Marie Brennan - Podróż „Bazyliszka” – recenzja
Dodane: 22-02-2019 16:39 ()
W poprzednich dwóch tomach cyklu Pamiętnik Lady Trent tytułowa bohaterka odbywała kolejno podróże do mroźnej Wystrany oraz upalnej Erigi. W trzecim tomie zabiera czytelnika w podróż dookoła świata, ów Bazyliszek bowiem to nie kolejny gatunek smoka, lecz statek, na którym największa z dotychczasowych naukowa ekspedycja przemierza morza – wzorowanego na dziewiętnastowiecznym – świata wykreowanego przez Marie Brennan.
Wspomniana dziewiętnastowieczna inspiracja widoczna jest przede wszystkim w podkreślaniu pionierstwa nowoczesnej naukowości, zahaczającej niemal o mit założycielski – Izabelę Trent można nazwać Darwinem w spódnicy (a właściwie spodniach), poprzez badania smoków kładącą podwaliny pod historię naturalną, która pozwoli w naukowy sposób zrozumieć nie tylko te istoty, ale cały otaczający świat. Jej iście prometejska misja znalezienia smokom miejsca w przyrodniczej taksonomii ma za zadanie walczyć z przedracjonalnymi przesądami traktującymi je jak magiczne istoty oraz – na drugim froncie – wpoić społeczeństwu ekologiczną świadomość, zmusić do refleksji o wymieraniu zagrożonych gatunków i uświadomić potrzebę ich ochrony. Bardzo to widać w Podróży „Bazyliszka”, gdzie lady Trent boryka się z taksonomicznymi aporiami, zmuszona do ciągłego przewartościowywania swoich koncepcji. Ten naukowy rys to bardzo mocny element tegoż tomu. Tym bardziej że w sukurs przychodzi inna nauka – archeologia. Reprezentowana przez jedną z nowych postaci (bardzo wzorowaną na „ojcach” nowoczesnej archeologii – Champollionie i Schliemannie) wnosi nie tylko nowy punkt widzenia, ale jak się później okazuje – może się doskonale uzupełniać z naukami przyrodniczymi. Owocem tej współpracy są pierwsze kroki w teorii wiążącej starożytną rasę Drakonian ze smokami, który to wątek zapowiada się bardzo ciekawie i który – mam przeczucie – będzie kluczowy w ostatnich dwóch tomach. Idąc dalej tropem przewidywań, wydaje się, że kontynuowana też będzie współpraca z innymi naukami polegająca na korzystaniu z wypracowanych przez nie metod i poszerzeniu obserwacji o inny punkt widzenia.
Quasi-dziewiętnastowieczny kostium poza naukowością widoczny jest też w warstwie obyczajowej. Bohaterka nadal w równym stopniu co z trudnościami badawczymi musi się zmagać z opresyjnym i protekcjonalnym traktowaniem kobiet w życiu codziennym, a zwłaszcza w środowisku naukowym. Dochodzą do tego kwestie wychowania dorastającego syna, którego Izabela Trent zabiera razem ze sobą w smoczoznawczą podróż dookoła świata. Wydawać się może, że ten wątek rozczarowuje, że zaprzepaszczono potencjał inicjacji młodego Jake’a, wychowanego w cieniu emancypacyjnych ekscesów matki. Jednak to raczej celowy zabieg autorki – budowanie silnej tożsamości kobiety-badacza opiera się w tym tomie na innych elementach, a usunięcie tego wątku w cień pozwala uniknąć kiepskiego melodramatu, jakim niewątpliwie grozi poruszanie relacji matka-syn.
Ostatnim wreszcie elementem zaczerpniętym z rzeczywistego XIX wieku jest – z tomu na tom coraz bardziej zauważalna – sytuacja polityczna panująca w świecie powieści Brennan. Bohaterka jako obywatelka jednego z największych imperiów (ten tom utwierdza w przekonaniu, że to à la imperium brytyjskie) w poszukiwaniu śladów smoków trafia przede wszystkim do tych represjonowanych zakątków świata – zależnych ekonomicznie i militarnie od największych mocarstw, ze słabo rozwiniętą państwowością, gdzie dominuje zazwyczaj przynależność plemienna. To przerysowany kolonializm, który na każdym kroku bierze w kleszcze próbującą zachować neutralność, sympatyzującą z autochtonami bohaterkę. Podobnie jest i tym razem – wielka polityka dopada ją niemal na krańcu świata, stając się motorem napędowym akcji. Akcji, co do której prowadzenia można mieć zastrzeżenia – przez ponad połowę powieści niewiele się dzieje. Owszem, bohaterka odwiedza nowe i stare (Wystrana) miejsca, poznając nowe rodzaje smoków (jak węże morskie i ogniste jaszczurki), kompletując ich katalog, ale w zasadzie nic poza tym. Jak gdyby Brennan chciała zapełnić strony powieści, w zamyśle mając jednak przede wszystkim efektowny finał. Końcówka powieści bowiem to rekompensuje, akcja staje się bardzo wartka, to zdecydowanie najbardziej dynamiczne zakończenie z wszystkich dotychczasowych powieści. W tym przygodowym pędzie Izabela na chwilę jak gdyby traci swoją tożsamość, stając się przez tych kilka chwil Larą Croft (ma zresztą u swojego boku też Indianę Jonesa). Wywołuje to po prostu dysonans – wcześniej akcję budowano stopniowo, bardziej umiejętnie, tutaj clou powieści zawarto na ostatnich stu pięćdziesięciu stronach. Dopiero po dotarciu na jedną z wysp keongańskich zaczynają się dziać przełomowe wydarzenia, ale też i z kopyta ruszają same badania naukowe.
Mimo wszystko ci, którym podobały się wcześniejsze tomy nie będą rozczarowani, gdyż dostają dobrą kontynuację. Powtarzające się schematy, złe rozłożenie akcji, zaniedbanie niektórych wątków – wszystko to można wybaczyć z powodu ciekawie rozwijających się badań nad smokami. Nowe naukowe spojrzenie, jakim jest archeologia, a przede wszystkim intrygująco popchnięty naprzód wątek starożytnej cywilizacji sprawiają, że Podróż „Bazyliszka” należy uznać za dość udaną.
Także od strony wizualnej. Tym razem dostajemy przede wszystkim ilustracje smoków, przy których rysowaniu Todd Lockwood jak zwykle nie zawodzi – dla mnie to najlepszy „smoczy artysta” i kropka. Wszystko to sprawia, że koniec końców warto kontynuować z Izabelą Trent jej wspomnienia i rozliczenia z badań nad historią naturalną smoków.
Tytuł: Podróż „Bazyliszka”
- Autor: Marie Brennan
- Format: 140 x 205 mm
- Stron: 368
- Okładka: miękka
- Wydawnictwo: Zysk i S-ka
- Tłumaczenie: Danuta Górska
- Wydanie: wyd. 1
- ISBN: 9788381165051
- Premiera: 26.11.2018
- Cena: 36,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Zysk i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus