„Iniemamocni 2” - recenzja druga

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 20-07-2018 17:30 ()


„14 lat minęło, jak jeden dzień” - można rzec, parafrazując słowa piosenki z serialu "Czterdziestolatek". Brad Bird aż tyle kazał nam czekać na kontynuację historii superbohaterskiej rodzinki. Od tego czasu wiele w kinematografii się zmieniło. Technika animacji komputerowej znacząco poszła do przodu, a ludzie obdarzeni super mocami są zdecydowanie na topie, jeśli spojrzymy na wyniki światowych box office'ów. Ma się wręcz wrażenie, że na ten temat pokazano już w sumie wszystko. I nieoczekiwanie jak królik z kapelusza dostajemy sequel, który wprowadził zamęt, a jednocześnie daje o wiele większą radość z oglądania niż pierwsi "Iniemamocni", a nawet wychodzące co jakiś czas filmy spod znaku Disney/Marvel. Dlaczego i z czego to wynika?

To, co wyróżnia „Iniemamocnych 2” od większości sequeli to fakt, że rozgrywa się praktycznie kilka scen po finale pierwszej części. Mamy więc Człowieka-Szpadla, któremu Parrowie wraz z Mrożonem próbują przeszkodzić w napadzie na bank, a w ostatecznym rozrachunku ponoszą totalną katastrofę. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo i ich akcję przypadkowo widzi Winston Deavor, wielki potentat branży telekomunikacyjnej, a jednocześnie wielki entuzjasta superbohaterów i orędownik ponownej legalizacji ich działalności. Składa on im pewną propozycję nie do odrzucenia – stanie się ikonami ruchu na rzecz przywrócenia superbohaterów. Twarzą kampanii nieoczekiwanie ma zostać Helen aka Elastyna, co wywróci dotychczasowy porządek w życiu rodziny Parrów do góry nogami. Oto dotychczasowa głowa rodziny Pan Iniemamocny będzie od tej chwili robił za niańkę dla najmłodszej latorośli Jack – Jacka i radził sobie z pozostałą dwójką dzieciaków, a dotąd pełniąca obowiązki domowe jego żona będzie brylować wśród reflektorów i błysków fleszy. Na dokładkę pojawia się super złoczyńca, który jest zdecydowanie o wiele bardziej przebiegły i zdeterminowany niż znany z poprzedniej części Syndrom.

Trzeba zacząć od tego, że „Iniemamocni 2” to film o wiele bardziej dojrzały niż poprzednik. I o dziwo, mający o wiele poważniejszą historię niż aktorskie filmy spod znaku Marvela czy DC. „Iniemamocni 2” są animacją Pixara, fakt, ale da się niewątpliwie odczuć, że tym razem po raz pierwszy w historii tego studia, ich najnowsza animacja jest w gruncie stricte skierowana do dorosłych. Większość animowanego dorobku Birda raczej skupiała się na starszym widzu niż młodszym odbiorcy (czuć już te zabiegi w „Stalowym Gigancie”, więcej ich jest w „Ratatuj”) a dobitnie można odczuć ten zamysł właśnie w „Iniemamocnych 2”, którzy będąc jednocześnie historią rodziny obdarzonej super mocami, są zarazem filmem wielowymiarowym. Z jednej strony będącym satyrą na wiele dawnych, jak i współczesnych zjawisk społecznych. Przy czym obrywa się wszystkim: feministkom (mimo że wiele osób twierdzi, że „Iniemamocni 2” to animacja pokazująca silne kobiety i mocno przesiąknięta ideami feminizmu), tradycjonalistom (scena, gdy Pan Iniemamocny kompletnie nie radzi sobie z sukcesem żony) politykom, mediom, branży marketingu i PR, rozwijającym się w zastraszającym tempie technologiom, konsumpcjonizmowi, żerowaniu na sentymencie i nostalgii za dawnymi czasami. Jednocześnie obraz ten jest przestrogą pokazującą jak dobre lub złe intencje bogatych, lub wpływowych ludzi są w stanie wpływać na opinię publiczną, a co za tym idzie na decyzje podejmowane przez rządzących. Oprócz tego możemy też zobaczyć, jak jedno traumatyczne wydarzenie jest w stanie zdeterminować czyjeś życie, czyniąc go albo bohaterem, albo złoczyńcą. Przy szeregu odniesień do dawnych opowieści super bohaterskich (historia rodzeństwa Deavor'ów ewidentnie nawiązująca do życia Batmana) czy inspiracji tymi współczesnymi (znak superbohatera przypominający sowę - ewidentnie któremuś z rysowników przypadł do serca „Miraculum: Biedronka i Czarny Kot” i jeden z jego bohaterów tak na marginesie) nie zapomniano o tym, co jest najmocniejszym elementem wyróżniającym tę opowieść na tle innych super bohaterskich historii, czyli motyw rodziny. Rodziny, która nie dość, że musi radzić sobie z całą masą problemów natury „super” to na dodatek z takimi bardzo przyziemnymi jak brak pracy, brak domu czy radzenie sobie z problemami dorastających dzieci.

Problem goni problem, ale co ważne zawsze cokolwiek by się nie działo, można liczyć na przyjaciół i bliskich, wystarczy tylko się przełamać i o nią poprosić. I nie trzeba mieć super mocy, aby to zrobić. Dodatkowo twórcy zaserwowali nam pokaz tego, co się dzieje, gdy dotychczasowe role w rodzinie zostają zamienione: co na tym można zyskać a co stracić? Co do bohaterów: Ewidentnie każdą scenę skrada najmłodsze dziecko Iniemamocnych – Jack Jack. Szczególnie w pamięci zostaje jego potyczka z szopem i to, co wyprawia u Edny (swoją drogą, mały wie jak się ustawić, oj będzie miał fory u Edny, która ma do tego malca słabość jak nic). Co do nowych bohaterów: rodzeństwo Devour to w istocie ogień i woda: on brylujący w świecie ekstrawertyczny pr-owiec, który pozytywnie patrzy na świat, ona genialna, lecz zdecydowanie zepchnięta na dalszy plan przez osobę brata, a jednocześnie samotna, niedoceniona i niepogodzona z wydarzeniami z przeszłości. Szwarccharakter to zdecydowanie osoba o wiele bardziej wielowymiarowa niż Syndrom (do którego o dziwo mamy leciutkie nawiązanie w sequelu „Iniemamocnych 2”), który w porównaniu do obecnego złoczyńcy zdecydowanie blado wypada. Co ważne i ciekawe zarówno w jedynce, jak i w dwójce głównymi złoczyńcami nie są osoby posiadające moce, ale postacie ich pozbawione. To bardzo ciekawy i intrygujący zabieg.

Od strony muzycznej nic nie zmieniono. Praktycznie mamy do czynienia z tym samym motywem i identycznymi liniami melodycznymi jak w pierwszej części stworzonymi przez Michaela Giacchino. Dalej to muzyka rodem wyrwana z przygód Jamesa Bonda, co idealnie wpasowuje się w pojawiające się co rusz sceny akcji. Jednak dodatkowo dostajemy trzy tematyczne, super bohaterskie piosenki z bondowskim zacięciem (O Elastynie, Panu Iniemamocnym i Mrożonie) rodem wyrwanych z reklam z lat 60. Świetnie się ich słucha. Za to wiele się dzieje w warstwie wizualnej.

„Iniemamocni" i „Iniemamocni 2" są doskonałym przykładem na to, jak bardzo w ciągu kilkunastu lat rozwinęła się animacja komputerowa, a jednocześnie jak stare animacje komputerowe o wiele gorzej znoszą upływ czasu niż te wykonane w tradycyjnej animacji, co rodzi pytanie, czy nie powinno się remasterować starych animacji CGI. Nie ma wątpliwości, że w porównaniu do projektów postaci, które widzieliśmy 14 lat temu, te w sequelu są nie tylko ładniejsze, ale też dopracowane w najdrobniejszych szczegółach z wręcz zegarmistrzowską precyzją (wystarczy spojrzeć na włosy Helen czy nitki w koszulce Pana Iniemamocnego). Dużą rolę w kontynuacji przygód Iniemamocnych odgrywa światło. I to w każdej postaci, aż do przesady (niektóre sceny m.in. jak ta walki Elastyny z Ekrantyranem gdzie są pulsujące światła, może wywoływać napady epileptyczne lub napady bólów migrenowych). Warto zauważyć również świetnie zaanimowane i wyreżyserowane sceny akcji, które trzymają w napięciu od początku do samego końca. Wracając do graficznej warstwy, nie da się też ukryć, że nawet w projektach postaci twórcy zadbali, by rysunkiem nawiązywały do ich charakteru i rozwijającej się fabuły. Szczególnie widać to w przedstawieniu wizualnym np. Winstona, który ewidentnie kreską nawiązuje grafiki plakatowej rodem z lat 60. To wyjątkowa postać, marzyciel z głową do interesów i nawet kreską zostało to jeszcze bardziej podkreślone. Żyje ideami z przeszłości, które na nowo chciałby wprowadzić do życia społecznego.

„Iniemamocni” to jedna z tych animacji, w których wolę zdecydowanie bardziej naszą ekipę dubbingową od oryginalnej. Dlatego bardzo cieszyłam się, gdy zadbano, aby stara ekipa znów podłożyła swoje głosy. Świetnie się ich słuchało, a Kora jako Edna była jak zawsze bezbłędna. Mamy też w dubbingu kilka nowych nawiązań do polskiej rzeczywistości: zaczynając od „Rodziny zastępczej” po Krystynę Prońko i jej piosenkę „Jesteś lekiem na całe zło".

O ile jakoś po pierwszych „Iniemamocnych” nie czekałam z utęsknieniem na sequel, to jeśli teraz po „Iniemamocnych 2” powstanie kolejna część to z ciekawością zobaczę. Tym bardziej że Bird zostawił sobie duże pole do popisu (ciekawość o ostateczne moce Jack Jacka, dorosłe dzieci Iniemamocnych czy dorwanie Człowieka – Szpadla, który nie powiedział ostatniego słowa; to już pewien punkt zaczepienia).

Chociaż nie liczyłam na zbyt wiele, to „Iniemamocni 2” są miłym zaskoczeniem. Przy nich filmy z uniwersum Marvela czy DC to bajeczki dla dzieci.

P.S Jeśli chodzi o krótkometrażówkę „Bao” pokazywaną przed seansem „Iniemamocnych 2” to jedna z tych cudownych, uroczych, zabawnych i wzruszających rzeczy od Pixara, które warto zobaczyć. Zdecydowanie lepsza od zeszłorocznego „Lou”.

Ocena: 8/10

Tytuł: „Iniemamocni 2”

Reżyseria: Brad Bird

Scenariusz: Brad Bird

Obsada:

  • Craig T. Nelson
  • Holly Hunter
  • Sarah Vowell
  • Huck Milner
  • Catherine Keener
  • Eli Fucile
  • Bob Odenkirk
  • Samuel L. Jackson

Muzyka: Michael Giacchino

Zdjęcia: Mahyar Abousaeedi, Erik Smitt

Montaż: Stephen Schaffer

Scenografia: Josh Holtsclaw

Czas trwania: 118 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 

comments powered by Disqus