„Ostatni syn Kryptona” - recenzja
Dodane: 12-08-2018 18:37 ()
Richard Donner to człowiek instytucja. To on zainicjował boom na ekranizacje komiksów, kręcąc Supermana z pamiętną rolą Christophera Reeve’a i dał nam jeden z najlepszych buddy movie – Zabójczą broń, z wyrazistymi kreacjami Mela Gibsona i Danny’ego Glovera. Położył także kamień węgielny pod sukces Marvela na dużym ekranie, wspólnie z żoną wspierając mało znaczącą inicjatywę w końcówce lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia o swojsko brzmiącym tytule X-Men. Nie tylko język filmu jest jego żywiołem, bo równie udanie odnajduje się w materii komiksowej.
Na Ostatniego syna Kryptona należy patrzeć przez pryzmat produkcji Donnera. Wiadomo nie od dziś, że wizja reżysera była zmieniania, nie miał pełnej swobody twórczej, a z drugiej strony, nie oszukujmy się, u schyłku lat siedemdziesiątych poprzedniego wieku nie miał do dyspozycji zaawansowanej technologii, a więc nie wszystkie pomysły udało się zrealizować i przenieść na celuloid. Można zadać sobie istotne pytanie: co by było, gdyby Donner miał pełną władzę nad drugą częścią kinowych przygód Człowieka ze Stali albo stał za kamerą części trzeciej? Połowicznie na to pytanie odpowiada nam reżyserska wersja Supermana II, wypuszczona w 2006 r., czyli w tym samym czasie, kiedy reżyser kolaborował z Geoffem Johnsem nad scenariuszem Ostatniego syna Kryptona. Przypadek? Wątpię.
Fabuła, przynajmniej w pierwszej fazie, skupia się na dziecku, które niczym niegdyś Kal-El spadło w kosmicznej kapsule na Ziemię. Wojsko od razu interesuje się tajemniczym przybyszem, który mówi w nieznanym języku i okazuje się przejawiać zdolności wykraczające poza ludzkie normy. Szybko wychodzi na jaw, że młodzieniec i uwielbiany obrońca Metropolis są tożsamej proweniencji. Wątek dziecka tylko w niewielkim stopniu pokazuje rodzicielskie aspiracje Clarka i Lois, którzy z oczywistych względów nie mogą posiadać potomstwa. Nim jednak para oswoi się z myślą opieki nad chłopcem, któremu dają imię Christopher (hołd złożony zmarłemu w 2004 r. aktorowi Christopherowi Reeve’owi), nad miastem pojawiają się kolejne kapsuły, a wraz z nimi armia Kryptończyków. Inwazja kosmitów z supermocami to trochę zbyt wiele jak na osamotnionego Człowieka ze Stali, toteż Kal-El musi znaleźć sojuszników do walki z najeźdźcą w osobie Zoda i jego kompanów. A wedle starego jak świat powiedzenia: wróg twojego wroga, jest twoim przyjacielem, wybór pada na najpotężniejszego geniusza w historii uniwersum DC, czyli Lexa Luthora.
Po powyższym, krótkim zarysie fabuły doskonale kształtuje się analogia ze scenariuszem drugiej części kinowego Supermana. Zagrożenie jest znacznie poważniejsze, a więc stosownie zwiększono liczbę zaangażowanych w historię bohaterów. Z korzyścią dla jej dynamizacji, a także atrakcyjności. Nie należy doszukiwać się w tym przypadku finezyjnych posunięć, wszak to opowieść o Człowieku ze Stali, który mierzy się z hordami swoich rodaków. Nie jest jednak przesadnie zaśmiecona występami drugoplanowych postaci, a sceny konfrontacyjne są przemyślane i stonowane. W całym tym zamieszaniu nad Metropolis na czoło wysuwa się motyw ojcowski. Zarówno przywołany przez użycie holograficznej wersji Jor-Ela, patent ewidentnie zapożyczony z filmu, jak również poprzez korespondencyjny pojedynek między Kal-Elem a Zodem. Jeden pragnie być ojcem i otacza miłością obcego chłopca, drugi, mimo że ma syna, to gardzi nim i nie poczuwa się do najważniejszej i najbardziej wymagającej roli w życiu.
Pomysł duetu autorów został z powodzeniem zilustrowany przez Adama Kuberta, któremu wprawdzie daleko do umiejętności bardziej sławnego brata Andy’ego, ale w tym przypadku wizja plastyczna jest spójna. Warto zwrócić szczególną uwagą na odmienną manierę rysowania scen rozgrywających się w Strefie Widmo, jak również efekt bliski trójwymiarowości osiągnięty w kadrach obrazujących wciąganie do tego obszaru. Szkoda, że po raz wtóry tłumaczenie komiksów WKKDC pozostawia wiele do życzenia, a niektóre słowa użyte w wersji polskiej zostały przeinaczone względem oryginału. Najwyraźniej taka dzisiaj moda, że gdy coś sprawia trudność w przekładzie, to otrzymujemy radosną twórczość tłumaczy.
Ostatni syn Kryptona to jak dotąd jedna z najciekawszych propozycji tej kolekcji, zatem warto po nią sięgnąć. Historii z Supermanem aż tak dużo w Polsce się nie ukazało, a więc najwyższa pora zmienić ten niechlubny stan rzeczy.
Tytuł: Ostatni syn Kryptona
- Scenariusz: Richard Donner, Geoff Johns
- Rysunki: Adam Kubert
- Kolory: Dave Stewart
- Wydawnictwo: Eaglemoss
- Papier: kreda
- Druk: kolor
- Format: 170×260 mm
- Cena: 39,99 zł
comments powered by Disqus