„Diablo. Wyścig o wszystko” - recenzja
Dodane: 18-01-2019 23:53 ()
Chciałoby się rzec, że dobry film dzisiaj widziałem. Niestety nie można tego powiedzieć w przypadku Diablo. Wyścigu o wszystko. Twórcom zabrakło w tej produkcji każdego nawet najmniejszego elementu sztuki filmowej, by nadać historii jakąkolwiek dozę prawdopodobieństwa, nie mówiąc już o przerysowanych do bólu bohaterach, dialogach wyjętych żywcem z telewizyjnych produkcji klasy Z lub gorzej, karykaturalnych beztalenciach udających aktorów, którzy swoje tajemne moce skrywają pod maską szpecących ciało tatuaży. Tak, jeszcze są panienki w tym filmie, ale tylko by pokazywać swe wdzięki, a przy okazji błysnąć inteligencją na poziomie zerowym. Panowie zaś muszą koniecznie grać macho, najlepiej takiego wzorowanego na amerykańskich filmach gangsterskich prezentujących oczywiście najgorszy możliwy poziom tychże produkcji.
O czym jest Diablo? O nielegalnych wyścigach, których ponoć w państwie prawa i sprawiedliwości odbywa się ponad tysiąc rocznie. W tej ostoi nieprzekupnych gliniarzy, gangsterów udających biznesmenów i młodych gniewnych polskich szos swoich sił w wyścigach pragnie popróbować Kuba. Żółtodziób łudzący się, że dzięki talentowi i szybkiej bryce łatwo zarobi na operację dla siostry. Ten szczytny cel zamierza osiągnąć, zaciągając się do ekipy niejakiego Maxa. Pod skrzydłami lokalnego bandziora szybko staje się gwiazdą, wpada w oko córce mafiosa, a przy tym płaci frycowe za wejście w przestępczy półświatek. Są jeszcze jakieś wątki poboczne, ale scenariusz obrazu nie przewidział ich sensownego i ciekawego rozwinięcia.
Pierwszym grzechem produkcji Michała Otłowskiego są wyścigi. Nudne ganianie się po zamkniętych przestrzeniach, taka trochę zabawa w chowanego, kto kogo złapie. Zero emocji, napięcia, za to sporo nieporadności w pokazaniu nawet najprostszych scen jazd. Drugim grzechem obrazu są siermiężne dialogi opierające się w znacznej mierze na słowach na k. Klasyk ze świerszczami w nocy czy stygnącymi jajami w gębie to przykład braku umiejętności scenarzysty w napisaniu ciekawej ścieżki dialogowych. Jak ktoś liczy na humor, to są trzy zabawne kwestie. Jedna ze świerszczami, druga z jajami, a trzeciej już nie pamiętam. Wena autorów porażająca. O grze aktorskiej można powiedzieć, że jest. Chyba. Największe wrażenie robi rzecz jasna Agnieszka Włodarczyk z trzema zdaniami na krzyż. Jej bohaterka – o jakże pięknym meksykańskim imieniu Paloma (dobrze, że nie Palona tudzież Pandora) – to szkoleniowy wręcz przykład zbędnej, niepotrzebnej i durnej postaci drugoplanowej. A takich podobnych do tej Palomy jest jakieś pięćdziesiąt siedem. I żeby nie było, nie są to wyłącznie panie statystki o bujnych biustach z fają lub piwskiem w ręku robiące za tło. Myślę, że pokazanie jakiegoś pomnika przyrody lub niezapomnianego krajobrazu korzystniej skomponowałoby się z fabułą o szybkich rajdowcach i ich wściekłych brykach. Trzeci grzech to efekty pirotechniczne, tzw. wybuchy, kraksy i inne komputerowe triki. No właśnie, ich brakuje najbardziej, pewnie nie starczyło mamony na lepszy CGI. Wybuchy w Diablo to wypisz wymaluj szczyt techniki późnych lat czterdziestych ubiegłego stulecia. Królik Bugs i Kaczor Daffy mogli się pochwalić bogatszymi i składniej zaanimowanymi eksplozjami. Polskie standardy roku 2019 to dno i trzy metry mułu.
Słowem podsumowania. Pretekstowa fabułka pozwala nam już po chwili zrozumieć, że popełniliśmy błąd, wchodząc do tej akurat sali kinowej. Czasami o takich filmach mówi się, tak zły, że aż dobry. Niestety przy Diablo. Wyścigu o wszystko najgorsze dokonania Nicolasa Cage’a to złoto w najczystszej postaci warte worka Oscarów. Po seansie polskiego potworka nasuwają się pytania, po co, jak to, dlaczego? Czy rodzima kinematografia nie ma naprawdę na co marnotrawić środków? Szybcy i wściekli to relaksujące rozrywkowe kino, bajeczka dla dużych chłopców, ale wciąż dająca widzowi sporą dawkę emocji i wrażeń, a także nienachalnie propagująca rodzinne więzi. Co otrzymujemy w polskiej podróbce? Nic. Intelektualnie pustą, koszmarnie zmontowaną i zagraną, zagospodarowaną przez nieskładne sekwencje akcji na zmarnowanej taśmie filmowej. To złe kino, którego trzeba się wystrzegać, by nie dać pseudo autorom pola do powtarzania tego rodzaju eksperymentów w jakimś stopniu niszczących rodzimą kinematografię. Przebrzmiałe gwiazdeczki seriali lat dziewięćdziesiątych należy odesłać na emeryturę, gdzie ich miejsce. Warto powiedzieć stanowcze nie skrytym grabarzom rodzimego kina, wciskającym widzom zatęchłe ochłapy. W przypadku Diablo nie można mówić nawet o zmarnowanym potencjale, ponieważ ten film takowego nigdy nie miał.
Ocena: 0/10
Tytuł: „Diablo. Wyścig o wszystko”
Reżyseria: Michał Otłowski
Scenariusz: Michał Otłowski, Daniel Markowicz
Obsada:
- Tomasz Włosok
- Karolina Szymczak
- Cezary Pazura
- Rafał Mohr
- Mikołaj Roznerski
- Katarzyna Figura
- Joanna Opozda
- Agnieszka Włodarczyk
- Jacek Beler
Zdjęcia: Michał Pukowiec
Montaż: Antoni Kowalczyk, Amadeusz Andrzejewski
Scenografia: Ewelina Rosłaniec, Szymon Uberman
Kostiumy: Edyta Jermacz
Czas trwania: 110 minut
comments powered by Disqus