„Made in Italy" – recenzja

Autor: Ewelina Sikorska Redaktor: Motyl

Dodane: 24-05-2018 20:48 ()


Zastanawialiście się kiedyś, jak wygląda życie we Włoszech? Takie prawdziwe? Nie to, które widzimy w turystycznych katalogach lub włoskich komediach. Taka klasyczna szara rzeczywistość? Bo patrząc na to, co próbuje w swoim debiucie „Made in Italy” pokazać Luciano Ligabue, dotąd bardziej znany ze swoich muzycznych osiągnięć, rzeczywistość przeciętnego Włocha to nie żadna „La Dolce Vita” jakby nam się mogło wydawać na pierwszy rzut oka...

Bohater debiutu Ligabue – Riko to taki współczesny włoski „Everyman”. Facet, który, mimo że prowadzi w miarę ustabilizowane życie: ta sama praca od 20 lat, rodzina, stałe grono przyjaciół; to jednak w głębi siebie jest młodym i niepokornym duchem, któremu trudno jest się pogodzić ze zmieniającym się światem. Dawny świat z jego zasadami już odszedł, a reguły obecnego, w jakim przyszło żyć obecnie wielu Włochom, nijak ma się do tego, co im wpajano od maleńkości. Poprzez perypetie Riko i jego bliskich Ligabue pokazuje bolączki dotykające współczesne Włochy: recesja, bezrobocie, depresja, problem „bamboccioni”, dotykający wielu włoskich rodzin, emigracja za chlebem czy coraz większa obecność imigrantów we Włoszech.

Widać, że w zamyśle Ligabue miał koncepcję na stworzenie ciekawego dramatu społecznego, ale gdzieś po drodze strasznie to się rozmyło. Reżyser łapał się wielu wątków, ale żaden z nich w ostateczności nie jest tym dominującym w fabule. Trochę szkoda, bo zapowiadało się ciekawie, a tak otrzymujemy obraz, który nie zapada na dłużej w pamięci. Bez momentu kulminacyjnego. Owszem, ma kilka mocnych i dobrych scen (pokazanie w bardzo sugestywny sposób rozwoju i przyczyn depresji zasługuje na uznanie, raczej nie spodziewałam się tego i dobrze, że twórca pokusił się o pokazanie tego problemu w całej rozciągłości z prawdziwym obliczem tej choroby), ciekawy pomysł na wstęp do fabuły (dotychczasowe życie Ricka ujęte w piosence), nie zmienia to jednak faktu, że sama tematyka społeczna współczesnych Włoch zasługuje na film lepszy.

Od strony muzycznej, „Made in Italy” prezentuje się lepiej i jest nieźle. Głównie dzięki piosenkom samego Ligabue. O ile fabularnie jest różnie, to muzycznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Aktorsko też jest nieźle. Zarówno Stefano Accorsi (jako Riko) i Kasia Smutniak (jako Sara) dobrze pokazują, jak bardzo skomplikowana więź łączyła głównego bohatera z jego ukochaną.

Co ważne na sam odbiór wpływa również fakt, że „Made in Italy” to obraz mocno stargetowany pod publiczność włoską. Ten film zdecydowanie przemówi bardziej do Włochów. Mimo podobnych problemów społecznych, które są wspólne dla Włochów i dla nas, Polaków, pewne zachowania postaci występujących u Ligabue wydadzą się nielogiczne, nieprawdopodobne lub głupie. Wynika to w dużej mierze z różnic kulturowych. Jednak jeśli podczas seansu skupimy się na samej historii, to okaże się nieoczekiwanie, że posiada bardzo uniwersalne przesłanie, najlepiej uchwycone w słowach jednego z bohaterów: "Zmień siebie, zamiast czekać na zmiany". I w sumie to jest właśnie główne motto „Made in Italy”, filmu nie idealnego, ale próbującego pokazać to, co najbardziej uwiera współczesnych Włochów. To słodko-gorzki list miłosny do Włoch, które, choć nękane wieloma problemami społecznymi wciąż są krajem, kochanym przez swoich obywateli.

„Made in Italy” to opowieść o wzlotach i upadkach zwykłego człowieka. O zmianach wokół nas, których jesteśmy częścią, ale też takich, które rozgrywają się w głębi nas samych. I choć wiele brakuje debiutowi Ligabue, to warto zobaczyć ten film. Z ciekawości. Choćby dlatego, aby zobaczyć jak sobie z rzeczywistością radzą przeciętni Włosi, od których nawet my możemy się czegoś nauczyć.

Ocena: 5/10

Tytuł: „Made in Italy” 

Reżyseria: Luciano Ligabue

Scenariusz: Luciano Ligabue

Obsada:

  • Stefano Accorsi
  • Kasia Smutniak
  • Fausto Maria Sciarappa
  • Walter Leonardi
  • Filippo Dini
  • Tobia De Angelis

Muzyka: Luciano Ligabue

Zdjęcia: Marco Bassano

Kostiumy: Alessandra Vita

Czas trwania: 100 minut

Dziękujemy dystrybutorowi Kino Świat za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus