„Kapitan Marvel” - recenzja druga
Dodane: 08-03-2019 22:53 ()
Studio Marvela dość długo wzbraniało się przed solowymi przygodami jednej z heroin, które ładnie wyglądają na tle drużyny bohaterów, ale dotychczas nie zyskały zaufania. Debiut przyszedł w trochę nieodpowiednim momencie, bo kto będzie pamiętał jakieś tam powietrzne igraszki z flotą wrogiego imperium, gdy tymczasem wszyscy siedzą jak na szpilkach i czekają na kontynuację Avengers. Tu potrzebne było mocne pier… uderzenie, które pokazałoby, że kobietki również mają parę w dłoniach i mogą konkurować z męskim składem. Dlatego też Kapitan Marvel jest filmem ważnym, bo może przetrzeć szlak dla innych superbohaterek, a jednocześnie daje nam inny typ herosa, bardziej wrażliwego, co nie znaczy, że mniej potężnego.
Historia Carol Danvers pilotki amerykańskich sił powietrznych obdarzonej iście kosmiczną mocą została pokazana jako typowa geneza marvelowskiego bohatera. Cierpiącą na amnezję postać poznajemy jako wojowniczkę gwiezdnej straży Kree, która właśnie zdobywa ostatnie szlify, by wyruszyć na misję przeciwko złowrogim Skrullom. Ekipa pod dowództwem Yon-Rogga wpada w zasadzkę, a Vers – bo pod takim imieniem działa bohaterka – dostaje się do niewoli. Tu dowiaduje się kilku szczegółów ze swojej przeszłości, która silnie związana jest z planetą C-53, czyli Ziemią. Tak rozpoczyna się jej podróż w poszukiwaniu odpowiedzi. Na trzeciej planecie od Słońca znajduje sprzymierzeńca w osobie Nicholasa Josepha Fury’ego, członka agencji znanej jako T.A.R.C.Z.A. Wraz z jego pomocą idzie tropem przebłysków pamięci mających udzielić odpowiedzi na dręczące ją pytanie, odkryć kim naprawdę jest, skąd wzięły się jej zdumiewające moce oraz dlaczego znalazła się w stolicy Kree. Jednocześnie musi uważać na podstępnych Skrulli, zmiennokształtnych drani poszukujących na Ziemi ukrytej technologii, która dałaby im upragnioną przewagę w wojnie.
Kapitan Marvel mimo świeżego podejścia do genezy kobiecej superbohaterki cechują niezmiennie te same elementy doskonale znane z pozostałych filmów MCU. Humor w każdej postaci, a w tym przypadku dominujący w dialogach, dynamiczne sceny akcji z niezłą choreografią walk, a przede wszystkim udanie rozbudowujące kosmiczne uniwersum Marvela. Nietypowy złoczyńca, a jednocześnie bardziej ludzki niż niejeden szwarccharakter dotychczas prezentowany na łamach tego filmowego cyklu. I chyba największy plus tej opowieści, osadzenie akcji w latach 90. ubiegłego stulecia – co w efekcie dało masę komicznych i niezapomnianych sytuacji, a akcję okrasiło kilkoma szlagierami z tamtego okresu. Innymi słowy, twórcy Kapitan Marvel zadbali o piękne opakowanie, zaangażowali do projektu znakomitych aktorów, którzy wypełnili swoje zadanie bez wpadek, a jedynie nie udało im się dostarczyć wybijającej się przed szereg fabuły. Ta zaproponowana została pięknie skrojona pod masowego, familijnego widza, który trochę się pośmieje, trochę wzruszy, a także doceni zrealizowane z rozmachem efekty specjalne.
Nie da się jednak ukryć, że pod tym wzorcowym wizerunkiem kobiecego kina superbohaterskiego kryje się zachowawcza produkcja, której jedynym zadaniem jest dostarczyć godziwej rozrywki. I czyni to w standardach Marvel Studios ze wskazaniem na trafiony casting. Brie Larson z powodzeniem odnajduje się w tej konwencji, potrafiąc zarówno pokazać kobiece słabości, rozdarcie, jak i rzucić jakimś żarcikiem. Jej rola zagrana jest ze swadą, humorem, a przygotowanie fizyczne robi wrażenie. Dowcipnie, by nie rzec, że nawet za bardzo wypadł również odmłodzony Samuel L. Jackson. Jako partner Carol Danvers i agent tajnej organizacji ma kilka asów w rękawie. Ciekawie w roli Talosa zaprezentował się Ben Mendelsohn, którego można było już mieć dość w kreacjach złoczyńców, aby tylko wspomnieć przerysowany występ w Robin Hoodzie. Jednak tutaj wypadł on o wiele lepiej, dając bardziej rozpoznawalnego bad guya MCU. Nieco rozczarował Jude Law, nie wynosząc się ponad standardową gamę prezentowanych przez ekranowego Watsona min.
Kapitan Marvel to przyjemny przygodowy akcyjniak, który udowadnia, że spory potencjał kryje się w kobiecym kinie superbohaterskim. Nie jest to wprawdzie poziom najlepszych produkcji Marvela Studios, ale wejście Carol Danvers do ekipy Avengers jest istotnym elementem dziesięcioletniego serialu i nie warto go przegapić.
Ocena: 7,5/10
Tytuł: „Kapitan Marvel”
Reżyseria: Anna Boden i Ryan Fleck
Scenariusz: Geneva Robertson-Dworet, Anna Boden, Ryan Fleck
Obsada:
- Brie Larson
- Samuel L. Jackson
- Ben Mendelsohn
- Clark Gregg
- Lashana Lynch
- Jude Law
- Annette Bening
- Rune Temte
- Gemma Chan
Muzyka: Pinar Toprak
Zdjęcia: Ben Davis
Montaż: Debbie Berman
Scenografia: Lauri Gaffin
Kostiumy: Sanja Milkovic Hays
Czas trwania: 124 minuty
comments powered by Disqus