„100 naboi” tom 2 - recenzja

Autor: Jakub Syty Redaktor: Motyl

Dodane: 07-07-2018 21:37 ()


Siedzisz za barem. Jakiś gość proponuje ci zakład. Mówi, że szybciej wypije trzy kufle piwa niż ty trzy pięćdziesiątki. Czy tkwi w tym jakiś haczyk? No cóż, obowiązuje tylko jedna zasada: nie wolno dotknąć szkła drugiej osoby. No więc wchodzisz w to, bo nikt nie może być tak szybki, barman polewa i zaczynacie pić. A kiedy gość opróżnia swój pierwszy kufel, odwraca go i przykrywa nim twój ostatni kieliszek. No właśnie, obowiązuje tylko jedna zasada: nie wolno dotknąć szkła drugiej osoby. Zostałeś, delikatnie mówiąc, zrobiony na szaro. Myślisz, że wszedłeś do niewłaściwego baru, ale nie, to ten właściwy – tutaj za fabułę odpowiada Brian Azzarello, a rysunkami zajmuje się Eduardo Risso‎.

Takimi właśnie scenami, jak ta przytoczona powyżej, Azzarello z wyczuciem buduje nastrój serii „100 naboi” – życiowymi, jak najbardziej prawdopodobnymi, dobrze spuentowanymi, w gruncie rzeczy niewpływającymi na wielką intrygę, która niby toczy na pierwszym planie, lecz równie często schodzi na drugi, by dać wybrzmieć innym, na pierwszy rzut oka mniej ważnym sytuacjom. I owszem, scen barowych tu nie brakuje, ale oczywiście dla rozwoju serii kluczowe jest spotkanie przedstawicieli trzynastu rodzin wchodzących w skład organizacji zwanej Trust. Ich porachunki z byłymi Minutemanami stanowią oś fabularną kolejnych odcinków, w których śledzimy również poczytania agenta Gravesa. Na tę chwilę nie jest on już tylko człowiekiem wręczającym „przypadkowym” osobom walizkę z pistoletem i stoma nabojami, lecz silnie umocowanym człowiekiem z cienia, który rzucił wyzwanie firmie, dla której kiedyś pracował. Sam jednak fakt, że na planszach tego tomu pojawia się stosunkowo późno, daje do myślenia, że ta układanka ma coraz więcej elementów, wiec Graves po prostu nie może znajdować się w centrum uwagi.

Lubię w tej serii pokazywanie tego, co dzieje się na drugim planie. Tło w komiksie Azzarello i Risso zawsze tętni życiem, zaludniają je postaci, które coś robią i coś mówią, a nie tylko stoją zastygnięci w bliżej niejasnych pozach. Czasami wręcz drugi plan zamienia się miejscami z pierwszym, dzięki czemu czytelnik staje się świadkiem jakiejś przypadkowej sceny. Oczywiście przypadkowej tylko w domyśle, bo często mamy do czynienia z celowo zaaranżowanymi kontrastami, mającymi na celu uwydatnić to, co chce powiedzieć scenarzysta. Już pierwszy zeszyt z tego tomu jest świetnym przykładem ilustrującym tego typu zabieg – z jednej strony rozmowa o poważnych interesach na ławce w parku, z drugiej zwyczajna uliczna dilerka. W tym wszystkim tym bardziej docenia się kadrowanie Risso, który bawi się kamera, zmieniając umiejętnie plany. Robi to po mistrzowsku.

Świat znany z plansz „100 naboi” zaludnia coraz więcej postaci z pierwszego, drugiego i trzeciego planu. Wobec tego lektura komiksu staje się coraz bardziej wymagająca, ponieważ trzeba być czujnym, aby właściwie skojarzyć, kto jest kim oraz co i kiedy zrobił. Naturalnie sprawia to, że rozrywka płynąca z zapoznawania się z tym kultowym tytułem jest jeszcze większa, angażuje bowiem bez reszty. Wraz z drugim tomem wydanym przez Egmont powoli dobiega końca dublowanie materiału wydanego przeszło dekadę temu przez Mandragorę – od następnego dla starszych stażem czytelników sporo świeżej lektury!

 

Tytuł: 100 naboi tom 2

  • Scenariusz: Brian Azzarello
  • Rysunki: Eduardo Risso
  • Przekład: Krzysztof Uliszewski
  • Wydawca: Egmont
  • Oprawa: twarda
  • Stron: 400 
  • Format: 170x260
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • ISBN: 978-83-281-3417-1
  • Cena: 119,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus