„Okko” tom 5: „Cykl Pustki” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 06-06-2018 23:30 ()


To już koniec serii „Okko”, której lektura była czystą przyjemnością, a obcowanie z rysunkami prawdziwą ucztą graficzną dla oczu. Na rynek trafił właśnie ostatni z dyptyków zatytułowany „Cykl pustki”. Jak wypadł finał tej ciekawej i intrygującej serii? Czy Hub potrafił nas czymś jeszcze na koniec zaskoczyć? Czego należy spodziewać się po finałowych dwóch częściach? Odpowiedzi poniżej.
 
„Okko” opowiada o tytułowym roninie, czyli samuraju pozbawionym swego pana, który wraz z trójką towarzyszy tworzy grupkę łowców demonów. Grupa jest nieco nietypowa, gdyż poza wspomnianym roninem znajdziemy tu zamaskowanego wojownika, lubującego się w sake mnicha, a także młodego adepta sztuki walki, który prowadzi swoją prywatną wendettę. Przemierzają oni niejakie Cesarstwo Pajan, pakując się w coraz to nowe kłopoty. Na przestrzeni dotychczasowych odsłon serii, grupa naszych towarzyszy przeżywała przygody raz mniejszego raz większego kalibru. Raz były to osobiste problemy, innym razem musieli mierzyć się z intrygami, które obejmowały osoby na najwyższych szczeblach. Za każdym jednak razem bliscy byli oni spotkań ze swoim przeznaczeniem, dzięki czemu czytelnicy otrzymali kawał naprawdę wciągającej lektury. Bardzo dobrym rozwiązaniem było również umiejscowienie przez Huba akcji swojej serii w cesarstwie stylizowanym na średniowieczną Japonię. Dzięki temu mógł on popuścić wodze fantazji i przygotować rzecz, która niejednego zachwyci, a wielu też zaskoczy pietyzmem, z jakim została przygotowana. Przez kolejne tomy autor zachwycał swoją pomysłowością, a także pięknem rysunków. Kadry były niezwykle szczegółowe i wręcz doskonale oddające nastrój i ducha Japonii, że nawet przez chwilę czytelnik nie miał problemu z rozpoznaniem, gdzie toczy się akcja. Dzięki takiemu podejściu twórcy do swojego dzieła wszystkie tomy tej serii trzymały odpowiednio wysoki poziom, poniżej którego komiks nie schodził. Z ogromną dawką niecierpliwości czytelnik (a przynajmniej ja) czekał dzięki temu na kolejną odsłonę. Jak więc przy tak dużych oczekiwaniach, wypadł ten wielki finał?
 
Moim zdaniem tak jak cała seria, czyli wybornie. Hub podszedł do sprawy w sposób całkowicie zaskakujący, tj. w głównej mierze skupił się na tym, co de facto jest początkiem całej historii, czyli genezą poznania się naszych bohaterów. Pod pretekstem snutej przez mnicha w trakcie podróży opowieści autor zdradza nam naprawdę wiele szczegółów, które spinają klamrą to, czego do tej pory nie wiedzieliśmy, co było dla nas pewną zagadką. Mało tego dosłownie na ostatnie kadry zostawia jedną z największych tajemnic tej serii, odkrywając karty tuż przed napisem „koniec”. Przyznam szczerze, że nie przypuszczałem i nie spodziewałem się akurat takiego rozwiązania, ale jest ono genialne w swojej prostocie, gdyż jak wspominałem przy okazji jednej z poprzednich recenzji, niewiele wiedzieliśmy o poszczególnych postaciach. Ostatni tom nadrabia to z nawiązką. Artysta podszedł zresztą do tego tematu w bardzo poważny sposób i stworzył pasjonującą historię samą w sobie, która nawet czytana oddzielnie robi na czytelniku wrażenie. Z pewnością jego pomysł na ten ostatni tom jest godnym zakończeniem i udanym podsumowaniem całej serii. Nawet w ostatnim tomie nie zapomina, w jakim klimacie się porusza, nawiązując do tradycyjnej – niekiedy magicznej - Japonii. Tym razem czyni to, ukazując m.in. różnorakie yokai czy japońskie przybytki rozkoszy. Elementy te ciekawie komponują się z historią.
 
Odnoszę wrażenie, że ostanie dwie odsłony serii są jednymi z najbardziej mrocznych i brutalnych w całej serii. Hub wiedząc, że to już końcówka jego opowieści poszedł, poszedł w niej na całość, czego efektem jest sporo krwi, brutalnych zabójstw czy tajemniczych stworów. Jest więc mrocznie, ale też bardzo ciekawie. Interesujące jest to, że Francuz zostawia zakończenie całej historii dość otwarte (albo przynajmniej otwarte dla domysłów) jakby dając nam nadzieję, że cała grupa może się jeszcze ze sobą spotkać. Chciałbym, aby tak było, gdyż uwielbiałem obcować z rysunkami tego autora. Również zakończenie historii pod tym względem absolutnie nie zawodzi. To Hub w najlepszej formie ze szczegółowymi, dopracowanymi i naprawdę dobrze rozplanowanymi kadrami. Miło ogląda się te wszystkie tworzące nastrój historii elementy, na odniesienia do średniowiecznej Japonii i wyjątkowe spojrzenie autora na yokai. Zdecydowanie jest to godne podsumowanie tego, co mogliśmy obserwować do tej pory.
 
Niestety przyszło nam się pożegnać z kwartetem naszych bohaterów. Ogromna szkoda, bo przez te pięć dyptyków nie tylko zdążyliśmy się z nimi zżyć, co każda z kolejnych odsłon była okazją do obcowania z udanym i pasjonującym komiksem. Według mnie była to jedna z lepszych serii, jakie miałem okazję poznać. Gorycz rozstania w niewielki sposób osłodzić nam może jedynie fakt, jak dobre i jak ciekawe jest zakończenie opowieści. Hub żegna się ze swoimi bohaterami (i czytelnikami) w sposób wyborny, na który wszyscy zasługiwali. Po napisie „koniec” nie pozostało nam jednak nic innego, jak za jakiś czas do tej historii powrócić, aby cieszyć się scenariuszem i przepiękną warstwą graficzną jeszcze raz.
 

Tytuł: „Okko" tom 5: „Cykl Pustki"

  • Scenariusz: Hub
  • Rysunek: Hub
  • Kolor: Hub
  • Tłumaczenie: Jakub Syty
  • Wydawca: Taurus Media
  • Polska premiera: 10.05.2018 r.
  • Liczba stron: 128
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 75 zł

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus