Jan Maszczyszyn „Światy Alonbee” - recenzja
Dodane: 13-01-2018 09:36 ()
„Światy Alonbee” Jana Maszczyszyna to drugi po „Światach Solarnych” tom „Trylogii Solarnej”. Pierwsza powieść wymęczyła mnie dość mocno, mimo iż wydawała się interesująca. Do kontynuacji podchodziłem z naprawdę ogromnym oporem. Czy intuicja mnie zawiodła? Nie. Lektura była męcząca. Jednak wciąż dostrzegam główny pozytyw w tej serii.
Fabuła jest stosunkowo prosta – na nowym dla bohaterów globie trzeba się odnaleźć w rzeczywistości, porozumieć z tubylcami oraz uratować ich w razie potrzeby. W to wszystko wplecione są wątki obyczajowe związane z rodziną Sir Ashleya Brownhole’a, którego córka - Asperia - jest interesującym przypadkiem do szlifowania umiejętności wychowawczych.
Akcja książki nie jest wyważona, momentami nudzi, a kiedy indziej jest dynamiczna i wciągająca. Jednak jak mogło być inaczej, kiedy ta sama powieść porywa nas w przestrzeń kosmiczną, gdzie toczą się bitwy i sprowadza na „ziemię”, gdzie rodzic nie umie sobie poradzić ze swoim dzieckiem?
Mój odbiór książki „Światy Alonbee” jest niekorzystny z racji ogromnego oderwania realiów świata wykreowanego przez autora od rzeczywistości. Jest to swoisty precedens, ponieważ czytując fantastykę, niejako z marszu wchodzę w światy bardzo różne. W tym wypadku jednak nie jestem w stanie zrozumieć wizji autora i cieszyć się nią. Jest tu zbyt dużo groteski, zbyt mało wydarzeń i postaci realistycznych. Marny to zarzut wobec literatury fantastycznej, dlatego zaznaczam, że jest to moje osobiste zdanie. Na pewno znajdą się czytelnicy, którzy obojętnie przejdą nad abstrakcyjną fizyka lub jej brakiem i wszelkimi rasami, których nie sposób sobie nawet wyobrazić.
W tym miejscu muszę też docenić kunszt autora. Niezależnie od tego, czy abstrakcyjność świata jest zamierzona, czy po prostu tak wyszła, to za wykreowanie czegoś tak odmiennego od naszej rzeczywistości należy się uznanie. Postaci żyjące w tym świecie są różne kulturowo, fizycznie i psychicznie od nas. Logiczne zasady fizyki to coś, czego w zasadzie nie sposób szukać zarówno w tej, jak i poprzedniej książce. Trzeba mieć nie lada wyobraźnię, by stworzyć coś tak nierzeczywistego, ale działającego.
Zatem pomysłowość autora stanowi jednocześnie plus i minus powieści. Ja skłaniam się jednak ku negatywnej ocenie, ponieważ ponownie odrzucił mnie styl, jakim książka jest napisana. Męczyłem się, lektura była długa i mozolna ze względu na drętwość języka. Być może to była jakaś stylizacja, ale jak dla mnie nieudana.
Estetyka okładki jest w miarę udana. Co mam na myśli? Podoba mi się stylistyka nawiązująca do rzeczy charakterystycznych dla fantastyki związanej z wiekiem pary. Dobra jest jeszcze główna ilustracja. Nad tytułem niestety znów pojawiają się ohydne postaci, których opisy spotykamy w książce. Mnie się to nie podoba.
Nie twierdzę, że każdy uzna tę książkę za słabą i wszyscy powinni jej unikać. Nic z tych rzeczy, każdy może spróbować i przekonać się samemu, czy ten rodzaj fantastyki mu odpowiada, czy też nie. Pierwszy tom był dla mnie czymś nowym, starałem się poznać ten eksperyment i go zrozumieć, udało się średnio, ale jakoś przełknąłem. Tym razem jestem już zupełnie rozbity. Ilu ludzi, tyle gustów. Ja wiem, że do trzeciego tomu sięgnę po upływie dłuższego czasu, o ile w ogóle.
Tytuł: „Światy Alonbee”
- Autor: Jan Maszczyszyn
- Wydawnictwo: Solaris
- Miejsce wydania: Stawiguda
- Wydanie polskie: 6/2016
- Liczba stron: 500
- Oprawa: miękka
- ISBN: 9788375902600
- Wydanie: I
- Cena: 35,99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Solaris za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus