Tullio Avoledo „Krucjata dzieci” - recenzja
Dodane: 13-12-2017 17:45 ()
Tullio Avoledo napisał powieść, która jest najmniej osadzona — wbrew pozornemu sztafażowi — w scenerii „Uniwersum Metro 2033” i w scenerii postapo ogółem. Najmocniej wędruje w kierunku fantastycznych wariacji, które w swoich powieściach w ramach UM zawierał też Paweł Majka. Choć muszę zaznaczyć, że jemu wyszło to lepiej.
Mutanty w „Krucjacie dzieci” są stworzeniami nijak niewpasowującymi się w zarys motywów, do jakiego przyzwyczaiła nas literatura postapokaliptyczna. Z całą pewnością jest to książka leżąca na przeciwległym biegunie do powieści Szmidta, Wroczka czy Diakowa. Brak tu surowego realizmu postapokaliptycznego świata, który ustępuje pola fantastycznym, mocno momentami przerysowanym wizjom. Z jednej strony to ciekawy zabieg, odświeżający konwencję eksploatowaną w uniwersum Glukhowsky'ego, a jednocześnie książka, której autor, zdaje się, nie do końca udźwignął ciężar specyfiki literatury postapo, w której wszelkie odstępstwa od kanonu mocno wypaczają obraz całości.
W „Krucjacie...” nie brak wartkiej akcji, przeplatanej jednak mocno filozoficznymi wątkami, zwłaszcza w obrębie znaczenia religii i wiary. I jeśli tą pierwszą Avoledo zdaje się wyraźnie darzyć niechęcią — zwłaszcza jej zinstytucjonalizowana formę, to wiara — katolicka, ale nie tylko — jest dla niego bardzo znaczącym elementem dla zachowania moralnej kondycji ludzkości. Jeszcze nikt w tak szerokim zakresie nie zawarł w powieści postapokaliptycznej w ramach UM tylu odniesień do — jakże ważnej dla wielu — sfery życia. Mimo surowości realiów postapokaliptycznego świata zdaje się naturalnym i zrozumiałym, że wiara nie zniknie, a co najwyżej ewoluuje w specyficznych kierunkach, jednak nadal dla wielu pozostanie podpora w chwili zwątpienia. Avoledo podejmuje ten trudny wątek, rozwijając go w formie z jednej strony sensacyjnej, żywiołowej akcji, z drugiej zaś w kierunku filozoficznych rozważań na temat samej istoty wiary i jej sensu w zdegenerowanym postatomowym świecie.
I za to z całą pewnością należy mu się uznanie, gdyż całość historii — choć nie pozbawiona wad — jest ciekawym spojrzeniem na temat dotychczas traktowany po macoszemu. Jednak nie zmienia to faktu, iż momentami powieść zaczyna nużyć, serwując nam nieco infantylne przesłania i sceny, które nijak nie mogą wpasować się w wykorzystaną scenerię. Momentami mamy wrażenie, że kolejne etapy fabuły — same w sobie mocno przewidywalne — miały posłużyć autorowi wyłącznie do napiętnowania kościelnej instytucji, jednak z zaakcentowaniem wagi wiary, jako nieskalanej i czystej samej w sobie idei.
Najbardziej niewykorzystanym, a przecież bardzo w powieści podkreślanym — jest motyw mutantów, które zdają się tworzyć nową rasę posthumanistyczną. To — momentami tak zdaje się sugerować autor — kolejna forma ewolucji człowieka, która wyłoniła się z popiołów atomowej pożogi. Szkoda, że wątek tak intrygujący nie został mocniej rozbudowany, ponieważ to mogłoby z całą pewnością poprawić ogólny odbiór powieści. A w efekcie — i w obecnym kształcie — otrzymujemy książkę, która całkiem dobrze się zaczyna, by w pewnym momencie przerodzić się w przerysowany moralitet na temat wiary.
Dużo lepiej z odejściem od kanonu i wprowadzaniem wątków fantastycznych, na niekorzyść postapokaliptycznego realizmu, poradził sobie wspomniany Paweł Majka w „Dzielnicy obiecanej” i „Człowieku obiecanym”. U niego jednomyślne mutanty są mocno osadzone w fabule, ale też ciekawie umotywowane i stanowią solidny trzon opowieści. W „Krucjacie dzieci” autor próbuje uczynić jednym z kluczowych elementów swojej wizji rasę mutantów, jednak nie do końca rozwija ich genezę i istotę ich samych. A to pozostawia znaczący niedosyt i sprawia, że „Krucjata...” staje się powieścią nieco niedopracowaną, w której autor zbyt popuścił wodze fantazji, nad czym później nie do końca zapanował. A przez to książka spodoba się nielicznym. Zwłaszcza tym, którzy nie przepadają (paradoksalnie) za surowością konwencji postapo.
„Krucjata dzieci” to powieść, której nie do końca da się ocenić w sposób jednoznaczny. Trochę literacki eksperyment z ewoluowaniem gatunku, trochę klasyczna postapo (ale tylko gdzieś w tle, chwilami), i znacząca infantylność fabuły sprawia, że oceniam ją jako powieść najsłabszą, spośród wydanych w Polsce w ramach UM2033. Nie jest to książka pozbawiona pewnych zalet — o których wspominałem powyżej — jednak trochę brakuje autorskiej konsekwencji w dopracowaniu najbardziej kontrowersyjnych i najmniej postapokaliptycznych wątków. Mieliśmy już w Polsce w ramach UM próbkę twórczości włoskiego pisarza — w „Korzeniach niebios”. I tu mamy stanowczą kontynuację tamtej konwencji, co daje też pewien wyznacznik, do kogo ta pozycja jest kierowana. Jeśli spodobały się wam właśnie wspomniane „Korzenie...” lub dylogia naszego rodaka — Pawła Majki — to możecie po „Krucjatę dzieci” sięgnąć. Jeśli na szczycie waszej listy znalazły się książki takich twórców z UM, jak Wroczek, Diakow, czy Szmidt — to lepiej sobie lekturę darujcie. To książka zupełnie nie dla was.
Tytuł: „Krucjata dzieci”
- Autor: Tullio Avoledo
- Przekład - Piotr Drzymała
- Wydawnictwo Insignis
- Ilość stron: 372
- Format:140x210 mm
- Oprawa: miękka
- Cena: 39,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Insignis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus