„Mamma Mia! Here We Go Again" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 03-08-2018 12:46 ()


Dziesięć lat to ogrom czasu, a zwłaszcza w kinie. Mody się zmieniają, sławy przemijają, a nie wszystko, co niegdyś przyniosło górę złota (czyli dolarów) nie musi ponownie okazać się sukcesem. Najlepszy przykład – Sin City. Musical jest jednak nieco mniej wymagającym gatunkiem, podobnie jak komedia. Nie dziwi więc, że mimo upływu dekady ktoś powiedział „Zróbmy Mamma Mia! 2, bo jak nie teraz to kiedy?”. I tak oto otrzymaliśmy sequel letniego przeboju, który niegdyś okazał się wielkim hitem, a  Wielkiej Brytanii pobił nawet ówczesny rekord Titanica.

Problem z kontynuacjami jest jednak taki, że albo muszą być w każdym calu lepsze od swoich poprzedników, albo posiadać element zaskoczenia, zmiany, który da widzowi poczucie, że oto obcuje z czymś świeżym, a nie tylko nachalną, kopiującą pomysły oryginału historią. W przypadku dzieła Ol Parkera jest dokładnie tak, jak wspomniałem. Historia poprowadzono dwutorowo, z tym że w opowieść Sophie wplecione są przebłyski z młodości jej matki – Donny. Jesteśmy świadkami zapoznania przez nią trzech uroczych młodzieńców, którzy w wyniku splotu fortunny bądź nie wydarzeń dołożyli kapkę do rodzicielstwa Donny. W efekcie czego narodziła się Sophie, która również spodziewa się dziecka. Nostalgicznie wspomina swą matkę, a jednocześnie stara się zarządzać otrzymanym w spadku hotelem. Nie zrobi tego jednak bez wsparcia dawnych nierozłącznych koleżanek matki, a także trójki oddanych, acz zapracowanych ojców.

Here We Go Again dopowiada historię zapoczątkowaną w pierwszej części i odsłania kulisy młodzieńczych fascynacji i szalonych przygód Donny. Trzeba przyznać, że retrospekcje są poprowadzone dość żywiołowo, z ciekawą aranżacją piosenek Abby, a przede wszystkim z uroczą i pełną wigoru Lily James, która jest najjaśniejszym punktem tej opowieści. Zresztą córka  Jamesa Thomsona nie tylko udanie rodzi sobie w komediowym anturażu, ale również partie wokalne w jej wykonaniu nie przynoszą wstydu. W części muzycznej nieźle wspiera ją również Amanda Seyfried, która może nie jest wybitną aktorką, ale głosu nie można jej odmówić. Ich ról nie zakłócił występ dinozaura estrady, czyli Cher, która pokazała, że wciąż może pochwalić się silnym głosem, ale prawdę powiedziawszy, jej udział w tym przedsięwzięciu można uznać za zbyteczny.

Trochę pechowo, że autorzy poza partiami wokalnymi, w których męska część obsady znacząco odstaje od żeńskiej, a Colin Firth już nawet nie próbuje śpiewać, tylko sobie coś burczy pod nosem, nie wysilili się bardziej w kierunku humoru słownego czy sytuacyjnego. Jeszcze  w przypadku młodszych wersji bohaterów znajdziemy jego śladowe ilości, a gdy akcja przenosi się do współczesności, to humoru czasami niestety brakuje, by rozładować cięższą atmosferę. Dodatkowo udział Meryl Streep w tej produkcji to trochę kanciarski wabik, który miał przyciągnąć co bardziej niezdecydowanych widzów.

Jest wesoło, wakacyjnie, trochę melodramatycznie i nastrojowo. Gdy gra muzyka i lecą szlagiery Abby widz z uśmiechem na twarzy śledzi udane i nieporadne wyczyny aktorów, ale docenia ich wkład i zaangażowanie. Retrospekcje wypadają o wiele lepiej niż współczesna opowieść, która nie jest wolna od fabularnych mielizn i obfituje raczej w mało lotne dialogi. Należy pamiętać, że jest to wyłącznie rozrywka na gorące letnie dni, która przyniesie chwile odprężenia, po czym błyskawicznie uleci z naszej pamięci. Nawet szybciej niż popcorn podjadany w kinowym fotelu.   

Ocena: 6/10

Tytuł: „Mamma Mia! Here We Go Again"

Reżyseria: Ol Parker

Scenariusz: Ol Parker, Richard Curtis, Catherine Johnson

Obsada:

  • Amanda Seyfried
  • Andy Garcia
  • Celia Imrie
  • Lily James
  • Alexa Davies
  • Jessica Keenan Wynn
  • Dominic Cooper
  • Julie Walters
  • Christine Baranski
  • Hugh Skinner
  • Pierce Brosnan

Muzyka: Benny Andersson, Anne Dudley, Björn Ulvaeus

Montaż: Robert D. Yeoman

Scenografia: Peter Lambert

Kostiumy: Michele Clapton

Czas trwania: 114 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus