„Pola dawno zapomnianych bitew” tom 4: „Zwycięstwo albo śmierć” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 24-02-2018 16:52 ()


„Zwycięstwo albo śmierć” to tom kończący cykl „Pola dawno zapomnianych bitew”. Jest to mocne, spektakularne uderzenie finałowe.

Wojna z rasą Obcych ma’lahn trwa. Ludzie są w odwrocie, ale tli się nadzieja, bo stocznie orbitalne pracują pełną parą nad nowymi jednostkami. W końcu udaje się też zebrać odpowiednią ilość danych, by opracować sensowne posunięcia militarne. Niestety wszystko ma swoje drugie dno, a może nawet trzecie i czwarte. Im głębsze bagno, tym więcej pewności, że chodzi o politykę i utrzymanie się na stołkach. Pani kanclerz Modo jest zdesperowana, by zniszczyć swoich wrogów. Admirał Farland nie ma zamiaru sprzedać tanio swojej skóry. Między młotem a kowadłem znajduje się wyniesiony do godności generała majora Henryan Święcki. Jego niesłychana pomysłowość może się okazać zbawienna dla ludzkości, o ile bohater Federacji wróci do czynnej walki zamiast być marionetką pani kanclerz.

Czwarty tom serii jest bez wątpienia najlepszym. Trzy początkowe były znakomite, jednak w porównaniu z tym, co autor serwuje na kartach tej książki, tamto było ledwie rozgrzewką. Akcja, niepewność jutra, polityczne intrygi i kosmiczne bitwy zapełniają ten tom od początku do końca. Nie ma nawet pół strony, która byłaby nudna, zbędna czy zapychająca. Tutaj każdy z bohaterów poznanych już w poprzednich tomach ma swoje cele do zrealizowania. Wszyscy chcą przetrwać. Jedni chcą zwyciężyć Obcych, inni chcą zwyciężyć znanych - politycznych przeciwników. To wszystko spina się ze sobą doskonale.

Henryan musi zmierzyć się z wieloma przeciwnościami. Z jednej strony jego dowódca admirał Farland nie darzy go zbytnią sympatią, z drugiej kanclerz Modo buduje legendę bohaterskiego żołnierza, chociaż część opowieści to tylko i wyłącznie wizerunek propagandowy. Pojawiają się też rodzinne demony przeszłości. Tym razem decyzje, jakie młody generał major będzie musiał podjąć, mogą postawić go w pierwszej linii do odstrzału. Przecież „dobry bohater to martwy bohater”. Pytanie tylko, czy w obliczu wojny wszystko może pójść zgodnie z planem?

Fabuła „Zwycięstwa albo śmierci” jest pełna ciekawych zwrotów akcji. Autor stara się zamknąć możliwie najwięcej wątków, ale też otwiera kilka nowych, nie mniej intrygujących. Główny bohater udowadnia, że jest prawdziwym herosem, sprytnym i odważnym. Zwieńczenie jego losów jest opisane naprawdę brawurowo. Ciężko wskazać gdzie w tej książce zaczyna się finał, ponieważ jest kilka spektakularnych scen, które dokładają swoje pięć groszy do zakończenia całej historii. W zasadzie od połowy tego tomu, książki nie chce się odkładać. Kolejne zdania, strony, rozdziały rozpędzają akcję, by na koniec dać nam w twarz czymś zupełnie niespodziewanym.

Książka jest wydana perfekcyjne. Wiele razy zwracałem uwagę na słabe podklejenie lub też złamanie okładki przy zawartości wewnętrznej. Problem ten zniknął, dzięki czemu nie ma się zupełnie do czego przyczepić.

Autor i redakcja wykonali doskonałą robotę. Na kilku dwuczłonowych imionach, jeszcze gimnastykowałem sobie język, ale nie sprawiało mi to już takiego bólu jak przy pierwszym zetknięciu z uniwersum „Pól dawno zapomnianych bitew”.

Ilustracja na okładce trzyma znakomity poziom. Jest dynamiczna i idealnie wyważona pod względem kolorów. Tomasz Maroński po raz kolejny udowodnił, że jest w absolutnym topie grafików, którzy pracują dla wydawców polskiej fantastyki.

Bardzo dobrym pomysłem było wydanie kalendarza z grafikami okładkowymi i bonusem. Pod niektórymi datami pojawiają się ciekawe informacje związane z uniwersum i autorem, co dodaje klimatu temu „gadżetowi”. Troszkę ponarzekam na papier, bo zostają na nim odciski palców i nawet jak kalendarz zawiśnie, to w zasadzie na każdej karcie te ślady muszą się pojawić. No chyba że zatrzymacie się na lutym i marcu. Swoją drogą za jakiś czas te kalendarze mogą mieć sporą wartość kolekcjonerską, więc to mogła być dobra inwestycja.

Jest mi niezwykle miło polecić tę książkę każdemu, kto ma za sobą wcześniejsze tomy. Wszystkich innych odsyłam kolejno do „Łatwo być bogiem”, „Ucieczki z raju” i „Na krawędzi zagłady”. Warto, bo jest to najlepsza space opera, jaka wyszła spod ręki polskiego autora. Cieszę się, że autor nie porzuci tego uniwersum i poznamy rozwiązanie wątków, które pojawiły się w ostatnim tomie. Mam nadzieję, że seria zostanie dobrze przyjęta na zachodzie. „Zwycięstwo albo śmierć” jest moim osobistym kandydatem do nagród literackich i mam nadzieję, że książka nie przejdzie niezauważona w lobbystycznych kręgach. A nawet jeśli, to i tak liczy się uznanie czytelników, a to niewątpliwie jest wielkie.

 

Tytuł: „Pola dawno zapomnianych bitew" tom 4: „Zwycięstwo albo śmierć”

  • Autor: Robert J. Szmidt
  • Wydawnictwo: Rebis
  • Seria: s-f Horyzonty zdarzeń
  • Data publikacji: 10.02.2018 r.
  • Liczba stron: 448
  • Format: 132 x 202 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Wydanie 1
  • Cena: 34,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus