„Shi” tom 1: „Na początku był gniew...” - recenzja

Autor: Jarosław Drożdżewski Redaktor: Motyl

Dodane: 05-02-2018 20:17 ()


Taurus Media - w mojej skromnej opinii - staje się wydawnictwem, które ma chyba najwięcej (ich propozycje są najciekawsze) do zaoferowania swoim klientom. Po m.in. świetnym „Okko” i niemalże genialnym „Urbanie” przyszła pora na kolejną serię, która sądząc po wydarzeniach z prologu, czyli pierwszego tomu, ma zadatki na bardzo przyzwoitą przygodę. Sam początek lektury epizodu co ciekawe sprawiał jednak niezbyt dobre wrażenie.

Pierwszy tom zaplanowanej na cztery odsłony serii przeczytałem dwukrotnie, a w zasadzie to półtora raza, gdyż w połowie pierwszej lektury, stwierdziłem, że coś nie do końca tu zagrało, że fabuła sprawia wrażenie pozlepianych luźnych fragmentów, w których się nieco pogubiłem. Zacząłem więc czytać komiks od nowa z jeszcze większą uwagą. I po ponownej lekturze, potwierdziło się, że pierwsza połowa tego komiksu jest nieco rwana i stawia przed czytelnikiem od groma pytań, pozostawiając je bez odpowiedzi. Dalsza część historii sporo jednak wyjaśnia i zazębia poszczególne tryby, w związku z czym moje początkowe obawy o jakość całego epizodu okazały się niepotrzebne. Oczywiście w dalszym ciągu wielu rzeczy nie wiemy, ale nie można przecież zdradzić wszystkiego już na samym początku przygody prawda?

Co jednak sprawiło, że fabuła wydała się początkowo taka nieskoordynowana i nieco przypadkowa? Pierwsza scena - czasy teraźniejsze, proces sądowy z właścicielem wytwórni broni, kilka stron dalej czas XIX w. Anglia i pogoń za dziewczynami, o których nic nie wiemy. Za chwilę kolejny przeskok tym razem tajna loża miłośników Indian (czy coś w ten deseń). Naprawdę można się pogubić, tym bardziej że w międzyczasie działy się jeszcze inne równie spektakularne i mało pasujące do reszty rzeczy. Dość kuriozalnie brzmi z tej perspektywy streszczenie umieszczone na okładce albumu, które zawiera się w jednym zdaniu - „Dwie kobiety przeciwko Imperium”. Niejaki Zidrou odpowiedzialny za scenariusz tego komiksu dał czytelnikom mocno popalić i choć początkowo mogli się oni poczuć zagubieni, to wraz z rozwojem fabuły wzbudza on czytelniczą ciekawość swoją. Gdy większość pytań staje się w pewien sposób jasna, a poszczególne fragmenty układanki stają się całością, dostrzegamy jak zręcznie i w jak ciekawy sposób historia ta jest poprowadzona. Wraz z zakończeniem chcemy więcej i z ogromnym apetytem czekamy na kontynuację. Przynajmniej u mnie zagrało to w ten sposób. Cały ten album jest przepełniony akcją i bardzo wyrazistymi bohaterami. Mamy tu panienkę, która chce ratować wszystkich i wszystko dookoła, mamy właściciela firmy produkującej broń, któremu przyjdzie w bardzo osobisty sposób zapłacić za owoce swojej pracy, mamy zboczonego księdza, którego kręci damska bielizna, z czego korzysta nawet w bardzo oficjalnych sytuacjach, mamy w końcu pewną Japonkę, która dla dobra dziecka jest skłonna do wszystkiego. To zresztą tylko garść z całego grona postaci, które wykreował scenarzysta. Wszystkie one mają ogromny wkład w fabułę i całą wyrazistą jakość tego komiksu. Zidrou wielokrotnie gra tutaj bardzo mocnymi kartami, przez co owszem jest to tytuł dla dorosłych czytelników, ale też jest to komiks wyrazisty i zapadający w pamięć. Przemoc, seks, bezwzględność. Mnóstwo elementów składa się tu na fakt, że jest to niezwykle klimatyczna historia. Jeśli już o nim (tj. o klimacie) mowa to Zidrou zręcznie łączy tu dawny Londyn z jego wąskimi uliczkami, kamienicami i konnymi powozami z domieszką orientalizmu w postaci rzeczonej wcześniej Japonki.

Szybko więc początkowe zagmatwanie spowodowane skokami w czasie ustępuje miejsca zaciekawieniu i chęci poszukiwaniu odpowiedzi na postawione przez scenarzystę pytania. Jest to o tyle ciekawsze, że w tych wszystkich zachwytach również i dialogi mogą się podobać, będąc bardzo naturalnymi i interesującymi. Sporo jest tu też smaczków i ciekawostek jak choćby reakcje bohaterów na jeszcze niezbyt rozpowszechnioną wówczas sztukę fotografii czy na orientalizm prezentowany na pierwszej w historii Wystawie Światowej, gdzie ciekawość - ale i niewiedzę ludzi – dało się zauważyć przy „pawilonie” japońskim. Różnego rodzaju drobiazgów uatrakcyjniających odbiór pierwszego tomu tej opowieści doprawdy nie brakuje.

Drobiazgiem zdecydowanie z kolei nie można nazwać jego warstwy graficznej, która może zrobić kolosalne wrażenie. Odpowiedzialny za rysunki Jose Homs (znany polskim czytelnikom z dwóch tomów „Millenium”) wykazał się tu nie lada kunsztem. Niezwykle realistyczny styl rysowanych przez niego postaci zdecydowanie uatrakcyjnia odbiór tej historii. Naturalistyczne sceny erotyczne czy brutalne i wstrząsające (bez spoilerów, ale przynajmniej jedna z nich jest totalnie bezwzględna) powodują, że styl jego kreski zachwyca oko dbałością o detale i szczegółowością rysowanych przez siebie plansz. Dodatkowo jeszcze zręcznie lawiruje on między niewielkimi kadrami a tymi zajmującymi niekiedy i prawie całe dwie strony. Nieważne też czy patrzymy na front rysunku, czy drugi jego plan, dosłownie każdy element jest dopracowany z ogromnym pietyzmem. Czuje się, że Hiszpan wycisnął z każdej planszy absolutnie wszystko, co mógł, dzięki czemu przyjemnością jest obserwowanie londyńskich uliczek czy pięknych kobiet ukazanych w niekiedy mocno dwuznacznych pozach. „Shi” nie byłoby z pewnością tym, czym jest również bez trzeciego elementu, a mianowicie bez świetnie dobranych kolorów, które w dużej mierze oddają nastrój danej chwili i budują sporą część klimatu tej historii. To nie jest na szczęście „kolorowy i komputerowy plastik”, który często widzimy w amerykańskich masówkach. Tutaj każda barwa ma swoje odpowiednie miejsce. Nic nie jest zostawione przypadkowi, a co za tym idzie, nie wygląda nienaturalnie. Całość prezentuje się niezwykle i wpisuje w bardzo wysoki poziom wydawanych przez Taurus Media komiksów.

Pomimo pierwszego zagubienia, które może czuć czytelnik komiksu, jest to historia, której warto dać szansę. Jestem dziwnie spokojny, że rozwinięcie tej opowieści przyniesie nam jeszcze wiele mocnych wydarzeń, a rysunki pozostaną już do końca na bardzo solidnym poziomie, stając się ucztą dla oczu. Jeśli więc gdzieś was do tej pory „Shi” ominęło, to czym prędzej nadrabiajcie zaległości.

 

Tytuł: „Shi” tom 1: „Na początku był gniew...”

  • Scenariusz: Zidrou
  • Rysunek: J. Homs
  • Tłumaczenie: Jakub Syty
  • Polska premiera: 17.01.2018 r.
  • Liczba stron: 56
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 45 zł 

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus