„Tank Girl” tom 3 - recenzja
Dodane: 09-06-2018 22:32 ()
Jest takie określenie z branży serialowej, które być może znacie: „Przeskoczyć rekina”. Oznacza moment, kiedy twórcom serii kończą się pomysły i próbują za wszelką cenę utrzymać zainteresowanie widza lub czytelnika. Ten moment łatwo poznać, gdyż te nowe pomysły nie stanowią spójnej wizji dzieła, są zaś swoistą mieszanką absolutnie nowych, lecz niepasujących do kanonu idei oraz odgrzewanych kotletów. Dla przykładu bohater serialu komediowego „Happy Days”, wesołkowaty Fonzie, w jednym z odcinków dosłownie przeskakiwał rekina, co dało później początek całemu pojęciu.
No to twórcy Tank Girl tego rekina przeskoczyli, a później pozwolili mu miłosiernie zdechnąć, gdyż tom trzeci niniejszej kolekcji jest jednocześnie zakończeniem oryginalnej serii.
Poszczególne rozdziały to chaotyczny cykl opowiastek o różnej formie oraz treści. Zazwyczaj historyjki nie mają wyraźnej pointy ani wyraźnej linii fabularnej, co przybliża je do początkowym epizodów z Tank Girl. W tym tomie tytułowa bohaterka odsuwa się wyraźnie na drugi plan, sprowadzona do czegoś w rodzaju fanserwisu, a prym wiodą inne postaci zwłaszcza Booga. Autorzy dwoją się i troją, co by tu jeszcze wymyślić, co różnie im wychodzi. Nawet nawiązania kulturowe i wpychane co rusz podobizny autorów pachną nieco nieświeżo. Niemniej niektóre są całkiem niezłe. Szczególnie spodobała mi się ta z Boogą jako zagubionym duchowo przywódcą sekty (tytułowe „przeskoczenie rekina”). Mamy tu też nieco dodatków, na przykład kalendarz Tank Girl podzielony na trzy sekwencje „Pora ćpania”, „Pora ruchania” i „Pora chujozy”. Możemy się również z niego dowiedzieć, że 4 maja nasza bohaterka świętuje urodziny Audrey Hepburn.
Pod względem plastycznym Hewlett nie pokazuje nam niczego nowego. To niewątpliwie bardzo dobry rysownik, każda kreska i kropelka farby jest postawiona w przemyślany sposób, lecz wszystkie te kolaże i eksperymenty z kolorami widzieliśmy w odcinkach poprzednich. No, może poza ostatnim rozdziałem. Otóż Hewlett dokonał tam kreskówkowego uproszczenia i pogrubił kreskę. Pierwsza z tych rzeczy pachnie delikatnie mangą, druga zapowiada współczesne komiksy dla dorosłych kreślone „ciężką liną”. Nie jest to może współczesny poziom ciężkości ani uproszczenia, ale jest w tym zaczątek stylu, w którym powstaną postaci zespołu Gorillaz.
„Przeskoczenie rekina” nie musi być ostatecznym końcem, wszak po odcinku z rekinem „Happy Days” ciągnięto jeszcze siedem lat. Jednak jest to moment, kiedy ulatuje ten unikalny pierwiastek, który nadawał dziełu wyjątkowość. Przygody Tank Girl nie zakończyły się w tym miejscu. Nie wszystkie były też złe. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych powstały dwie serie, „Tank Girl – The Odyssey”, „Tank Girl – Apocalypse” oraz adaptacja filmu „Tank Girl – Movie Adaptation”. Przy pierwszej jeszcze pracował Hewlett jako rysownik, pozostałe stworzyli zupełnie inni ludzie, w tym Alan Grant czy Peter Milligan. Po klapie finansowej filmowej adaptacji projekt pochowano i tak by się rozkładał z godnością do dzisiaj, będąc miłym wspomnieniem ciekawej epoki, gdyby nie Martin, który ożywił tego trupa w 2007 roku, dając początek mini seriom (w jednej „21st Century Tank Girl” powraca chwilowo oryginalny tandem twórców). Ostatnia, fanserwisowa „The Wonderful World of Tank Girl” została zaczęta w listopadzie zeszłego roku. Tym samym scenarzysta dołączył do szacownej galerii punków, którzy próbują dyskontować swoje osiągnięcia z okresu burzliwej młodości. Tylko czy ktoś będzie to u nas wydawać?
Tytuł: Tank Girl tom 3
- Scenariusz: Alan Martin
- Rysunki: Jamie Hewlett
- Tłumaczenie: Marceli Szpak
- Wydawca oryginału: Titan Comics
- Format: 190x260mm
- Oprawa: miękka
- Liczba stron: 96
- druk: czarno-biały
- Data wydania: 04.2018 r.
- Cena: 42 zł
Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus