył się cel, a nie metoda, którą go uzyska. Bo czego może żałować staruszek nad grobem? Czasu nie cofnie, a może jeszcze dać od siebie coś pożytecznego.

Bohater kreowany przez Eastwooda to człek staroświecki, unikający technicznych nowinek, szczycący się nienaganną jazdą swoim wysłużonym Fordem. Człowiek z zasadami, ale też honorowy. Dla niego szeroki świat narkobiznesu to kilku zakapiorów oraz problem z telefonami komórkowymi. Eastwood-reżyser podchodzi do tej historii ze sporym dystansem i humorem. Stara się obdarzyć tytułowego bohatera zarówno potrzebną do tej roli charyzmą, ale również wszelkimi słabostkami, nie tylko wynikającymi z jego zaawansowanego wieku, ale też światopoglądu i zwyczajów. Dlatego też kolejne kursy Earla to nie tylko emocjonujące momenty, gdy zastanawiamy się, co może pójść nie tak, gdy na autostradzie zatrzymuje go funkcjonariusz policji, ale też zderzenie postaci dotychczas tkwiącej w bezpiecznym świecie kwiatów z otaczającym go złem. A Earl w swoim stylu dowcipną gadką czy prawieniem komunałów lawiruje między tym, co mówi, a tym, co chciałby powiedzieć, gdyby sytuacja była zgoła inna. Eastwood-aktor obdarza z kolei przemytnika odpowiednią dawką prostolinijności. Nie jest to człowiek, któremu wszystko jedno. On przeżywa więcej, niż ujawnia na swej zaoranej bliznami twarzy, na której raz pojawia się uśmiech, a raz zgryźliwy grymas.

Mimo że tematyka Przemytnika zbliża ten obraz do gatunku sensacyjnego, to jednak Eastwood brnie w rodzinny i osobisty dramat. Jednak czyni to w delikatny sposób, pogłębiając rozdarcie bohatera. To nie jest historia z typowym dla amerykańskiego kina happy endem. Eastwood będąc człowiekiem starej daty, wyznaje wartości niepopularne w obecnym pędzącym na złamanie karku świecie. Nie lubi cwaniactwa, celebrytów czy zniewieściałych mężczyzn, ma też określone poglądy na drażliwe w Ameryce tematy. Jednak zawsze wyznawał zasadę, żeby dać człowiekowi żyć, tak jak chce. Podobnie jest z jego bohaterem w Przemytniku. To on bierze odpowiedzialność za swoją robotę, wie, czym ryzykuje, a gdy trzeba, bez skrupułów mówi, jak jest. I ta naiwna wrażliwość może być trochę odczytywana jako pewna słabość nagradzanego twórcy. Jednak według jego sumienia, tak powinno się postąpić i warto tę decyzję uszanować.

Clint mimo upływu lat nie stracił nic ze swojej filmowej przenikliwość i jeśli nawet nie ma już tego pazura co niegdyś, to wciąż potrafi stworzyć kino niejednoznaczne i angażujące. Miejmy nadzieję, że Przemytnik nie jest jego ostatnim słowem, bo podobne produkcje są potrzebne, aby przybliżać ciekawe historie i ich bohaterów, mimo że nie zawsze postępują oni moralne, ale są ludźmi, którzy zasługują na uwagę.    

Ocena: 7,5/10

Tytuł: „Przemytnik”

Reżyseria: Clint Eastwood

Scenariusz: Nick Schenk

Obsada:

  • Clint Eastwood
  • Cesar De León
  • Jackie Prucha
  • Dianne Wiest
  • Taissa Farmiga
  • Laurence Fishburne
  • Bradley Cooper
  • Michael Peña
  • Andy Garcia

Muzyka: Arturo Sandoval

Zdjęcia: Yves Bélanger

Montaż: Joel Cox

Scenografia: Ronald R. Reiss

Kostiumy: Deborah Hopper

Czas trwania: 116 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus