Nik Pierumow „Magia i stal” - recenzja
Dodane: 21-01-2019 18:37 ()
Nik Pierumow należy bez wątpienia do najoryginalniejszych rosyjskojęzycznych pisarzy. Jego autorskie światy odznaczają się świeżością i wewnętrzną logiką, a choć czasem trudno je z początku zrozumieć, z czasem człowiek czuje się w nich jak u siebie. A choć dalej uważam "Siedem zwierząt Rajlegu" za jego szczytowe osiągnięcie, to chętnie sięgam też po inne dzieła tego autora. W każdym widać jego lwi pazur. Również nowy cykl, "Blackwater" zapowiada się bardzo ciekawie. W każdym razie po lekturze pierwszego tomu "Magia i stal" można odnieść takie wrażenie.
Molly Blackwater, dwunastoletnia córka szanowanego lekarza, jest mieszkanką mocarstwa zwanego Królestwem. Powstało ono po upadku współczesnego świata i prawa fizyki, które w nim obowiązują, nie do końca są takie same. Na przykład magia nie jest w nim zabobonem ani bajką, ale rzeczywistością, która wszystkich przeraża. Oficjalna wersja głosi, że kumulacja magii w człowieku doprowadza w końcu do samozapłonu i wybuchu z potężną mocą. Dlatego specjalny Departament zajmuje się wyszukiwaniem ludzi obdarzonych mocą magiczną. Co dzieje się z nimi po aresztowaniu, nikt dokładnie nie wie. Pewnego dnia Molly z przerażeniem odkrywa, że w jej życie wkradła się magia - zaczyna mieć prorocze sny, a na ulicy ratuje spod kół powozu białego kota, znajdując się zbyt daleko, by mieć szansę go dosięgnąć. Tylko dzięki pomocy pracującego przy tej ulicy więźnia z barbarzyńskiego plemienia Rooskies, udaje się jej wtedy uciec przed konstablami. Gdy jej wyczynem zaczyna się interesować Departament, dziewczynka ucieka z domu. Ma jasny cel - znaleźć się jak najdalej, zanim zacznie być niebezpieczna dla otoczenia. Nie wszyscy jednak wierzą w oficjalną wersję działania magii...
Cykl "Blackwater" jest adresowany do zupełnie innego czytelnika niż "Siedem zwierząt Rajlegu". Tamto stanowiło trudną w odbiorze, ponurą fantasy w wersji hard. "Blackwater" - wyraźny steampunk - jest w założeniu lekturą dla nastolatków i to tych młodszych. Rozumie się więc samo przez się, że musi być lżejsza i łatwiejsza w odbiorze. Bohaterka jest dwunastoletnią dziewczynką, w każdym razie taką ja poznajemy, i patrzy na świat oczami dziecka. Surowa, apodyktyczna i w gruncie rzeczy ograniczona matka usiłuje wychować ją na prawdziwą małą damę, lecz Molly nie daje zabić w obie przekornego, czupurnego, wręcz chłopięcego ducha. Okoliczności wymagają od niej, by szybciej niż rówieśniczki stała się samodzielna i odpowiedzialna, i właśnie dzięki cechom według jej matki niepożądanym udaje się jej przetrwać. Bo świat nie jest wcale tak prosty, jak uważa lady Anny Blackwater, i nie dzieli się grubą kreską na ludzi "z towarzystwa" i niewartą uwagi hołotę. Molly jest ponad swój wiek inteligentna - nie tylko wyjątkowo uzdolniona technicznie, ale też po prostu mądra. Patrzy na życie bez matczynego snobizmu i zadzierania nosa. Jest jednak wiele rzeczy, których nie wie lub też ma o nich błędne pojęcie.
Książka zawiera - oprócz fascynującego obrazu alternatywnego świata - spory ładunek dydaktyzmu. Podział świata na "złych" i "dobrych" okazuje się czysto subiektywny. Bezwzględny konsumpcjonizm w starciu z walką o ochronę swojej ziemi to bardzo przejrzysta aluzja., Choć w książce walczą ze sobą poddani Jej Królewskiej Mości i Rooskies, czyli po prostu Ameryka i Rosja, to łatwo podstawić tu np., pionierów Dzikiego Zachodu i Indian. Pierwsi to zwolennicy postępu za wszelką cenę, drudzy zaś bronią swoich siedzib i swego sposobu życia. Słowa pani bosman, która tłumaczy Molly, czemu trzeba walczyć z Rooskies, brzmią jak żywcem wyjęte z książek Laury Ingalls Wilder (cykl "Mały domek na prerii"). Jedna z żon osadników mówi o Indianach tak:
"Przecież Indianie nie uprawiają tej ziemi ani nic nie budują, więc na co im ona?" Podobnie komunistyczne podejście do kwestii własności może dziwić w ustach Amerykanki, ale niestety było i jest powszechne. Tutaj oczywiście sympatia czytelników ma być po stronie Rooskies - choć przyznam, że opisany przez autora świat techniki bardziej mnie jednak pociąga.
Jeśli miałabym coś do zarzucenia tej książce, to według mnie stanowczo zbyt skrótowy obraz Nord Yorku i w ogóle społeczeństwa zamieszkującego Królestwo. No i główni bohaterowie w modnym, cielęcym wieku, bo przecież co tam wiedzą lub mogą zrobić dorośli. Inne uproszczenia są zrozumiałe, w końcu mamy do czynienia z książką dla bardzo młodego czytelnika. Z drugiej strony jednak nie brak w niej opisów przemocy czy lekkiej nuty makabry (nie zdradzę, jakiej). Mamy w niej też typowe elementy steampunku, łącznie z pancernym pociągiem o nazwie "Herkules", będącym czymś w rodzaju lądowego statku bojowego. Powiem, że to coś, co mnie naprawdę zachwyciło i żałowałam, że autor nie zatrzymał się nad tym dłużej. W sumie mamy całkiem udany melanż techniki i magii i powiem, że z niecierpliwością będę czekała na kolejny tom. Mam nadzieję, że się ukaże. Mam prawo niepokoić się o to, bo w przypadku "Żelaznego ciernia" Kaitlyn Kittridge - też steampunk - nie doczekałam się polskiej kontynuacji. A szkoda.
Tytuł: "Magia i stal"
- Autor: Nik Pierumow
- Cykl: "Blackwater" tom: 1
- Język oryginału: rosyjski
- Przekład: Ewa Skórska
- Okładka: miękka
- Ilość stron: 448
- Data premiery: 21 listopada 2018 r.
- Wydawnictwo: Akurat
- ISBN: 978-83-287-1016-0
- Cena: 39,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Akurat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus