„Smerfy”: „Smerf Dzikus” - recenzja
Dodane: 08-02-2018 22:15 ()
Przez większość przygód na ogół wesołej gromadki nietypowych skrzatów zdawać się mogło, że dobrze wszystkim znana społeczność Smerfów jest niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju, ograniczająca się jedynie do ich charakterystycznej wioseczki. Dopiero z czasem następcy Pierre’a „Peyo” Cuillforda zdecydowali się na prezentacje urokliwych mieszkanek Wioski Dziewczyn, dementując teorie o wyjątkowości siedziby wychowanków Papy Smerfa. Jak się jednak okazuje, nie wszyscy spośród ich grona zostali zagonieni do prac przy irygacji pobliskich strumieni, gromadzeniu żywności oraz specjalistycznych obowiązków przypisanych co bardziej wyróżniającym się bohaterom tej serii. Pośród kniei daje o sobie bowiem znać jeszcze jeden, nieznany dotąd mieszkaniec tego malowniczego zakątka.
Mowa tu o tytułowym Smerfie Dzikusie, który ku zaskoczeniu obu stron (tj. siebie samego oraz swoich zdecydowanie bardziej cywilizowanych pobratymców) wchodzi z rzeczonymi we wzmożoną interakcje. Naturalny brak ogłady i choćby symbolicznej socjalizacji nowo przybyłego przyczyniają się do zaistnienia nietypowych, niekiedy niewolnych od znacznej dozy humoru sytuacji. Także z tego względu, że próby dostosowania smerfianego „Tarzana” do wymogów życia w miniaturowej społeczności podejmuje się wszystkowiedzący (w swoim mniemaniu rzecz jasna) Ważniak. Tytułowego bohatera tej opowieści czeka zatem moc nowych doznań, zjawisk i znajomości. Nie wyłączając przy tym zadeklarowanego prześladowcy niebieskoskórych skrzatów w osobie czarownika Gargamela, a przy okazji jego kociego chowańca.
Konstrukcja najnowszego z prezentowanych przez polską filię Egmontu opiera się na sprawdzonym motywie przełomowego zdarzania, które odrywa rezolutne skrzaty od ich codziennych obowiązków. W tym akurat przypadku mamy do czynienia z pożarem trawiącym las zamieszkiwany m.in. przez Smerfy. To jednak tylko wstęp do właściwego nurtu opowieści zdominowany przez niecodziennego kuzyna. Pozorna komedia jednego pomysłu okazuje się nadspodziewanie umiejętnie prowadzoną humoreską, niewolną od co najmniej kilku niespodzianek oraz emocjonujących zwrotów akcji. Nie zdradzając więcej szczegółów, wypada nadmienić, że Gargamel niezmiennie jest sobą, Papa Smerf jak niemal zawsze wykazuje się refleksem w zakresie palących (w tym albumie dosłownie i w przenośni) problemów, a debiutujący bohater potrafi niejednym zaskoczyć.
Rysunki zaproponowane przez Alaina Maury’ego to jeszcze jeden dowód, że Peyo doczekał się godnego swojego urokliwego stylu następcy. Zgodność ze stylistyką pomysłodawcy rezolutnych skrzatów zostaje zachowana, dzięki czemu zagorzali fani tej serii powinni być w pełni ukontentowani. Przejrzysta, precyzyjna i urocza zarazem maniera sprawia, że pomimo odejścia nieodżałowanego autora cyklu wykreowany przezeń baśniowy świat ma się co najmniej nieźle, a kolejne roczniki wielbicieli tej serii mają szansę przeżywać wraz z jej bohaterami zupełnie nowe przygody. Nie zawsze są to fabuły równie udane, jak te powstałe dzięki talentowi Peyo, by wspomnieć nie w pełni wykorzystany potencjał głównego pomysłu w albumie „Smerf Doktor”. Przytrafiają się jednak i takie opowieści, które z pełnym przekonaniem można umieścić obok najbardziej lubianych spośród klasycznych perypetii Smerfów. Z tym większą satysfakcją wypada skonstatować, że „Smerf Dzikus” zalicza się do tej właśnie grupy tytułów.
Tytuł: „Smerfy: Smerf Dzikus”
- Tytuł oryginału: „Les schtroumpfs: Le Schtroumpf Sauvage”
- Scenariusz: Luc Parthoens i Theirry Culliford
- Rysunki: Alain Maury
- Kolory: Nine Culliford
- Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
- Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
- Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
- Data publikacji wersji oryginalnej: listopad 1998
- Data publikacji wersji polskiej: 24 stycznia 2018
- Oprawa: miękka
- Format: 21,5 x 28,5 cm
- Druk: kolor
- Papier: offset
- Liczba stron: 48
- Cena: 19,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji
Galeria
comments powered by Disqus