„Gentleman z rewolwerem” - recenzja
Dodane: 28-11-2018 16:27 ()
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść. Niepokonanym. Słowa piosenki idealnie oddają ostatni występ Roberta Redforda na dużym ekranie. Są pożegnania w kiepskim stylu, są pożegnania ciągnące się bez końca, a część aktorów nie potrafi rozstać się z kinem, chałturząc w produkcjach o wątpliwej jakości. 82-letni aktor nie zalicza się jednak do tej grupy. Wziął los w swoje ręce i zakończył trwającą blisko sześćdziesiąt lat karierę na własnych warunkach.
W filmie Davida Lowery’ego Redford wciela się w siedemdziesięcioletniego Forresta Tuckera, który w jesieni swego życia nie zwalnia tempa i robi to, co najlepiej potrafi, a co również jest dla niego wyznacznikiem szczęścia. Napada na banki. Nie są to jednak brutalne ataki, a wręcz przeciwnie. Tucker zawsze z uśmiechem na twarzy, nienagannie ubrany, z aparatem słuchowym nie sprawia wrażenia gościa, który za chwile dokona rabunku. Ten szelmowski uśmiech, pełen ciepła i charyzmy, ale też wyrozumiałości, bo Tucker w interpretacji Redforda to niegroźny starszy pan, który nie tylko przyszedł po nieplanowaną wypłatę gotówki. Przy okazji wdaje się w szczerą pogawędką z menadżerami i kasjerkami obrabowywanych banków. Człowiek z przeszłością, ale bez przyszłości nie ma nic do stracenia. Chyba że na swojej drodze spotka miłość życia. Nawet teraz, będąc między jednym a drugim skokiem, złodziej z zasadami odnalazł szczęście, które może pozwolić mu zrezygnować z dawno obranej ścieżki występku. Co okaże się silniejsze - uczucie do kobiety czy dreszczyk emocji podczas napadów?
Gentelman z rewolwerem to kino nakręcone w starym stylu, z niespiesznym tempem, bazujące na wyrazistych kreacjach, skupiające uwagę widza przede wszystkim na aktorach. Redford w tej roli pozwala sobie już na wszystko. Nic go nie powstrzymuje, by pójść nieco w stronę komedii, mimo że to film o notorycznym złodzieju, który przez całe życie był z prawem na bakier, a sens odnajdował w kolejnych ucieczkach z zakładów karnych. Jednak do swego fachu zawsze podchodził w iście dżentelmeński sposób. To też kolejny przykład kina, którego już się nie robi. Nostalgicznego, lirycznego z bohaterem łajdakiem, którego kochamy. Podobnych ról wyrzutków idących samotnie przez życie Redford miał wiele, nic więc dziwnego, że w taki właśnie sposób kończy swą niezwykle bogatą karierę. Jeszcze raz flirtuje z widzem, czy to marszcząc złowieszczo brwi przy jednym z napadów, czy też rozbrajająco uwodząc Sissy Spacek. Między parą na ekranie iskrzy, to oni dają popis aktorstwa. Gdzieś w tle niewyraźnie majaczy Casey Affleck w roli stróża prawa pragnącego złapać drwiących z policji weteranów złodziejskiego fachu. Jego kreacja to dalekie tło, niezbędny element fabularnej układanki, w której pierwsze i najważniejsze skrzypce odgrywa Redford.
Złodziej dżentelmen, którego najgroźniejszą bronią jest blef oraz kobieta mocno stąpająca po ziemi. Zaskakujące połączenie, a zarazem bardzo filmowe, można rzec, że wręcz nierealne. Dzieło Lowery’ego to oczko puszczone w kierunki widza lubującego się w kinie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych poprzedniego stulecia. Sprawnie nakręcone, uwodzące nostalgiczną atmosferą tamtych lat i skupiające się na parze głównych bohaterów. Godne pożegnanie Roberta Redforda z wielkim kinem, w którym nie raz i nie dwa dawał o sobie znać, a w tym przypadku pokazał kunszt umiejętności. Jak głosi napis na plakacie: Skradnie wam serce. Warto obejrzeć aktora znanego z takich filmów jak Butch Cassidy i Sundance Kid, Wielki Waldo Pepper czy Żądło w jego ostatniej roli.
Ocena: 7/10
Tytuł: Gentleman z rewolwerem
Reżyseria: Dawid Lowery
Scenariusz: Dawid Lowery
Obsada:
- Robert Redford
- Sissy Spacek
- Casey Affleck
- Danny Glover
- Tom Waits
- Tika Sumpter
- Ari Elizabeth Johnson
Muzyka: Daniel Hart
Zdjęcia: Joe Anderson
Montaż: Lisa Zeno Churgin
Scenografia: Olivia Peebles, Winona Yu
Kostiumy: Annell Brodeur
Czas trwania: 93 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus