„Mary Poppins powraca” - recenzja
Dodane: 27-12-2018 22:52 ()
Mówi się, że musical to już trochę wymarły gatunek, po którego twórcy sięgają niechętnie. Amerykanie jednak lubią odkopywać skamieliny, a zwłaszcza te, które swego czasu otrzymały deszcz nagród. Pięćdziesiąt cztery lata przyszło nam czekać na dalsze przygody Mary Poppins, nieco szorstkiej niani z kart powieści P. L. Travers. Pytanie, czy ktoś czekał na kontynuację?
Rodzeństwo znane z poprzedniego filmu dorosło, a Michael Banks doczekał się swoich dzieci. Nie jest mu jednak łatwo po śmierci żony wychowywać trójkę żywiołowych pociech. Pomaga mu w tym siostra Jane, ale to nie o wychowanie chodzi, a długi. Bezwzględny i bezduszny bankier stawia Banksom ultimatum. Albo spłacą zaległość, albo zajmie ich dom. W tych trudnych czasach ciężko jednak z finansami i gdy wszystkie znaki na niebie wskazują, że się nie uda, nagle pojawia się nieoczekiwany gość. Surowa, dystyngowana i wyniosła niania w osobie Mary Poppins, która znów przychodzi Banksom w potrzebie. Gdy dorośli starają się zaradzić niewesołej sytuacji, ona zajmuje głowy dzieciom, by ich wychowanie przebiegało beztrosko, bez wnikania w problemy dorosłych. Jednak trójka dzieciaków stara się wesprzeć swojego ojca, nawet jeśli on tego nie zauważa.
Za kamerą obrazu stanął Rob Marshall, czyli musicalowy spec, a więc nic dziwnego, że postawił na sprawdzone schematy. Nie ma tu zbędnego gadanie, jest za to sporo sekwencji tanecznych. Widać, że reżyser prościutką fabułę płynnie prezentuje za pomocą mini opowieści. Kolejne wokalne wybryki Mary Poppins przerywane są pesymistycznym wieszczeniem końca domu Banksów. Nie ma w tym nic odkrywczego, ale uczciwie należy przyznać, że Marshall zna się na swojej robocie i rzetelnie żongluje stałymi elementami musicalu, by z jednej strony zabawić widza z iście wodewilowym zacięciem, a z drugiej przekazać klasyczną opowieść o uciśnionej rodzinie, która dzięki potędze miłości i wzajemnemu wsparciu przezwycięży nadciągające zło. W tej familijnej rozpaczy nie brakuje Mary Poppins, która działa na zasadzie busoli, wskazuje bohaterom drogę tam, gdzie ją ewidentnie zgubili. Całość okraszono fantastycznymi scenami taneczno-wokalnymi, czyli w sam raz dla miłośników bajek i musicali.
Emily Blunt nie miała łatwego zadania, gdyż niedościgniona kreacja Julie Andrews, za którą otrzymała Oscara, była wyzwaniem wręcz niemożliwym do pobicia. Na szczęście aktorka nie chciała małpować weteranki kina, a zdecydowała się na własną interpretację niani. Z jej kreacji bije zarówno powaga, jak i odrobina szaleństwa, a uroczy uśmiech aktorki hipnotyzuje widza. Kroku dotrzymuje jej dzielnie Lin-Manuel Miranda, czyli ekranowy Jack. Oboje wiodą prym w scenach wokalno-tanecznych, a aktor wcielający się w ulicznego latarnika jest jasnym punktem tej produkcji. Z powodzeniem zaprezentowała się również trójka urwisów, których żywiołowe kreacje udanie wpisują się w ekranowe pląsy. Tym razem etatowy czarny charakter przypadł Colinowi Firthowi, który raczej znany jest z bardziej serdecznych postaci, ale również on nadał swojemu bohaterowi odpowiedniej dozy autentyczności. Nie wolno zapominać też o niezwykle barwnym cameo Meryl Streep. Aktorka tylko potwierdza swoją wszechstronność i renomę, dając popis umiejętności w tak niewielkiej kreacji. Najważniejsze jednak, że nie zawiódł element muzyczny, choreografia scen tanecznych w połączeniu z nieograniczoną wyobraźnią twórców przyciągają atencję widza.
Możliwe, że powrót Mary Poppins nie był potrzebny, jednak nie można mu odmówić swego rodzaju uroku. To kino nieco anachroniczne, jednocześnie próbujące nawiązać do dawnej świetności musicali, gdy efekty specjalne nie straszyły widza, a klarowny przekaz miał zadowolić zarówno dzieci, jak i dorosłych. To kino z morałem, niezwykle pozytywne i zrobione z sercem. Z pewnością też nostalgiczne i świetnie zagrane. Rozrywka murowana.
Ocena: 6/10
Tytuł: „Mary Poppins powraca”
Reżyseria: Rob Marshall
Scenariusz: David Magee
Obsada:
- Emily Blunt
- Lin-Manuel Miranda
- Ben Whishaw
- Emily Mortimer
- Pixie Davies
- Nathanael Saleh
- Joel Dawson
- Julie Walters
- Meryl Streep
- Colin Firth
Muzyka: Marc Shaiman
Montaż: Wyatt Smith
Zdjęcia: Dion Beebe
Scenografia: Gordon Sim
Kostiumy: Sandy Powell
Czas trwania: 130 minut
comments powered by Disqus