„O psie, który wrócił do domu” - recenzja
Dodane: 26-01-2019 20:43 ()
Milusie zwierzątko to prawie na pewno połowa sukces familijnego filmu, którego główną widownią są najmłodsi. Wydaje się, że sprawdzone motywy są receptą na udane kino łączące w sobie elementy przygody, niebezpieczeństwa, ale też swoistej wrażliwości. Bo przecież bez empatii nie sposób stworzyć obraz, nawet z mocno oklepanych schematów, aby chwycił za gardło lub sprawił, że uronimy łezkę.
Jednym z takich utworów jest najnowsze dzieło Charlesa Martina Smitha – O psie, który wrócił do domu. Historia znajdy, która związała się silną więzią ze swoim panem, Lucasem. Bella zostaje przygarnięta przez chłopaka z rudery zagrożonej zawaleniem. Jej właściciel nic sobie nie robi ze zwierząt przebywających na zaniedbanej posesji, a Lucas i jego przyjaciółka nie mogą patrzeć na to bezczynnie. Od tej pory Bella i jej pan stanowią nierozłączny duet. Jednak według prawa Denver takie psy nie mogą biegać po ulicach, co kończy się dla suczki przymusową banicją. Wyjazd z rodzinnych stron jest dla obydwojga głównych bohaterów ciężki. Jednak dziwnym zrządzeniem losu uczona od małego pewnych nawyków i zachowań Bella nie przepuszcza okazji, by dać nogę i wyruszyć w długą podróż do domu. Pod drodze spotka zarówno życzliwych, jak i mniej przyjazny zwierzakom ludzi.
Czynnik ludzki w tej opowieści odgrywa drugorzędną rolę. Zresztą trochę szkoda oglądać w takich mało znaczących kreacjach aktorów pokroju Ashley Judd, Alexandry Shipp czy Edwarda Jamesa Olmosa. Kino familijne rządzi się swoimi prawami, a pewnych stałych od lat elementów się nie zmienia. Przygody Belli stanowią w tym przypadku kluczowy i najbardziej emocjonujący fragment, zwłaszcza jej tułaczka po bezkresnych amerykańskich lasach pełnych zagrożeń, ale też nieoczywistych przyjaźni. Kluczową z nich jest wierna przyjaźń między psem a osieroconą pumą. Mały kociak przywiązuje się do psa, a z czasem zaczyna być w tym towarzystwie naczelnym i drapieżnym łowcą.
Nie można odmówić twórcom uroku, z jakim nakręcili to psie kino drogi. Są tu wszystkie najważniejsze elementy, od dylematów, przypadkowych i sezonowych opiekunów, gorzkich rozczarowań czy odwiecznych przyjaźni. Perypetie Belli, która co rusz dzieli się z widzem swoimi bogatymi przemyśleniami, doprawione są nutką melancholii, wywołując u widza typowy efekt wilgotnych oczu. Oczywiście każdy inaczej będzie przeżywał niekiedy dramatyczne, a niekiedy komiczne przygody psa, który z uporem pragnie wrócić do swojego pana. Jego postawa dla filmowców to wdzięczny temat, który nieczęsto ma odzwierciedlenie w rzeczywistości. Niemniej podłość ludzka połączona z brakiem szacunku i dla naszych czworonożnych ludzi również jest jednym z tematów tego przyjemnie naiwnego dziełka. Bo nie różni się ono niczym od typowych obrazów skupiających się na relacjach między człowiekiem a zwierzęciem, z tym że w tym przypadku zostało to spotęgowane silną miłością psa do pana i vice versa.
O psie, który wrócił do domu to kolejne kino z morałem, nieprzesłodzone, ale też nieszczególnie odkrywcze. Momentami zabawne, momentami przygnębiające, ale raczej mające wlewać nadzieję w serca widzów i rozpalać uczucia względem naszych zwierzęcych pociech. Gdyby jeszcze postarano się o lepsze efekty komputerowe, to obyłoby się bez większych zgrzytów.
Ocena: 5/10
Tytuł: „O psie, który wrócił do domu”
Reżyseria: Charles Martin Smith
Scenariusz: W. Bruce Cameron, Cathryn Michon
Obsada:
- Ashley Judd
- Jonah Hauer-King
- Edward James Olmos
- Alexandra Shipp
- Wes Studi
- Chris Bauer
- Barry Watson
- Motell Gyn Foster
Muzyka: Mychael Danna
Zdjęcia: Peter Menzies Jr.
Montaż: David S. Clark
Scenografia: Zoe Jirik
Kostiumy: Monique Prudhomme
Czas trwania: 96 minut
comments powered by Disqus