„Batman” tom 4: „Wojna żartów z zagadkami” - recenzja
Dodane: 09-12-2018 21:04 ()
Czwarty tom „Odrodzeniowej” serii z Batmanem w roli głównej zbudowany jest na dziwnej retrospekcji. Oto Bruce Wayne, leżąc sobie wygodnie w łóżku obok Seliny Kyle, wspomina zdarzenia, jakie rozegrały się w Gotham na początku jego kariery. Jest tu mowa o tym, że Riddler od roku siedział w więzieniu, zatem od zdarzeń znanych jako Rok Zerowy upłynęło mniej więcej dwanaście miesięcy. Pomijając fakt, że kompletnie nie wiadomo, czemu jej o tym wszystkim opowiada akurat teraz (to znaczy oczywiście w finale znajduje się wyjaśnienie, ale jest ono pozbawione sensu), te jego wspomnienia raczej do porywających nie należą i nie mówią o Mrocznym Rycerzu nic nowego. Nadal jest on oderwanym od rzeczywistości samozwańczym obrońcą Gotham rozczulającym się nad swoim honorem i prawością, zamiast robić to, co do niego należy.
Od samego początku obserwujemy, jak nieuchronnie zmierzają ku sobie dwie złowieszcze postaci. Riddler ucieka z więzienia, by spotkać się z czekającym na niego Jokerem. Rozmowa, jaką odbywają w jakimś wieżowcu, kończy się dość zaskakująco dla Edwarda Nygmy. Ten kreowany tu na wszechwiedzącego mózgowca, który niczym Magnus Carlsen jest mistrzem strategii planującym dziesiątki ruchów do przodu i umiejącym przewidzieć każdą odpowiedź swojego przeciwnika, nie spodziewał się mianowicie, że szalony Joker, zamiast przyjąć jego propozycję wspólnej walki z Batmanem, strzeli mu prosto w brzuch. W końcu to tylko Joker. Tu z kolei czytelnik nie musi wykazywać się przenikliwością szachowego mistrza świata, by domyślić się, że Riddler przeżyje strzał oddany z kilku centymetrów i podejmie rzucone mu wyzwanie. Tak właśnie rozpoczyna się wielka wojna żartów z zagadkami, która podzieli miasto na dwie wrogie sobie frakcje. Obaj jej prowodyrzy są na tyle przekonujący, że najpierw bez problemu werbują do swoich oddziałów poszczególnych łotrów działających w Gotham, a następnie wciągają w całe zamieszanie nawet mieszkańców miasta. Oczywiście w trakcie tej wojny giną dziesiątki, jeśli nie setki niewinnych ludzi, a policja i Batman są całkowicie bezradni. Zresztą Mroczny Rycerz w ogóle został przesunięty na drugi czy nawet trzeci plan i sprowadzony do roli statysty.
Podczas lektury nie sposób uwolnić się od wrażenia, że Tom King nie miał żadnego pomysłu na tę historię. Po prostu postanowił zrealizować modny ostatnio scenariusz rozgrywki opartej na stworzeniu dwóch wrogich, zwalczających się brutalnie frakcji. Co więcej, scenarzysta w irytujący sposób nieustannie epatuje liczbą niewinnych obywateli zabijanych w hurtowych ilościach przez obu złoczyńców. Nie wiadomo dokładnie, czemu to ma służyć. Czy chodziło o pokazanie absurdalności zasad, jakimi kieruje się sam Batman, który jak wiadomo, nie zabija nawet takich morderców, jak Riddler czy Joker? A może celem było po prostu ośmieszenie i poniżenie głównego bohatera? Trzeba bowiem przyznać, że finałowa scena z Batmanem wyrażającym niemal wdzięczność jednemu z tych dwóch okrutników, jest co najmniej zastanawiająca. No cóż, jeśli chodziło o to, żeby pokazać Mrocznego Rycerza jako żałosnego przebierańca, to ten cel akurat udało się zrealizować. Jeśli komuś jeszcze mało opisów absurdów zawartych w tym komiksie, to dodajmy, że „ozdobą” tej historii jest poważne, pogłębione studium początków działalności Człowieka Latawca. Tak, zainspirowało go… puszczanie latawców.
Na szczęście ten komiks choć częściowo ratuje warstwa graficzna sprawiająca, że naprawdę miło się to wszystko ogląda. Szczególnie dobrze wyglądają rysunki odpowiadającego za główną historię Mikela Janina, ale Clay Mann rysujący dwuczęściową „Balladę o Kite Manie” również daje radę. Janin jest bez wątpienia mistrzem rozkładówek. Doskonale prezentują się zarówno te, które przedstawiają jedną tylko postać (na przykład pierwsze spotkanie Jokera z Riddlerem), jak i te ukazujące kilkanaście różnych postaci prężących się w doskonale skomponowanych układach choreograficznych. Tworzone z rozmachem rysunki mogłyby spokojnie posłużyć jako efektowne okładki niejednego komiksu lub filmowe plakaty. Zresztą zamieszczone w tomie okładki poszczególnych zeszytów jego autorstwa to również dzieła pierwszej klasy.
Niestety świetne rysunki to zdecydowanie za mało, by z czystym sumieniem polecić ten komiks komuś, kto zastanawia się, co warto czytać z „Odrodzenia”. Historia stworzona przez Kinga niestety całkowicie zawodzi. Autor chyba postawił sobie za cel epatowanie czytelnika całkowicie bezsensowną przemocą w wykonaniu Riddlera i Jokera, okraszoną graniczącą z groteską bezradnością Batmana. Chwilami można wręcz odnieść wrażenie, że ogląda się jakąś parodię komiksów superbohaterskich, w której licznik zabitych przez złoczyńców, niewinnych ludzi cały czas przyspiesza i nikt nie może temu zapobiec. Mimo tego zapewne wszyscy ciekawi tego, jak dalej będzie rozwijało się uczucie pomiędzy Bruce’em Wayne’em i Seliną Kyle i tak będą śledzić dalsze losy tej pary. Niemniej jednak opowieść o starciu Jokera z Riddlerem niewiele tu wnosi i spokojnie można ją sobie odpuścić.
Tytuł: „Batman” tom 4: „Wojna żartów z zagadkami”
- Tytuł oryginału: „Batman Vol. 4: The War of Jokes and Riddles”
- Scenariusz: Tom King
- Rysunki: Mikel Janin, Clay Mann
- Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 21.11.2018 r.
- Wydawca oryginału: DC Comics
- Objętość: 180 stron
- Format 165x255 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 49,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus