„Pusty człowiek” - recenzja

Autor: Tomek Kleszcz Redaktor: Motyl

Dodane: 23-12-2018 22:11 ()


Współczesna fizyka wyklucza możliwość istnienia nadprzyrodzonych zjawisk, podlegających pod obejmujące szerokie spektrum zjawisk pojęcie parapsychologii, przypisywanej mediom i prorokom na przestrzeni dziejów. Oczywiście w przypadku horrorów ciężko byłoby definitywnie obejść się bez takich ciekawostek, dlatego w żadnym stopniu nie przeszkadza to twórcom w tworzeniu kolejnych wariacji na ich temat. Dobre wariacje są spójne, logiczne i poprawne w pewnym zakresie. Cullen Bunn wykorzystuje w swojej historii wiele takich elementów, ale jego opowieści daleko do najlepszych z tego gatunku.

W Atlancie dochodzi do kolejnego przypadku związanego z Pustym Człowiekiem. To potoczna nazwa tajemniczej choroby, atakującej ludzi o teoretycznie większym potencjale psionicznym. Objawia się ona wyjątkowo agresywnym przebiegiem. Ofiary nią dotknięte umierają w skrajnie dziwny, często drastyczny sposób, przeważnie dokonując samookaleczeń i samobójstw. Co dziwne, przez część społeczeństwa została ona okrzyknięta dziełem Boga i powstały nawet religijne sekty, czczące ten fakt.

Towarzyszymy dwójce agentów, którzy docierają na miejsce kolejnego incydentu. Tym razem jednak sytuacja jest nietypowa, gdyż Pusty Człowiek zaatakował rodzinę, ale oszczędził dwójkę dzieci. Agenci Langford i Jensen w trakcie sprawdzania okolicy pojmują Świadka, członka jednej z sekt, w ten sposób śledztwo nabiera tempa. Istotną rolę w historii odgrywa również pastor Markoff, którego oparte na strachu kazania wyniosły na wyżyny popularności. Zanim jednak pojawiła się choroba, pastor odprawiał msze w byłej stacji benzynowej. Tam odwiedziła go nieco przerażająca kobieta, która szukała pomocy...

W przypadku tej propozycji trudno przyjąć jednoznaczne stanowisko i powiedzieć, że ten tytuł jest dobry, a ten tytuł jest słaby. Z oczywistych powodów przyjęta konwencja wymaga pewnej dozy tajemniczości i niejasności. Niestety, lektura prawie do samego końca sprawia wrażenia brnięcia przez coś nadmiernie mętnego, tak jakby forma najzwyczajniej przerosła treść. Wszystkie główne postaci zarysowane są dość powierzchownie i na pewno nie można powiedzieć, żeby siła tej pozycji leżała w kreacji bohaterów. Prawie nic nie dowiemy się o agentach specjalnych. Równie niewiele o pastorze oraz kobiecie z blizną, która zgłosiła się do niego po pomoc. Nadanie boskiego statusu czemuś raczej groteskowemu i przerażającemu nie jest w ogóle logicznie uzasadnione i bardzo nieprzekonujące. Przynajmniej ja nie potrafię sobie wyobrazić, że normalny człowiek uznałby za boskie dzieło chorobę, z powodu której człowiek potrafi dwukrotnie rzucić się z wysokości, bo jego kręgosłup chciał go pożreć. Do pewnego momentu scenariusz jakoś się trzyma w ramach obranej konwencji horroru. Potem choroba przyobleka się w ksenomorficzne ciało, a poziom religijnego bełkotu staje się wprost proporcjonalny do absurdów zachodzących w trakcie pracy śledczych. Zakończenie jest mało zaskakujące, a wręcz nijakie i w żaden sposób nie poprawia odbioru całości. Z drugiej strony scenarzyście udało się osiągnąć dość gęsty klimat, a cała historia, gdyby zabrał się za nią zdolny filmowiec, mogłaby stanowić podstawę do co najmniej dobrego filmu grozy.

Album bardziej obiecująco wygląda od strony graficznej, ale i ta nie jest pozbawiona istotnych wad. Vanesa R. Del Rey operuję uproszczoną, chropowatą kreską. Plansze toną w czerni, jest mrocznie i groteskowo, co idealnie odwzorowuje klimat opowieści. Z drugiej jednak strony zbyt duże uproszczenia - zwłaszcza w zakresie mimiki twarzy - dodatkowo spłaszczają i tak skromnie rozbudowanych bohaterów. Czasami ciężko w ogóle cokolwiek wyczytać z ich emocji czy gestów. Najsilniejszym atutem tego komiksu są kolory, nad którymi pracował Michael Garland. Świetna, nastrojowa paleta nadaje planszom bardzo mrocznego klimatu. Ciekawy sposób łączenia barw oraz operowania światłocieniem przywodzi na myśl prace takich mistrzów jak Dave Stewart czy Elizabeth Breitweiser. Tutaj nie ma się na co zżymać.

Pusty Człowiek to album raczej dla fanów horrorów. Żeby się przy nim w miarę dobrze bawić, trzeba całkowicie wyłączyć racjonalne myślenie, inaczej trafiamy na zbyt wiele zgrzytów i lektura kojarzy się z seansem przeciętnego filmu grozy klasy B. Ciekawa oprawa graficzna to odrobinę za mało, by zatuszować nieco mętny scenariusz, chociaż mający swój urok.

 

Tytuł: Pusty człowiek 

  • Pomysł i scenariusz: Cullen Bunn
  • Ilustracje: Vanesa R. Del Rey
  • Tłumaczenie: Piotr Czarnota
  • Wydawnictwo: Mucha Comics
  • Data publikacji: 23 listopada 2018 r. 
  • Liczba stron: 160
  • Papier: kredowy
  • Oprawa: twarda
  • Druk: kolor
  • ISBN 978-83-65938-28-2
  • Wydanie pierwsze
  • Cena: 65 zł

  Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 

Galeria


comments powered by Disqus