„Ant-Man i Osa” - recenzja
Dodane: 06-08-2018 21:49 ()
Podczas konfrontacji Avengers z Thanosem niejeden miłośnik Marvela zastanawiał się, gdzie u licha podziali się Ant-Man i Osa, którzy mogliby stanowić kolosalne wsparcie dla bohaterów stawiających opór kosmicznemu najeźdźcy. Odpowiedź na to, jak i inne pytania przynosi nam dwudziesty już film MCU.
Scott Lang po brawurowej i nieodpowiedzialnej akcji w Niemczech podczas wojny bohaterów poszedł na układ z generałem Rossem, który w jego przypadku zakończył się przymusowym domowym aresztem. Najmniejszy z Mścicieli stara się przestrzegać zasad, by móc na powrót cieszyć się wolnością. Wolny czas zabija, zakładając firmę ochroniarską oraz spędza na zabawach z Cassie. Reminiscencja z rzeczywistości kwantowej sprawia, że kontaktuje się z Hankiem Pymem, który odciął się od swego podopiecznego. Jednak jego sny sprawiają, że oryginalny właściciel kostiumu Ant-Mana postanawia jeszcze raz skrzyżować swe drogi z niegdysiejszym złodziejem, aby odkryć tajemnice mikroświata. Hank wraz z córką pracują nad otwarciem portalu prowadzącego do kwantowej rzeczywistości z nadzieją, że uda się im sprowadzić z powrotem Janet Van Dyne. Niestety, nie tylko oni pragną otworzyć podwoje do nieznanego świata, bo chrapkę na nową technologię ma lokalny zbir - Sonny Burch, a także enigmatyczny złoczyńca o pseudonimie Duch, dla którego ekstrakcja żony Pyma oznacza być albo nie być.
Przygody Ant-Mana rozgrywają się nieco na uboczu wielkich bitew z udziałem największych ziemskich herosów. Najmniejszy z bohaterów nie zaprząta sobie głowy intrygami na kosmiczną skalę, gdyż ma więcej przyziemnych problemów. Głównym jest bycie odpowiedzialnym ojcem, który zadba o swoją córkę, nie narażając się w kolejnej niebezpiecznej misji. Tym razem jednak nie było już możliwości osadzenia fabuły na dość wysłużonym schemacie mistrz-uczeń, potrzeba było zaskoczyć czymś świeżym. Tym elementem jest pojawienie się partnerki Scotta, czyli Osy. Początek filmy to popis z udziałem Evangeline Lilly, która dość swobodnie odnalazła się w komiksowej konwencji. Szkoda, zatem, że Peyton Reed i spółka nie zdecydowali się w większej mierze oprzeć fabuły na tym dynamicznym duecie, a główny ciężar filmu znów osadzono na humorze słownym i sytuacyjnym. Nie ulega wątpliwości, że miał to być przyjazny dla młodych widzów obraz, ale powtarzane gagi czy dowcipy o zacinającym się prototypowym kostiumie to niestety nie poziom MCU, nawet w tak lekkiej produkcji, jak perypetie Człowieka Mrówki.
Natężenie prostych gagów blokuje rozwój postaci pokroju głównej antagonistki, lokalny zbir jest tylko kolejnym narzędziem do aplikowania zabawnych scen, a wprowadzony niejako w ramach ciekawostki Bill Foster, dawny współpracownik Pyma zagrany przez weterana Laurence’a Fishburne’a, jest tylko pociesznym pionkiem na planszy, którego rola została zmarginalizowana. Wiadomo, że nie można przez cały film bazować na pomniejszaniu i powiększaniu bohaterów, jednakże możliwości miniaturyzacji technologii Pyma wykorzystywane do różnych dziedzin życia to wciąż niewyeksploatowana żyła pomysłów, po którą dość nieśmiało sięgają twórcy. Zasady mechaniki kwantowej najlepiej przemilczmy, bo autorzy filmu bez wątpienia nie przejmowali się prawami fizyki, a kształtowali je na konkretne potrzeby fabularne.
Zarówno Paul Rudd, jak i Evangeline Lilly spisali się w swoich rolach i aż chce się zobaczyć ich jako pełnoetatowych Mścicieli. Przeciwnicy w tym obrazie są niestety papierowi, a Walter Goggins powinien w cuglach wygrać wyścig po nagrodę najbardziej bezużytecznego złoczyńcy w MCU. Trochę słabiej niż poprzednio zaprezentował się Michael Douglas, ale może być to związane z jego perturbacjami zdrowotnymi. Mimo walki z nowotworem nie zrezygnował z produkcji i odegrał w niej znaczącą rolę. Technologia Pyma może okazać się kluczem do walki z Thanosem, ale poza jednym zdaniem w scenie po napisach końcowych, twórcy nie dali żadnych podstaw, by tak miało być w rzeczywistości. Natomiast odkrycie podróżowania do rzeczywistości kwantowej może zwiastować powrót Yellowjacketa, błąkającego się po mikroświecie. Jednakże z wypowiedzi ekipy aktorskiej wynika, że powstanie trzeciej części przygód najmniejszego z Mścicieli nie jest wcale takie pewne.
Ant-Man i Osa wpisuje się w nurt minimalistycznych i mniej spektakularnych dokonań Marvel Studios, niemniej to wciąż sprawnie nakręcone kino, które powinno miłośnikom komiksowo-superbohaterskiej konwencji dostarczyć satysfakcjonującej rozrywki. Jednak patrząc z perspektywy pierwszego filmu, twórcy nie pokusili się o podniesienie poprzeczki, a raczej zadowolili się tym, co już wypracowali. Nie dziwi zatem brak perspektyw na rozwijanie mrówczego uniwersum na dużym ekranie.
Ocena: 6/10
Tytuł: „Ant-Man i Osa”
Reżyseria: Peyton Reed
Scenariusz: Chris McKenna, Erik Sommers, Andrew Barrer, Gabriel Ferrari, Paul Ridd
Obsada:
- Paul Rudd
- Michael Douglas
- Evangeline Lilly
- Hannah John-Kamen
- Laurence Fishburne
- Bobby Cannavale
- Judy Greer
- Abby Ryder Fortson
- Michael Peña
- Walton Goggins
- Michelle Pfeiffer
- Tip Harris
- David Dastmalchian
Muzyka: Christophe Beck
Zdjęcia:Dante Spinotti
Montaż: Dan Lebental, Craig Wood
Scenografia: Gene Serdena
Kostiumy: Louise Frogley
Czas trwania: 119 minut
comments powered by Disqus