Marko Kloos „Frontlines" tom 4: „Łańcuch dowodzenia” - recenzja
Dodane: 10-08-2018 07:09 ()
„Łańcuch dowodzenia” Marko Kloosa – czwarty tom serii Frontiers – budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony warsztatowo autor trzyma poziom, z drugiej mam wrażenie, że chyba kończą mu się pomysły na prowadzenie fabuły.
I otrzymujemy typowy tom „na przeczekanie”, któremu przede wszystkim brakuje solidnej wolty fabularnej, zmiany układu sił w opowieści. Tak naprawdę w całej książce nie dzieje się nic nowego, oprócz nieźle opisanych potyczek militarnych z zastosowaniem tak międzyplanetarnej, jak i naziemnej floty, oraz z użyciem oddziałów naziemnych, gdzie nasz główny bohater - Grayson – może się wykazać. A że pojawia się okazja, by dołączyli do niego starzy kompani (oraz żona) to skład otrzymujemy naprawdę ciekawy. Z jednej strony wykorzystanie dobrze eksponowanych i mocno zarysowanych postaci z poprzednich tomów pozwala Kloosowi sprawnie kreować obraz „jednostki specjalnej”, z drugiej zaś pozostawia niedosyt nowych bohaterów, którzy mogą zaintrygować. Owszem, z początku szykuje się ciekawie. Tajna misja, do której Grayson zostaje przydzielony, zapowiada się mocno intrygująco, a sam układ, do którego grupa się kieruje, może kryć wiele zagadek, jednak kiedy karty zostają odkryte... napięcie opada. Bowiem mamy dokładnie to, czego możemy się spodziewać. Zdradzieckie siły dawnego rządu, które uknuły sobie stworzenie bezpiecznej przystani na planecie, łudząco przypominającej Ziemię nie jest ani zaskoczeniem, ani znów tak przesadnie porywającym pomysłem. A szkoda, bo zazwyczaj Kloos potrafił wpleść do fabuły nowe wątki, przetasować układ sił, zawiązać nowe, niespodziewane przymierza... Tutaj wszystko zdaje się pod ścisłą kontrolą, ale i jest jednocześnie mocno przewidywalne dla czytelnika.
„Łańcuch dowodzenia” to nadal jest sprawnie nakreślona militarna SF, jednak wachlarz pomysłów mocno się Kloosowi ograniczył i to, co zachwycało, cieszyło i porywało we wcześniejszych tomach (bo w pewnym sensie było nowe) trochę zaczyna trącić nudą.
Szkoda, gdyż był to ciekawy tytuł, który mocno w moim rankingu nowości tego gatunku konkurował z „Polami dawno zapomnianych bitew” Roberta Szmidta. Jednak o ile polski autor w każdym tomie dorzucał nowe elementy i powoli odkrywał karty, to Kloos zdaje się, za szybko pokazał wszystko, co miał do pokazania i teraz nie do końca wie, jak popchnąć fabułę dalej, więc zapycha ją scenami dobrze rozpisanymi, ale mocno zbędnymi, bez których cała seria mogłaby się obejść. „Łańcuch dowodzenia” to najsłabszy tom cyklu, w którym wszystko, co dobre i warte uwagi dałoby się zmieścić w 1/3 objętości.
Książka spodoba się tym, których cieszą przede wszystkim precyzyjnie i szczegółowo rozpisywane militarne starcia, także te lądowe. W tym zakresie Kloos nadal czuje się dobrze i radzi sobie z tymi niełatwymi partiami. Jednak to, co obudowywało we wcześniejszych książkach te fragmenty tutaj nie ma w sobie potencjału i nie daje oczekiwanej satysfakcji.
Mimo tych wad powieść – jako część serii – odkrywa przed nami kilka ważnych informacji dotyczących Dryblasów. Na tyle znaczących, by warto było przeczytać niniejszy tom, jeśli się chce kontynuować serię. Mimo braków „Łańcucha dowodzenia” nadal wierzę w potencjał „Frontiers” i ciekaw jestem, co autor jeszcze zaoferuje. Owszem, cykl nieubłaganie zbliża się do końca i - jeśli autor też jest tego świadom – można go sprawnie doprowadzić do finału. Ale to jest potencjał na co najwyżej jeszcze jeden, piąty tom. Chyba zdarzy się cud, ale po lekturze czwórki nie do końca wierzę, że coś spektakularnego Kloos jeszcze chowa w zanadrzu.
Tytuł: „Frontlines" tom 4: „Łańcuch dowodzenia”
- Autor: Marko Kloos
- Wydawca: Fabryka Słów
- Tłumaczenie: Piotr Kucharski
- Data wydania: 05.2018 r.
- Liczba stron: 476
- Oprawa: miękka
- Format: 125×195mm
- ISBN-13: 9788379641628
- Cena: 39,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus