„Corto Maltese” tom 7: „Baśń wenecka” - recenzja
Dodane: 01-08-2018 23:19 ()
Siódmy tom serii opowiadającej o niezwykłych przygodach romantycznego awanturnika utrzymany jest – zgodnie z tytułem – w konwencji baśniowej. Nie wiadomo, co tu jest prawdą, a co kłamstwem. Zatarta jest także granica pomiędzy rzeczywistością a fantazją. Co więcej, Hugo Pratt zaczyna coraz swobodniej poczynać sobie z konwencją opowieści podróżniczej, przełamując czwartą ścianę oraz obdarzając swojego bohatera świadomością, że jest on tylko – albo raczej aż – postacią literacką.
Corto Maltese tym razem trafia zatem do Wenecji, romantycznego miasta pełnego magicznych symboli wywodzących się z różnych kultur. Trafił tu, poszukując ukrytego skarbu – tzw. Obojczyka Salomona. Jest to starożytny magiczny szmaragd, o którym marynarz dowiedział się od pewnego angielskiego pisarza – Fredericka Rolfe – lepiej znanego jako Baron Corvo. Ten ekscentryczny twórca na krótko przed śmiercią wysłał do naszego bohatera zagadkę, która nie dawała mu spokoju i wreszcie zawiodła go na magiczne dziedzińce Wenecji. Teraz Corto próbuje dowiedzieć się, co oznacza tajemnicza formuła o takim brzmieniu: „Grecki lew zrzuca swoją skórę węża północy w mgłach Wenecji”. Poszukując szmaragdu i podążając za kolejnymi wskazówkami, przemierza magiczne weneckie zaułki, odczytuje starożytne symbole, spotyka niezwykłe osobistości i wikła się w dość niebezpieczną intrygę. Poznajemy tu między innymi członków tajnego stowarzyszenia masonów, poetkę uważającą się za reinkarnację neoplatońskiej filozofki Hypatii, rabina ze starego getta, dwóch rywalizujących ze sobą młodych mężczyzn oraz weneckich próżniaków, na których czele stoi kobieta o pseudonimie Srebrna Nóżka. Poza tym cichymi towarzyszami tej peregrynacji są koty, które – takie można odnieść wrażenie – nie odstępują Corto na krok.
Finezyjna kreska Hugo Pratta sprawia, że aura baśniowości unosząca się cały czas nad tą opowieścią jest niezwykle przekonująca. Artysta prowadzi swoją narrację w bardzo impresyjny sposób. Raz obserwujemy pełne detali, ale jednak w jakiś sposób oniryczne drugie plany przedstawiające przepiękne weneckie lokacje, by za chwilę oglądać puste tła urozmaicane jedynie przez cienie rozmawiających postaci lub zarysy budynków oświetlanych niepokojącym światłem księżyca. Te zabiegi dodatkowo wzmacniają wrażenie odrealnienia historii zawartej w tym albumie. Wyjątkowo dobrze wyglądają tu także kolory Patrizii Zanotti. Być może to jest już kwestia przyzwyczajenia (w końcu to już siódmy tom z kolorami), ale oglądanie tych rysunków w wersji kolorowej nie stanowi już takiego problemu, jak w przypadku pierwszych tomów. Wydaje się wręcz, że z każdym kolejnym tomem kolorystka nabywa coraz większą swobodę połączoną z odrobiną nonszalancji, doskonale pasującą zarówno do charakteru rysunków Pratta, jak i sposobu, w jaki on sam tworzył swoje akwarele.
Warto dodać kilka zdań na temat różnic pomiędzy aktualnym wydaniem Egmontu a edycją wydawnictwa Post z roku 2004. Tym razem bowiem rozbieżności są naprawdę znaczące. Przede wszystkim album Postu liczy sobie siedemdziesiąt stron, a ten wydany przez Egmont ma ponad sto. Czy mamy tu zatem jakieś dodatkowe plansze albo grafiki? Nie. Ta różnica wynika z dość drastycznej zmiany układu paneli na stronie. Zamiast tradycyjnych czterech pasków na planszy, mamy tym razem tylko trzy. Poszczególne panele są w konsekwencji powiększone, a ich układ jest zmieniony. Zamiast ośmiu-jedenastu, dostajemy pięć-sześć kadrów na stronie. Nie za bardzo wiadomo, czym spowodowana była ta zmiana. Być może chodziło o to, by kolejne tomy w tej edycji miały mniej więcej podobną objętość. Na szczęście ta modyfikacja nie wpływa negatywnie na odbiór komiksu – powiększone panele wyglądają równie dobrze, a linearny sposób snucia narracji sprawia, że przesunięcia kadrów nie komplikują lektury. Jeśli chodzi o drugą różnicę, to wydanie krakowskiej oficyny zostało wzbogacone tekstem Hugo Pratta, w którym opisuje on swoje dziecięce wspomnienia związane z magicznymi zakątkami Wenecji. Lektura tego tekstu wyjaśnia skąd u autora komiksu to zamiłowanie do snucia baśniowych historii.
„Baśń wenecka” bez wątpienia zadowoli wszystkich miłośników przygód awanturniczego marynarza. Hugo Pratt znów zabiera nas bowiem w fantastyczną podróż do magicznej krainy, gdzie wszystko może się zdarzyć, a granica pomiędzy rzeczywistością a fantazją jest jedynie umowna. Nie tylko bohaterowie przekraczają ją nieustannie, ale także czytelnik zostaje do tej gry oficjalnie zaproszony. Dzieje się to w momencie, gdy wszystkie postacie na koniec spektaklu pojawiają się, by pokłonić się i podziękować nam za uwagę i podziwianie ich gry. Niczym aktorzy teatralni, wychodzą na scenę po tym, jak kurtyna opadła, oznajmiając koniec przedstawienia. Jest to moment, w którym czytelnicy mogą odłożyć komiks na półkę i wrócić już – zapewne niechętnie – do swoich codziennych spraw, a Corto Maltese ze spokojem otwiera kolejne magiczne drzwi prowadzące go do następnej opowieści.
Tytuł: „Corto Maltese” tom 7: „Baśń wenecka”
- Tytuł oryginału: „Corto Maltese. Vol 7. Fable de Venise”
- Scenariusz i rysunki Hugo Pratt
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data polskiego wydania: 11.07.2018 r.
- Wydawca oryginału: Casterman
- Data wydania oryginału: 1977 r.
- Objętość: 104 strony
- Format: 215x285 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 79,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus