„Superman Action Comics” tom 5: „Booster Gold” - recenzja
Dodane: 16-03-2019 12:20 ()
Przed Wami recenzja komiksu z udziałem mojego ulubionego superbohatera. A! i występuje w nim też Superman.
Słowem wstępu, jestem winien wyjaśnienie, dlaczego tak lubię Boostera Golda oraz kim w ogóle jest „największy superbohater, o którym nikt nigdy nie słyszał”. Stoi za nim znacznie więcej niż to, że występując na kartach serii herosa, znanego każdemu (kilka lat temu przeprowadzono badania, w których logo eSa znalazło się wśród dziesięciu najbardziej rozpoznawalnych symboli na świecie). Oto moja laurka dla postaci Boostera. Jeśli chcecie jednak dowiedzieć się więcej o samym komiksie, a nie o Goldzie (co z Wami nie tak?), to przeskoczcie poniższy akapit i czytajcie dalej.
Booster został stworzony w 1986 roku przez nikogo innego jak scenarzystę serii „Action Comics” Dana Jurgensa. Gold naprawdę nazywa się Michael John Carter i jest byłym futbolistą z Gotham City. Co istotne, pochodzi z XXV wieku. Biorąc łapówki za ustawianie wyników meczu – dlaczego, tego dowiecie się z komiksu – zostaje wyrzucony z drużyny i znajduje fuchę woźnego w muzeum w Metropolis. Tam staje się fanem trykociarzy z XXI wieku (wówczas z XX), kradnie trochę sprzętu, muzealnego robota oraz wehikuł czasu i udaje się w przeszłość do złotego wieku superbohaterów. Pozbawiony supermocy, ale wyposażony w gadżety (kombinezon z różnymi właściwościami, pierścień umożliwiający latanie) i robota Skeetsa posiadającego wiedzę o epoce herosów, Michael postanawia zostać jednym z nich. Przy okazji zamierza na tym zarobić, kreując samego siebie na celebrytę i żywą powierzchnię reklamową. Zostaje członkiem Międzynarodowej Ligi Sprawiedliwości (Justice League International), stając się filarem humorystycznej ery Ligi pod batutą scenarzystów Keitha Giffena i J.M. DeMatteisa. W JLI spotyka swojego najlepszego przyjaciela na całe życie: Teda Korda/Blue Beetle’a. Jestem również fanem tej postaci i podpisuję się pod opiniami, że to jeden z topowych bromance’ów w popkulturze. Zresztą, będziecie mieli okazję sprawdzić początki JLI w dwutomowej historii, która ukaże się w ramach WKKDC. Booster funkcjonował jako samolubny śmieszek i niejednokrotnie comic relief, co zmieniło się dopiero przed „Nieskończonym Kryzysem”, wraz ze śmiercią Teda Korda. W mojej ulubionej serii superhero „52” (która gwarantuje iście serialowy binge-reading) Michael Carter był zmuszony dorosnąć i wziąć na siebie nielekkie brzemię strażnika czasu, co następnie było kontynuowane w jego drugiej, solowej serii.
Lubię postacie, które przechodzą jakąś drogę, nie pozostają takie same przez dekady i tak jest w wypadku Boostera. Z życia w błysku fleszy i robienia heroicznych czynów, rzadziej z potrzeby serca a częściej pod publiczkę przerzucił się na chronienie czasu i dokonuje tego bez aplauzu i w sekrecie przed wszystkimi. Za rewolucję w ww. „52” i zmianę roli herosa w uniwersum DC odpowiedzialny był Geoff Johns. Z kolei, obecnie postać wziął na warsztat Tom King, najpierw w swoim runie w „Batmanie”, a potem w „Heroes in Crisis”. Powiedzieć, że nie jestem fanem kierunku, w jakim popycha go King to drastyczne ocenzurowanie mojej opinii na potrzeby tego tekstu. Zdecydowanie preferuję Boostera bez depresji, który nie zapomniał jak heheszkować, ale jednocześnie czuje się odpowiedzialny za strzeżenie linii czasu. Takiego właśnie jaki pojawia się na kartach omawianego woluminu. Zaczyna się od tego, że wchodzi Superman, cały na niebiesko-czerwono, który swym nieodpowiedzialnym zachowaniem może ostro namieszać w strumieniu czasu. Po wydarzeniach ze szrotu zatytułowanego „Efekt Oza” (nie polecam), dostajemy „właściwy” tom „Action Comics’ z numerem na grzbiecie. Co jest jednym z wielu powodów, dla których nie tyle można, a wręcz należy omijać „Efekt Oza” szerokim łukiem. Wszystko, co musicie wiedzieć, zostało streszczone w tomie „Booster Gold” i to już na tylnej okładce. Superman cofa się w czasie do momentu wybuchu planety Krypton, by potwierdzić tożsamość Oza. Booster podąża jego śladem. Jurgens rzuca naszymi bohaterami po linii czasu, od alternatywnej wersji przeszłości Kryptona, przez XXV wiek (czasy Boostera, pozwalające przybliżyć herosa czytelnikom) i aż do nieodległej wersji przyszłości, gdzie Generał Zod wraz z rodziną rządzą Nowym Kryptonem.
Lejtmotywem całego tomu są relacje rodziców z ich dziećmi. Superman, który sam jest teraz ma dziecko, ryzykuje wibbly-wobbly, timey-wimey, do którego może dojść, by dowiedzieć się prawdy o swoim biologicznym ojcu. W XXV wieku Jurgens przedstawia toksyczną relację Boostera z jego ojcem kryminalistą. Na Nowym Kryptonie jesteśmy świadkami tego, na jakiego zepsutego młodzieńca wyrósł syn Zoda. W tak zwanym międzyczasie, obserwujemy, jak w teraźniejszości na Ziemi Lois stara się uratować swego tatę, z którym nie odzywa się od lat - generał Samuel Kent nie poznał nigdy swojego wnuka! Wszyscy jesteśmy dziećmi naszych rodziców, jacykolwiek by oni nie byli, ukształtowali nas na lepsze bądź gorsze i właśnie o tym jest piąty tom „Action Comics”. A także o tym, że trzeba uważać, jak podróżujesz w czasie. Wiadomo. Co więcej, co dla mnie istotne, wydarzenia z podróży w czasie powalają Supkowi zrozumieć Boostera i cementują status bohatera w przypadku tego drugiego. Zarówno w oczach Człowieka ze Stali - „naj” ze wszystkich superherosów – jak i czytelników, dla których mogło to być pierwsze zetknięcie z „największym superbohaterem, o którym nikt nigdy nie słyszał”. Misja – ma nadzieję – zakończona sukcesem.
W tomie znajdziemy do bólu przeciętną historię zogniskowaną wokół Luthora oraz opowiastkę, w której Superman postanawia poszukać innego rozwiązania problemu Cyborga Supermana. Ten zeszyt jest naprawdę słaby, ale nie przez pomysł, że uwięzienie we własnym umyśle to lepsza opcja, ale przez drugi, zawarty w zeszycie wątek. Dotyczy on ideologicznego konfliktu Lois z jej bucowatym ojcem, który przejawia w swojej postawie cechy militarnego „trepa”. Gdy kłótnia osiąga poziom krytyczny, do domu wraca Clark Kent, spóźniony na rodzinny posiłek. Od wejścia wali przemową, która jest supermanowaniem na eksperckim poziomie banalności i tandetnej ckliwości. Brakowało tylko, by chwycili się za ręce i zaczęli śpiewać „Kumbaya”...
Z tria rysowników najbardziej klasycznie prezentuje się Jurgens, który (niemal niezmiennie pod względem stylu) od trzech dekad portretuje Golda i eSa. Na tle Jurgensa wyróżnia się Will Conrad, u którego wszystko wygląda jak błyszczący, wypolerowany metal. Gdzieś pośrodku sytuuje się Bred Booth ze swymi momentami i aż za bardzo ekspresyjnym stylem. Jego kreska idealnie pasuje do scen akcji, ale ciut gorzej wypada w statycznych momentach.
Żadna recenzja/opinia nie jest subiektywna, ale jako fanowi Boostera tym trudniej być mi krytycznym wobec mniejszych potknięć w głównej historii. Oczywiście polecam komiks, bo i graficznie jest lepiej niż przyzwoicie, jest dużo Golda, a motyw przewodni został zaskakująco dobrze i nienachalnie przedstawiony. Po prostu omińcie rozdział z kolacją Lane/Kent, żeby uniknąć mimowolnego plaśnięcia się ręką w czoło. I będzie dobrze.
Tytuł: Superman Action Comics tom 5: Booster Gold
- Scenariusz: Dan Jurgens
- Rysunki: Dan Jurgens, Brett Booth, Will Conrad
- Przekład: Jakub Syty
- Wydawca: Egmont
- Data premiery: 27.02.2019 r.
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Stron: 180
- Format: 167x255
- Druk: kolor
- Papier: kreda
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus