Kosmiczne jajniki - recenzja książki "Ethan z planety Athos" Lois McMaster Bujold
Dodane: 12-06-2007 10:55 ()
Lois McMaster Bujold znana jest głównie z tzw. cyklu barrayarskiego. Niedługa, acz ciekawa powieść „Ethan z planety Athos” (swoją drogą, też tytuł...) rozgrywa się w tym samym uniwersum, ale niejako na uboczu.
Tytułowy Ethan to zwyczajny, nieco nieśmiały lekarz-położnik, który na skutek splotu wydarzeń zostaje rzucony w obce miejsce i wmieszany w groźną intrygę związaną z manipulacjami genetycznymi. Jeśli macie chwilowo dość supertwardzielskich bohaterów po przejściach i chcecie poczytać o postaci, z którą łatwo można się utożsamić – polecam.
Jest wszelako jedna rzecz, która Ethana odróżnia od potencjalnego czytelnika. Otóż bohater pochodzi z planety zamieszkanej wyłącznie przez mężczyzn, kobiety nigdy w życiu na oczy nie widział - ba, samo słowo „kobieta” uchodzi w jego ojczyźnie za nieprzyzwoite - a położnikiem jest w laboratorium, gdzie dzieci hoduje się w replikatorach macicznych z komórek jajowych przywiezionych przez pierwszych osadników.
„Seksmisja” a rebours, ktoś może powiedzieć. Otóż niezupełnie. W filmie Machulskiego cywilizacja pozbawiona jednej z płci była przedstawiona jako coś nieludzkiego, odhumanizowany system, który należy jak najszybciej obalić i przywrócić stary porządek. W powieści Bujold żadne zmiany na planecie Athos nie zachodzą, bo i nie ma po co: jej mieszkańcy są szczęśliwi, a społeczeństwo nie trzyma swoich dzieci w jakichś ponurych femi-jugend (patrz scena z filmu), lecz wychowuje w pełnych miłości rodzinach – cóż z tego, że jednopłciowych. Poza tym tytułowa planeta pojawia się tylko na początku i na końcu książki, natomiast zasadnicza część wydarzeń rozgrywa się na stacji kosmicznej.
Akcja powieści jest niezwykle wartka: pościgi, porwania, tropienie wrogów, zakradanie się w przebraniu do niedostępnych dla postronnych osób technicznych pomieszczeń stacji, przybywanie na ratunek w ostatniej chwili i tak dalej. Ethanowi towarzyszy poznana przypadkowo sympatyczna najemniczka Elli Quinn, której misja niejako zazębia się z misją, w której został przez Radę Planety wysłany nasz lekarz. Podoba mi się sposób wykreowania tej postaci: autorka nie robi z niej jakiejś ponurej, naznaczonej życiem twardzielki ani też złowrogiej femme fatale, lecz po prostu dobrą w swym zawodzie dziewczynę, która dzięki doświadczeniu i sprytowi jest w stanie wyjść cało z każdej opresji.
Spodobało mi się również pomysłowe wykorzystanie w fabule ograniczeń i możliwości wynikających z osadzenia akcji na stacji kosmicznej, będącej z definicji środowiskiem o zamkniętym obiegu. Funkcjonowanie stacji jest zresztą źródłem kilku dość zabawnych sytuacji (te traszki...), podobnie jak szok kulturowy przeżywany przez biednego Ethana.
Sympatyczne postaci, wciągająca akcja, plastycznie przedstawiona scenografia – czego chcieć więcej od dobrej powieści przygodowej? Polecam – choć wydana w Polsce w 1994 roku książka nie była wznawiana i może być obecnie trudno dostępna.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...