„Noc pożera świat” - recenzja
Dodane: 21-10-2018 20:48 ()
Głównie dzięki popularności serialu The Walking Dead zombiaki wróciły do łask. Niestety, jak zwykle oznacza to wiele miernych produkcji, w których zobaczyć możemy jedynie ograne schematy, kiepskie efekty i drewniane aktorstwo. Na szczęście z tego oceanu przeciętności można co jakiś czas wyłowić kilka perełek. Filmy pokroju „Noc pożera świat” przywracają mi wiarę w filmowców, którzy najwyraźniej nie zapomnieli, że koncept zombie daje naprawdę wiele możliwości.
Sam chciał jedynie odebrać swoje kasety od byłej dziewczyny. Zadanie z pozoru proste, ale zamiast tego przyszło mu krzątać się po wielkiej imprezie w dużym paryskim mieszkaniu, dopóki nie przegrał ze zmęczeniem (i alkoholem), zapadając w sen w jednym z bocznych pomieszczeń. Podobnie jak bohater „Dnia Tryfidów” Sam przespał apokalipsę. Gdy rano budzi się, apartament jest pusty, zdemolowany, na ścianach widać krwawe smugi i rozbryzgi. Ulice nie prezentują się lepiej - porzucone auta, ślady walki oraz dziwnie poruszający się ranni ludzie.
Tak zaczyna się film o osobliwym tytule „Noc pożera świat”. I choć podobne wprowadzenie widziałem już w tuzinach innych „zombie flicków”, akurat ten jest zaskakująco dobry. Dwa główne elementy, które w mojej opinii odgrywają kluczową rolę w tym filmie, to sceneria oraz główny bohater. Francja to nie Stany Zjednoczone - Sam nie jest komandosem, który biega obwieszony bronią. Jest zwykłym człowiekiem w niezwykłej sytuacji - niejako uwięzionym w budynku położonym niedaleko Wieży Eiffla. Treścią filmu jest jego egzystencja w kolejnych dniach, tygodniach i miesiącach. Choć w filmie nie brak akcji, dominuje stopniowanie napięcia i coś, co określiłbym mianem prawdziwych dylematów i problemów. Samowi udało się przetrwać najgorsze, jest względnie bezpieczny. Ale będzie musiał sobie poradzić z prostymi potrzebami jak zdobywanie pożywienia, higiena oraz... samotność, która zaczyna coraz bardziej doskwierać. W obrębie budynku bohater może robić, co chce, zatem zabija on nudę na różne sposoby. Nasuwa się pytanie - czy jest jeszcze powód, by kurczowo trzymać się życia? Czy ma sens tkwienie w tej swoistej samotni, czy też czas podjąć ryzyko i wyjść na zewnątrz? A może nic już nie ma sensu?
Brawa należą się Andersowi Danielsenowi Lie, wszakże film w większości to „teatr jednego aktora”. Nie wszystkie decyzje Sama są rozsądne czy godne pochwały, ale należy docenić jego zdolności organizacyjne oraz opanowanie, jakim się wykazuje. „Noc pożera świat” zawiera sporą dozę realizmu - zawsze liczę filmowi na plus, jeżeli złe wybory bohaterów są w jakiś sposób karane. Charakteryzacja i efekty stoją na przyzwoitym poziomie.
Filmowi bliżej jest do Siege of the Dead niż do REC. Spodoba się zwłaszcza fanom zombiaków nastawionych na praktyczne skutki wybuchu pandemii. Nie jest to raczej film dla tych widzów, dla których liczy się ciągła akcja, ucieczki i strzelaniny.
Ocena: 8/10
Tytuł: „Noc pożera świat”
Reżyseria: Dominique Rocher
Scenariusz: Dominique Rocher, Jérémie Guez, Guillaume Lemans
Obsada:
- Anders Danielsen Lie
- Golshifteh Farahani
- Denis Lavant
- Sigrid Bouaziz
- David Kammenos
Muzyka: David Gubitsch
Zdjęcia: Jordane Chouzenoux
Montaż: Isabelle Manquillet
Kostiumy: Caroline Spieth
Czas trwania: 93 minuty
comments powered by Disqus