„Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 22-12-2018 23:56 ()


 

Najnowszy film Travisa Knighta (Kubo i dwie struny) właśnie zadebiutował w amerykańskich kinach. Bumblebee zbiera na ogół pozytywne recenzje i daje nadzieję, że kinowe uniwersum z Transformerami jest jeszcze do uratowania. Jednak zanim polscy widzowie poznają przygody przerośniętego trzmiela, mogą zapoznać się z oficjalnym prequelem filmu w formie komiksu.  Wydawnictwo Edipresse Polska SA sięgnęło po tytuł IDW Publishing, jak i po inne publikacje z Bumblebee (m.in. Wielka księga zadań).

Fabuła czterozeszytowej historii osadzona została w czasach Zimnej Wojny. W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Autoboty i Deceptikony zadomowiły się już na Ziemi, zaostrzając niekończący się konflikt między sobą. Każdy wybrał swego ludzkiego sojusznika. Ulubieniec Autobotów, czyli Bumblebee współpracuje z brytyjskim wywiadem, a dokładnie agentem MI6 Davidem Reeve’em. Ten niecodzienny duet musi się zmierzyć ze zdradą w swoich szeregach, rozpracować międzynarodowy spisek i jak to w przypadku takich historii bywa, ocalić świat.

Pozdrowienia z Cybertronu nie silą się na skomplikowaną szpiegowską historię, mimo że są nachalnie stylizowane na opowieści o Jamesie Bondzie. Tytuły poszczególnych zeszytów w klarowny sposób nawiązują do kinowych przygód agenta 007. Może brzmią dobrze, ale jest to prosty chwyt marketingowy. Fabuła opiera się na pościgu Deceptikonów za Bumblebee, który wraz ze swoim ludzkim partnerem stara się zapobiec eskalacji globalnego konfliktu, który oznaczałby koniec ludzkości, a Deceptikonom pozwoliłby objąć Ziemię we władanie.

Prostackość i naiwność scenariusza to największe mankamenty historii posiłkującej się przygodami popularnego agenta jej królewskiej mości. Fabuła bazuje na licznych pościgach za głównym bohaterem, który w tej opowieści charakteryzuje się niebywałym sprytem i przebiegłością. Przy całym szacunku do tej postaci, trudno nazwać Bumblebee urodzonym liderem. Sprawdza się w fabule zmierzającej ku parodii, bo inaczej trudno nazwać niniejszą publikację. Nie ma jednak odpowiedniej dawki charyzmy. Czynnik ludzki w opowieści ogranicza się do kilku gagów na krzyż mających podkreślić szpiegowski charakter komiksu. Nie pomagają również trywialne dialogi niekiedy spłycone przez tłumaczenie.  

Rysunki Andrew Griffitha udanie oddają styl lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Ilustrator nie zawodzi również w scenach akcji, a transformacje robotów są wyraźnie ujęte. Nieco gorzej wiedzie mu się przy rysowaniu twarzy postaci, nie zawsze są one do siebie podobne, jak również ma kłopoty z proporcjami. Broń w dłoni bohaterki wielkości jej głowy to lekka przesada. Jednakże rysunki wydają się najmocniejszą stroną tego przedsięwzięcia, a prezentowałyby się okazalej, gdyby polskie wydanie doczekało się kredowego papieru. Na offsecie kolorystyka komiksu jest przytłumiona.

Pozdrowienia z Cybertronu to pozycja skierowana do młodego odbiorcy, który nie znając genezy Transformerów z chęcią „łyknie” lekką opowieść o przyjacielskim Bee. Niemniej znacznie ciekawszy wydaje się pomysł stojący za kinowymi przygodami żółtego garbusa.

 

Tytuł: „Bumblebee: Pozdrowienia z Cybertronu” 

  • Scenariusz: John Barber
  • Rysunki:  Andrew Griffitha
  • Kolor: Priscilla Tramontao
  • Data premiery: 28.11.2018 r. 
  • Format: 17 x 25 cm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: offset
  • Cena: 24,99 zł


comments powered by Disqus