„Mushishi" tom 10 - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 19-07-2018 08:36 ()


To już niestety koniec przygód Ginko. Dziesiąty tom, który niedawno ukazał się na krajowym rynku, jest zarazem ostatnią odsłoną serii „Mushishi” wydawanej w Polsce przez Hanami. Od momentu, gdy na rynku ukazała się jej pierwsza odsłona, minęły przeszło trzy lata. Seria zyskała nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie (w Japonii co zrozumiałe najwięcej) wielu fanów, ale też nie obyło się przez ten czas bez krytyki czytelników. Faktem jest, że „Mushishi” jest jedną z bardziej intrygujących, oryginalnych i dojrzałych produkcji, które pojawiły się na naszym rynku mangowym.

Kończąc przygodę z Ginko i tajemniczymi bytami zwanymi „mushi”, warto ocenić nie tylko ostatnią odsłonę serii, ale też, pokrótce podsumować ją całą. Od samego początku była to seria tyle nietypowa, co niezwykła. Zaskakiwała swoją baśniową oprawą, bardzo delikatną wręcz ulotną atmosferą i bardzo prostym, ale świetnym pomysłem na scenariusz. Każda z zawartych w poszczególnym tomie opowieści tworzyła zamkniętą całość. Każdy tom był więc zbiorem kilku luźnych historii, które łączyły się za sprawą głównego bohatera i „mushi”. Faktem jest, że czytelnik równie dobrze mógł sięgnąć w pierwszej kolejności po np. piąty tom i odnalazłby się w niej tak samo, jak ten, który czytał ją od początku. Autorka tej mangi Yuki Urushibara stworzyła historię, w której Ginko to tytułowy mushishi, czyli pogromca tajemniczych stworów, przemierza kolejne krainy/wioski, pomagając miejscowej ludności zaatakowanej przez te byty. Mushi wpływają bowiem na ludzkie życie często w ten niechciany, zły sposób i wówczas reakcja mushishi jest niezbędna. I prawdą jest, że każdy kolejny rozdział przynosił bardzo podobny układ historii, podobny nastrój i konstrukcję. Wydawać się może, że po jakimś czasie wszystko stało się dość nudne, ale uspokajając, napiszę, że nie było tak. Urushibara przez wszystkie kolejne części potrafiła, opierając się na podobnych założeniach, tworzyć kolejne udane historie. Zapewne spora w tym zasługa faktu jak ciekawą atmosferę w nich zaklęła i jak często poszczególne historie posiadały tzw. drugie dno. Dzięki temu całość czytało się z dużym zaciekawieniem i czekało na kolejne odsłony serii.

Autorka w sposób nietypowy podeszła też do samych bohaterów czy wykreowanego przez siebie świata. Przez trwanie całej serii doprawdy niewiele ona zdradziła z życiorysu Ginko, nie dała go specjalnie poznać, co z jednej strony powodowało, że nie do końca była nam to postać bliska, natomiast z drugiej tego typu anonimowość pozwalała skupić swoją uwagę na tym, co ważniejsze: na mushi, na bohaterach poszczególnych historii i na tym, o czym dany rozdział traktował. O samym świecie i czasie, w którym toczy się akcja, wiemy jeszcze mniej. Autorka nie podaje ani daty, ani miejsca, gdzie podąża Ginko. Czytelnik może więc sam interpretować i sam budować swój świat. Rzadko zdarza się, aby na przestrzeni tylu tomów czytelnik dowiedział się tak mało o bohaterze i stworzonym świecie, ale co ciekawe nie przeszkadzało to w żaden sposób w lekturze.

Równie intrygująca była warstwa graficzna tego komiksu. Bardzo oszczędne i minimalistyczne rysunki Urushibary nadawały tej historii niezwykłej atmosfery i wzbudzały u czytelnika skupienie na treści. Co prawda postaci były do siebie bardzo podobne, ale autorka wynagradzała nam to pięknymi krajobrazami. Prawdziwym geniuszem wykazywała się ona natomiast na bardzo nielicznych, ale przepięknych kolorowych planszach, które były ozdobą każdej z części. Prosty w swojej formie rysunek doskonale współgrał z ważnymi treściami i ulotną atmosferą, dzięki czemu miło się po tę pozycję sięgało.

Łyżką dziegciu była z kolei dla wielu jakość polskiego wydania, a konkretnie jakość tłumaczenia serii. Czytelnicy często zarzucali (nawet podczas komentarzy pod ostatnim dziesiątym tomem) błędne i dokonane za bardzo „wprost” tłumaczenie, przez co język był dość ciężki w odbiorze. Rzeczywiście według mnie nie zawsze wszystko grało, choć Radosław Bolałek z anielską cierpliwością tłumaczył na różnego rodzaju panelach dyskusyjnych i spotkaniach z przedstawicielami wydawnictw mangowych, że wszystko jest tak, jak być powinno. Zostawię więc każdemu z czytelników z osobna rozwiązanie tej kwestii. Tak czy inaczej, cieszyć się należy, że tytuł ten na krajowym rynku się ukazał.

Przechodząc do ostatniego dziesiątego tomu, warto wspomnieć, że Urushibara nas w nim… nie zaskakuje. Nie ma tu jakiejś ogromnej niespodzianki, jakiegoś wielkie efektu „wow”. Jest za to wszystko to, za co pokochaliśmy tę serię. Nie spodziewajcie się więc, że nagle poznacie cały życiorys Ginko, że nastąpi jakiś niespodziewany zwrot akcji. Z drugiej strony Japonka bardzo zręcznie zamknęła całą opowieść, zachowując jej niepowtarzalny klimat. Dużo miejsca poświęca w tej części najważniejszym elementom całej serii takim jak promienista żyła. W dużej mierze to właśnie wokół niej oparta jest fabuła. Oczywiście znalazło się tu też miejsce na poruszenie niezwykle ważnych problemów, jak np. ochrona środowiska. Urushibara zachowała spójność całej historii, nawet jeśli zaproponowane przez nią zakończenie jest na wskroś otwarte. Brak jakiejś niespodzianki czy dodatkowej dramaturgii podczas finału historii w każdym innym wypadku byłby zapewne odbierany jako wada. W tym konkretnym ciężko o niej mówić, bo Japonka przez wiele odcinków przygotowywała nas na właśnie takie zakończenie.

W mojej opinii dziesiąty tom jest udanym zwieńczeniem tej niewątpliwie niezwykłej serii. Piękne, choć minimalistyczne rysunki, wspaniała ulotna atmosfera, śmiałe pomysły fabularne i zachowana ciągłość sprawiły, że naprawdę dobrze się bawiłem przy okazji finału. Cieszę się, że przez te kilka lat dane mi było podróżować wraz z Ginko i poznawać kolejne mushi. Dla fanów japońskiej twórczości jest to bez wątpienia pozycja obowiązkowa, doskonała do czytania w samotności i pełnym skupieniu. Ginko – podróż z Tobą przez japońskie krainy była czystą przyjemnością. Na koniec dający do myślenia szczególnie przy ostatnich wydarzeniach, które dotknęły Japonię, cytat z dziesiątego tomu tej mangi:

„Przez niesamowicie długi, długi czas rosło tu drzewo. Głęboko, głęboko zapuściło korzenie. Szeroko i wysoko rozpuściło swoje gałęzie. Spoglądało spokojnie, niezmiennie, gdy wszystko wokół rodziło się i umierało”.

 

Tytuł: „Mushishi" tom 10

  • Autor: Yuki Urushibara
  • Wydawca: Hanami
  • Format: 150 x 210 mm
  • Ilość stron: 256
  • Oprawa: miękka
  • Papier: offset
  • Druk: cz-b
  • Data publikacji: 01.2018 r.
  • Cena: 34.90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus