„Rampage: Dzika furia” - recenzja
Dodane: 02-05-2018 23:01 ()
Dwayne Johnson sukcesywnie udziela się na niwie kina familijnego, przygodowego czy fantastycznego, grając mięśniaków o gołębim sercu prężących bicepsy i ratujących damy w potrzebie. Schemat poddawany wieloletniej obróbce, ale szkielet postaci, w które wciela się Rock, jest niezmiennie taki sam. Dorzucając do tego szeroki uśmiech i czasem groźną minę, otrzymujemy bohatera ostatniej akcji, który mimo licznych ran wykona misję, uratuje świat, pokona złoczyńcę, da nauczkę podłym draniom… tu można dopisywać dowolnie każdy kolejny dobry uczynek czy heroiczny wyczyn granej przez niego postaci.
Rampage w tym zakresie niczym nie różni się od innych występów aktora, jednak w przeciwieństwie do bardziej utytułowanych jego produkcji może się poszczycić co najwyżej fabularną pustynią. Brak jakichkolwiek twistów boli podwójnie, gdyż twórcy spreparowali zwiastun obrazu tak, aby w kinie widz czuł się, jakby widział już cały film. Zwyczajnie nic więcej istotnego nie dzieje się w nim poza ujęciami z trailera.
Człowiek od zawsze chciał się równać z Bogiem, manipulując genami i ulepszając to, co stworzyła matka natura. Zazwyczaj chciwość ludzka nie ma umiaru, a eksperymenty wykraczające poza granice etyki nie kończą się pomyślnie. W tym przypadku jest podobnie. Duża korporacja pracuje nad specyfikiem, który odpowiedzialny będzie za lawinowy przyrost masy. Badania weszły już w fazę testów, ale coś poszło nie tak – czytaj: stację orbitalną szlag trafił – a próbki z niebezpiecznym patogenem spadły na Ziemię. Pech chciał, że dostęp do nich uzyskały przypadkowe zwierzęta – goryl albinos, wilk oraz krokodyl. Wszystkie uległy nagłej i fantastycznej mutacji, której efektem ubocznym jest nadmierna agresja. Prymatolog Davis Okoye pragnie uratować swojego przyjaciela goryla o imieniu George, agencja rządowa chce powstrzymać przerośnięte potwory kroczące do Chicago, a właściciele firmy zbić fortunę na swoim wynalazku i tragedii ludzkiej. Emocji zatem nie brakuje, ale raczej tych z gatunku mało pożądanych.
Rampage nie wychodzi z oków schematów, powiela wszelkie możliwe kalki kina z potworami w tle, z lubością zapożyczając ujęcia z renomowanych filmów, z których można przywołać choćby King Konga. Dramaty papierowych postaci przy starciach gigantów są mało znaczącymi elementami. Zarówno prywatne życie Davisa, jak rodzinny dramat doktor Caldwell interesują widza tyle, co zeszłotygodniowy deszcz. Dorzucając do tego nierozgarniętego agenta rządowego, który plącze się na ekranie bez ładu i składu, robiąc za marnej jakości kowboja, tfu komika, a także korporacyjne rodzeństwo – on skończony kretyn, ona przebiegła i wyrachowana diablica – otrzymujemy mało przekonujące kreacje, sztuczne, zagrane pod konkretny moment w filmie.
Chciałoby się zatem chociaż spektakularnego starcia zmutowanych bestii. Te oczywiście dostajemy w finale, ale patrząc na możliwości gargantuicznych monstrów, jak i demolkę urządzoną przez nich w mieście, całość ogląda się bez jakiegokolwiek napięcia czy zachwytu nad kolejną szarżą potwora. Film ma nierówne tempo akcji, przegadane momenty i jest pozbawiony błyskotliwego humoru. Innymi słowy, zawodzi w wielu elementach i nie gwarantuje zajmującej rozrywki. Działania bohaterów są niejednokrotnie niedorzeczne.
Rampage: Dzika furia to kino pozbawione zębów, choć potwory kąsają mocno, przewidywalne, fabularnie miałkie, a co gorsza nudnawe. Nie ma chyba nic gorszego niż film akcji, na którym można się zdrzemnąć, a i tak nic się nie straci, bo finał jest znany od pierwszej minuty seansu. Jak ktoś lubi produkcje z Rockiem, to zdecydowanie Jumanji warto obejrzeć w pierwszej kolejności, a Rampage można zostawić sobie na wolny wieczór z płytką DVD.
Ocena: 3/10
Tytuł: „Rampage: Dzika furia”
Reżyseria: Brad Peyton
Scenariusz: Ryan Engle, Carlton Cuse, Ryan J. Condal, Adam Sztykiel
Obsada:
- Dwayne Johnson
- Naomie Harris
- Malin Akerman
- Jeffrey Dean Mogan
- Jake Lacy
- Joe Manganiello
- Marley Shelton
- P.J. Byrne
- Demetrius Grosse
Muzyka: Andrew Lockington
Zdjęcia: Jaron Presant
Montaż: Bob Ducsay
Scenografia: Mark Walters
Kostiumy: Melissa Bruning
Czas trwania: 107 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus