„Ocean ognia” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 09-11-2018 22:30 ()


Do filmu Ocean ognia idealnie pasuje określenie nierówny. I nie chodzi tu o grę aktorską czy efekty specjalne – bo te elementy jak na kino szpiegowsko-sensacyjne są całkiem zgrabnie wyważone, ale raczej o fabułę i sposób przedstawienia historii, która wprawdzie wpisuje się w nurt political-fiction, ale bardziej przypomina naiwną bajeczkę nasączoną komunałami niż rasowym thrillerem.

Na morzu Barentsa dochodzi do zatonięcia dwóch łodzi podwodnych – rosyjskiej i amerykańskiej. Relacje między państwami są napięte, a rozmowy obu mocarstw są mało prawdopodobne z uwagi na pucz, w wyniku którego prezydent Rosji zostaje więźniem jednego z wojskowych watażków. Temu z kolei marzy się mała wojenka, w którą pragnie wciągnąć stronę amerykańską. Nie ma lepszego powodu jak obciążyć zepsutych kapitalistów winą o zniszczenie rodzimego okrętu, co może okazać się iskrą do większego konfliktu. Wśród amerykańskich dygnitarzy wojskowych również nie brakuje gorących głów, które miast dialogu preferują rozwiązania siłowe. Stąd już krótka droga do trzeciej wojny światowej.

Jednakże na szczeblach władzy ktoś jednak czasami myśli i stara się zażegnać potencjalny globalny konflikt. Wybór pada na nieopierzonego kapitana okrętu USS Arkansas, który musi dotrzeć do bazy rosyjskiej poprzez wody naszpikowane nieprzyjacielskimi jednostkami, minami podwodnymi, sonarami i zabrać stamtąd drogocenny ładunek. Jest nim rosyjski prezydent, którego ma odbić czwórka straceńców – komandosów Navy SEALs zesłanych na niemożliwą misję do jaskini lwa.

Ocean ognia to daleki krewniak takich produkcji jak Karmazynowy przypływ czy Polowanie na Czerwony Październik. Historia utrzymana jest we współczesnych realiach, na zasadzie co by było, gdyby ktoś niepowołany miał w swoich łapkach dostęp do rosyjskiej floty, a strona amerykańska bez przekonania sięgnęła po pokojowe środki zażegnania kryzysu. Tak jak w wielu podobnych przypadkach wszystko zależy od czynnika ludzkiego. Po stronie amerykańskiej od kapitana łodzi podwodnej, której arsenał możliwości szybko się kurczy oraz delikatnej nici porozumienia między kapitanem rosyjskiej jednostki, który niechętnie, ale jednak skłania się na współpracę z wrogiem.

Podstawowym problemem Oceanu ognia jest brak wyważenia poszczególnych scen, które powinny trzymać widza w napięciu. O ile podwodne manewry oraz wyczyny grupki komandosów są angażujące i wywołują dreszcz emocji, o tyle przerysowane i sztampowe zachowania dygnitarzy wojskowych psują ogólny obraz. Szczególnie boli zbyt ekspresywna  gra Gary’ego Oldmana, którego niewielka rola sprowadza się do niezamierzenie komicznego występu. Znacznie lepiej niż ostatnio wypada Gerard Butler, który wprawdzie nie wychodzi poza swoje standardowe aktorskie emploi, ale tym razem jego rola jest bardziej stonowana. Z głównych bohaterów najlepsze wrażenie pozostawia nieodżałowany Michael Nyqvist – zmarły w zeszłym roku aktor pokazuje tu prawdziwy kunszt i grę stonowanymi emocjami. Z kolei większość rosyjskich żołdaków wypada nierealistycznie jak wyjętych wprost z radosnych przygód Jamesa Bonda.

Na tle sztampowej i niekiedy rażącej sztucznymi efektami specjalnymi akcji, jest w obrazie Donovana Marsha kilka ciekawych momentów. Na pewno jednym z nich jest odbicie prezydenta i ucieczka komandosów, gdzie napięcie jest wyczuwalne. Jednak nawet takie sceny twórcy zapewne niezamierzenie odrobinę psują, bo lokacje grupy uciekinierów (nadbrzeże, droga, las) zmieniają się zbyt radykalnie w zależności od ujęcia następujących po sobie scen, ale w żadnym wypadku nie mamy tutaj do czynienia z jednolitością położenia (przy pieszej ucieczce), co wprowadza nieco chaosu i każe powątpiewać w umiejętności montażowe twórców. Szkoda, bo przy większym dopracowaniu podobnych sekwencji otrzymalibyśmy produkcję lepszej jakości.

Konkludując, kino opierające się na nostalgii zimnowojennego konfliktu odeszło do lamusa, a próby jego wskrzeszenia poprzez teoretyzowanie na tematy związane ze współczesnymi politycznymi zawieruchami są skazane na porażkę. Brak tutaj prawdziwych emocji, które urealniałyby ludzkie, nieczęsto trudne wybory, bo pokazanie aktorów w wyuczonych pozach czy straszenie widzów tym samym zagrożeniem od przeszło sześćdziesięciu lat nie jest ani odkrywcze, ani angażujące. Chwała aktorom, że pomimo tak marniutkiej opowieści udało im się nadać bohaterom przynajmniej namiastkę charakteru, uciekając z pułapki nadmiernego patosu, a także amerykańskiego kozaczenia. Dla amatorów gatunku będzie to poniekąd lekki, acz strawny seans, pozostali niestety wynudzą się jak mops. 

Ocena: 4,5/10

Tytuł: Ocean ognia

Reżyseria: Donovan Marsh

Scenariusz: Arne Schmidt, Jamie Moss

Obsada:

  • Gerard Butler
  • Common
  • Gary Oldman
  • Adam James
  • Michael Nyqvist
  • Linda Cardellini
  • Alexander Diachenko
  • Michael Gor
  • Igor Jijikine
  • Ilia Volok

Zdjęcia: Tom Marais

Muzyka: Trevor Morris

Montaż: Michael J. Duthie

Scenografia: Robert Wischhusen-Hayes

Kostiumy: Caroline Harris

Czas trwania: 121 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


comments powered by Disqus