„Ciao Italia!” - recenzja
Dodane: 06-03-2018 20:33 ()
Czy wojna może być opowiedziana w „krzywym zwierciadle”? Owszem. Kolejnym obrazem, który bierze się za ten temat, jest „Ciao Italia!”. Czy są to starania udane? Po kolei...
„Ciao Italia!” to historia Arturo Giammaresi (bardzo dobry Pierfrancesco „Pif” Diliberto), włoskiego emigranta mieszkającego w Nowym Jorku zakochanego z wzajemnością w pięknej Florze, również rodowitej Włoszce mieszkającej w Nowym Yorku. Niestety, wuj dziewczyny postanawia wydać ją za syna lokalnego włoskiego mafioza. Aby temu zapobiec, zakochany Arturo zrobi wszystko. Zaciągnie się nawet do amerykańskiej armii planującej właśnie desant na Sycylię w ramach Operacji Husky. To jedyny sposób na dotarcie do ojca dziewczyny przebywającego na Sycylii, który jako jedyny może zapobiec planom wuja Flory.
I to właśnie głównie z perspektywy Arturo widzimy rozgrywające się na Sycylii wydarzenia. Najmocniejszą częścią filmu jest osadzenie historii w dość rzadko wspominanym w kinematografii epizodzie II wojny światowej. Wspomnienie o kulisach desantu na Sycylię wraz z operacją „Underworld” i roli w tym wszystkim mafijnego bossa Charlesa „Lucky'ego” Luciano. Sam wątek romantyczny to tylko pretekst do pokazania działań Stanów Zjednoczonych na włoskiej ziemi oraz relacji między Amerykanami a ludnością cywilną i lokalnym półświatkiem przestępczym.
Najwięcej żartów osadzonych jest właśnie na relacjach między tymi trzema grupami, w tym na różnicach kulturowymi pomiędzy Jankesami a Włochami. Sycylijczykom również obrywa się i to sporo. Co do głównego bohatera: Arturo to trochę taki włoski Forrest Gump. Zakochany, szczery i trochę naiwny Sycylijczyk, który raczej stroni od polityki, a nieoczekiwanie i tak staje się jednym z jej trybików.
„Ciao Italia!” to słodko-gorzki obraz (i niech Was nie zmylą początkowe sekwencje filmu) o wojnie i ogromnej cenie, jaką trzeba zapłacić, by ją wygrać, nawet kosztem ludności cywilnej i jej późniejszych losów. To jednocześnie satyra zarówno na Amerykanów, jak i rodowitych Sycylijczyków. Film bawi się różnymi motywami. Wiele tu rzeczy zabawnych, ale też wątków niepotrzebnych lub w pełni niewykorzystanych. Reżyser „Ciao Italia!” nie ma jeszcze tej umiejętności opowiadania o rzeczach trudnych, jak to miało miejsce w przypadku oscarowego „Życie jest piękne”. Pif próbuje, ale nie zawsze mu to wychodzi, jednak nie zmienia to faktu, że „Ciao Italia!” to film, który skłania do refleksji, mimo że chwilę wcześniej śmialiśmy się do rozpuku. O ile pierwsza połowa to czysty śmiech z różnego rodzaju stereotypów, to końcówka to gorzka do przełknięcia pigułka, która pozostawia nas z dość smutnymi refleksjami.
Warto też wspomnieć o utrzymanej w stylu kołysanki piosence o latającym ośle, czyli „Donkey flyin' in the sky” autorstwa Santi Pulvirenti w wykonaniu Thony. Bardzo klimatyczna i miła dla ucha. Bardzo dobrze wpisuje się w całość filmowego obrazu, jakim raczy nas Diliberto. Sama gra aktorska jest bez zarzutu. Wszyscy aktorzy dobrze grają swoje postaci.
Podsumowując, Dzieło Pifa nie jest bez wad, ale to nadal kawał dobrej historii, którą warto zobaczyć (szczególnie dla końcówki). I zdecydowanie nie jest to komedia, a raczej dobry komediodramat w wojennych klimatach.
Ocena: 6/10
Tytuł: „Ciao Italia!”
Reżyseria: Pif
Scenariusz: Pif, Michele Astori
Obsada:
- Pif
- Miriam Leone
- Andrea Di Stefano
- Stella Egitto
- Vincent Riotta
- Maurizio Marchetti
- Sergio Vespertino
- Maurizio Bologna
Muzyka: Santi Pulvirenti
Zdjęcia: Roberto Forza
Montaż: Clelio Benevento
Scenografia: JMarcello Di Carlo
Kostiumy: Cristiana Ricceri
Czas trwania: 99 minut
Dziękujemy Kino Świat za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus