Battle Master - recenzja

Autor: Jakub "Ink" Kurek Redaktor: kessell

Dodane: 21-06-2007 19:30 ()


Niniejszym artykułem chciałbym rozpocząć planowany cykl dotyczących gier internetowych, a prezentujący pozycje mniej znane, choć nie mniej przez to interesujące. Choć słyszała o nich niewielka dość liczba osób (przynajmniej w porównaniu do Red Dragonów, OGame'ów czy Hattricków), jednak swoją koncepcją, dopracowaniem lub tak zwaną "grywalnością" zasłużyły sobie na polecenie szerszemu gronu poszukujących w sieci godziwego pożeracza czasu.

 

Jaką pierwszą na warsztat weźmiemy stworzoną przez Niemca Toma Vogta grę "przeglądarkową" (browser based) o dość mylącej nazwie BattleMaster. Chociaż nazwa owa przywodzi od razu na myśl kolejny twór oparty na schemacie rozgrywania kolejnych pojedynków lub bitew, nic jednak bardziej błędnego. Faktem wprawdzie jest, iż utarczki zbrojne stanowią dość istotny komponent rozgrywki, jednak doskonale wpasowany w znacznie bogatsze tło. Najogólniej rzecz ujmując gracz wciela się tu w rolę pseudo-średniowiecznego człowieka szlachetnej krwi (choć i od tego istnieją odstępstwa) i prowadzi życie w jednym z państw ulokowanych na jednym z kilku kontynentów dostępnych w grze. Tu właśnie pojawia się pierwszy element tak bardzo różniący BattleMastera od stereotypowej strategii przeglądarkowej. Gracz nie prowadzi tu własnego państwa, ale jest obywatelem jednego z kilku lub kilkunastu państw na danym kontynencie - ze wszystkimi tego faktu następstwami. Państwa mają swoje ustroje (zróżnicowane), władców, urzędy, generałów, szpiegów i tym podobnych - a wszystkie te role pełnią pojedynczy gracze. Kiedy rozpoczynasz grę, jesteś jednym z pomniejszych szlachetków, bez większego znaczenia politycznego, bez ziemi, z sakiewką, którą dała Ci na drogę rodzina, a za którą można wynająć kilkunastu żołdaków. Pierwszą rzeczą, którą powinieneś zrobić, to złożyć hołd lenny któremuś z władców ziemskich Twojego kraju, a tym samym zapewnić sobie miejsce w strukturze państwa, jak i dopływ funduszy na rozmaite cele. I tu otwiera się przed Tobą droga kariery, która może przebiegać w rozmaity sposób, o czym więcej napiszę nieco później.

 

Bezpośrednim skutkiem powyższej koncepcji jest fakt, iż istotą gry nie jest bezpośrednia rywalizacja między poszczególnymi graczami (choć i ona ma miejsce, tak na polu intryg dworskich, jak i pojedynków czy turniejów), ale pomiędzy całymi państwami. Zresztą sam rozwój własnej postaci jest dość ograniczony, nie ma tu "nabijania leveli", zdobywania magicznych zbroi czy nowych umiejętności. Cechy postaci ograniczają się właściwie do abstrakcyjnych współczynników "prestiżu" i "honoru", które wynikają z rozmaitych wydarzeń, w których może uczestniczyć (np. brania udziału w ważnych bitwach, inwestycji w rozbudowę regionów), a umiejętności jest tylko kilka, i nie mają decydującego wpływu na rozgrywkę. O wyniku wojny decyduje w znacznie większym stopniu zdolność dowódców do sprawnej koordynacji działań kilkudziesięciu podwładnych, dobrze dobranej taktyka w bitwie a nade wszystko - sztuka dyplomacji.

 

Dyplomacja, jak również wszelkie inne kontakty między graczami, jest bowiem solą tej gry. Jak na grę internetową nacisk kładziony na odgrywanie postaci i utrzymywanie klimatu jest bardzo silny, a wyraźne odejścia od przyjmowanych norm bardzo sprawnie karane, czy to przez samego boga - Toma, czy też, w przypadku mniej poważnych przewinień, przez władców poszczególnych państw (skazanie kogoś na banicję jest właściwie eliminacją z normalnej gry, nie istniejącej w zasadzie poza strukturami państwa, a może ono spotkać osoby łamiące na przykład nagminnie kodeks rycerski). Wspomniany nacisk na interakcję między graczami, i to na poziomie odgrywania postaci, pociąga za sobą jednak dość istotne wymaganie - w zasadzie w BattleMastera nie da się grać bez przyzwoitej znajomości języka angielskiego, nawet jeśli dany gracz nie zamierza angażować się zbytnio w intrygi czy politykę. Po prostu nie zrozumie wtedy rozkazów wydawanych przez generała czy rozporządzeń ogłaszanych przez głównego sędziego.

 

Wspomniałem wcześniej o różnych możliwych drogach rozwoju dostępnych dla naszych postaci. Każdy gracz zaczyna rozgrywkę jako Rycerz, czyli szlachcic, którego głównym zadaniem jest dowodzenie grupą wojaków czy to broniąc własnego państwa przed zagrożeniem wewnętrznym i zewnętrznym, czy uczestnicząc w wyprawach najeźdźczych czy odwetowych. Ciekawą cechą Rycerza jest to, że nie może on zginąć - owszem, może stracić swoich ludzi, może zostać mniej lub bardziej poważnie ranny, może trafić do więzienia jako jeniec wojenny, ale umrzeć nie może. Dla tych, którzy szukają większej chwały na polach bitew czeka klasa Bohatera. W zasadzie zajmuje się tym samym, co Rycerz, ale robi to znacznie lepiej - sam uczestniczy w starciach, lepiej wspiera w nich swoich ludzi, może opowiadać o swoich przewagach bitewnych przyciągając do swego oddziału nowych ochotników. Za to nie może brać udziału w przedsięwzięciach nie licujących się z jego honorem - na przykład w pracy za pieniądze albo utrzymywaniu porządku w miastach. No i może zginąć, a jego śmierć będzie ostateczna - żadnych wskrzeszeń czy drugich szans. Chcesz być bohaterem - giń jak bohater.

 

Na przeciwnym biegunie znajdzie się klasa Szpiega - Zabójcy. Specjalizują się oni w niepostrzeżonym przemieszczaniu się po terenach przeciwnika, aby dostarczać własnemu państwu informacji na temat ruchów wrażych wojsk, albo by przed decydującą bitwą potraktować wrogiego generała sztyletem (generał wprawdzie nie zginie, ale przez czas jakiś będzie niezdolny do pełnienia swej funkcji). Można również zostać Kupcem, który jeździ ze swymi karawanami zbijając fortunę, a przy okazji zapewniając swojemu krajowi stały dopływ jedzenia, jeżeli go brakuje, lub gotówki w przeciwnym przypadku. Wreszcie rola klasy Biurokraty (o której wiem najmniej, bo jeszcze jej nie próbowałem) polega na dbaniu o rozwój prowincji swojego państwa. Klasy postaci można zmieniać w czasie rozgrywki, acz z pewnymi ograniczeniami, na przykład dotyczącymi posiadanego prestiżu.

 

Jeżeli będziesz dobrze wypełniał swoją rolę, a przy okazji aktywnie uczestniczył w naradach i dyskusjach, z pewnością zostaniesz doceniony i nagrodzony przez władców swojego królestwa. Przydział którejś z prowincji jako lenna, tytuł hrabiego, pozycja marszałka jednej z armii... A może kiedyś, na końcu tej drogi, sam zostaniesz królem i będziesz innym udzielał swojej łaski.

 

Poza rozlicznymi możliwościami i ciekawym klimatem grę można również pochwalić za świetne dopracowanie kwestii równowagi, nie pozwalającej na szybkie zdestabilizowanie sytuacji politycznej czy łatwe wykorzystanie nieobecności tego czy innego gracza. Rozrost państw wiąże się z koniecznością ich utrzymania, wykarmienia ludności, zapewnienia obrony przed sąsiadami, jak i pojawiającymi się czasem wewnątrz granic grupami potworów. Na dalekich kampaniach wojskowych żołnierzom kończą się zapasy i spada morale, co uniemożliwia tryumfalne przemarsze naprędce zebranych armii przez cały kontynent. Nie mówiąc już o tym, że oblężenia twierdz trwają wieloma dniami czasu rzeczywistego.

 

Gra jest przez cały czas rozwijana, chociaż jej podstawy pozostają niezmienne. Dodawane jest natomiast mnóstwo drobnych detali, smaczków, jak i nowych mechanizmów wspomagających rozgrywkę. Szpieg może więc poprzekręcać drogowskazy, by spowolnić masz wojsk, oddział można specjalnie wyposażyć, by wyglądał na silniejszy lub słabszy, niż w rzeczywistości, a kiedy zmieniasz nazwę oddziału Twoim ludziom mogą nie spodobać się nowe wzory na tarczach, co spowoduje spadek morale. Bardzo złożone i biorące pod uwagę mnóstwo czynników są zasady toczenia bitew, ale też zasady wszczynania rebelii, rozpadu państw na mniejsze czy tworzenia kolonii. Nie tak dawno dodano nową klasę postaci, nie będącej szlachcicem, a zwykłym najemnikiem trudniącym się tropieniem potworów i likwidacją ich siedzib zanim zdążą zebrać się w większe grupy i zagrozić państwu. Oczywiście najemnik za szczególne zasługi może być nobilitowany do stanu szlacheckiego.

 

Wspomnieć należy o jeszcze jednej, bardzo moim zdaniem ważnej zalecie BattleMastera. Mianowicie chodzi o możliwość łatwego dostosowania go do swoich możliwości czasowych. Gra odbywa się w dwunastogodzinnych turach i teoretycznie do w pełni efektywnej gry potrzebne jest logowanie dwa razy dziennie. Zależnie jednak od własnych potrzeb można spędzać nad grą kilka godzin (tworząc "roleplayowe" opisy swoich działań, uczestnicząc w niekończących się dyskusjach dotyczących polityki itp.) albo poniżej pięciu minut dziennie. Niedawno dodano nawet do wyboru nowy tryb logowania, w którym gracz otrzymuje tylko wiadomości systemowe dotyczące jego postaci i wiadomości oznaczone jako rozkazy, dla tych, których nie interesują rozmowy i opisy, albo akurat nie mają czasu na ich czytanie. Sprawdzałem osobiście i taka "ograniczona" wersja również ma sens, acz oczywiście nie pozwala w pełni cieszyć się bogactwem gry.

 

Podsumowując, BattleMaster to bardzo ciekawa propozycja, znacznie odbiegająca od popularnych schematów polegających na najefektywniejszym rozwoju swojego wojownika/kraju/klubu sportowego. Tu kładzie się duży nacisk na odgrywanie roli, interakcje z innymi postaciami (i to raczej werbalną, a nie fizyczną) i uczestnictwo we wspólnym wysiłku tworzenia państwa. Nie każdemu się to spodoba, ale moim zdaniem spróbować zdecydowanie warto.

 

A kiedy przypadkiem traficie na jedną z wysp BattleMastera, uważajcie na szlachtę z rodziny Finnan, bo płazem zniewag nie puszczają a rękę do miecza mają skorą.

 

Iaan Finnan, Knight of Wayburg

All for Abington!

 

strona gry: battlemaster

 

Korekta: Siman


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...