„Smerfy": „Smerf Doktor” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 04-12-2017 23:26 ()


Kucharz, Malarz, Trębacz – to tylko przykłady wybitnych specjalistów w swoim fachu, bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie wioski Smerfów. Jak do tej pory brakowało w niej jednak znawcy uśmierzania zdrowotnych dolegliwości, który w tych obowiązkach wyręczyłby permanentnie zapracowanego Papę Smerfa. W najnowszej z prezentowanych dotąd odsłon przygód niebieskich skrzatów takowy śmiałek jednak się znajduje i to właśnie jemu dane będzie zadbać o stan zdrowia rezolutnej wspólnoty.

Efekt? Kłopotów co niemiara, zwłaszcza że ów altruista jest amatorem podwójnie. Po pierwsze – jako szczerze oddany świeżo podjętym obowiązkom; po drugie – ze względu na, delikatnie rzecz ujmując – niewielkie doświadczenie w tym zakresie. Stąd jego pierwsze kroki w profesji doktora znamionuje przysłowiowe badanie gruntu i wysiłki na rzecz odnalezienia właściwego modus vivendi; do tego niejako po omacku. Jak zapewne nietrudno się domyślić tzw. eksperymenty na żywym organizmie doprowadzają do rozłożenia na łopatki większości spośród tych nieszczęśników, którzy zaryzykowali skorzystanie z usług Smerfa dumnie tytułującego się mianem Doktora. Co bardziej problematyczne na tym jednak nie koniec. Wygląda bowiem na to, że rozochoceni zwolnieniami lekarskimi mieszkańcy wesołej wioseczki mogą zaprzestać uczestniczenia w pracach niezbędnych dla utrzymania pomyślności wioski. Do tego w sytuacji, gdy wskutek przemęczenia w chorobę popada również Papa Smerf…

Brzmi jak dramat? Nieprzypadkowo, choć zgodnie z konwencją cyklu nie mogło zabraknąć również znacznej dawki humoru. Problem w tym, że na kartach „Smerfa Doktora” mamy do czynienia z typową komedią jednego pomysłu niemiłosiernie „wałkowanego” na różne sposoby. Jak dalece ta decyzja zespołu scenarzystów zyska aprobatę docelowego odbiorcy tej produkcji, trudno orzec. Biada jednak tym autorom, którzy mają w zwyczaju nie doceniać niekiedy zaskakująco trafnej oceny milusińskich czytelników, a nawet wykazywanego przez nich czegoś na kształt rozbrajającej spostrzegawczości. Znać bowiem, że w zestawieniu z poprzednimi historiami (w tym zwłaszcza „Smerfowaniem biżuterii”) niniejszy albumik zdaje się świadectwem wyraźnej zniżki formy Luca Parthoensa i Theirry’ego Culliforda. Koncept wiodący owszem jest, ale od pewnego momentu mamy do czynienia z kolokwialnie rzecz ujmując pogonią za własnym ogonem. Do tego doprawianą garścią umiarkowanie wyszukanych gagów. Pytanie co na to wspomniani, najmłodsi czytelnicy?

Niewykluczone, że niedostatki scenariusza zniuansują ilustrujące go rysunki. Te bowiem zachowują stylistyczną spójność z dokonaniami nieodżałowanego Peyo i tym samym przynajmniej w wymiarze wizualnym niniejszy album zapewnia wrażenia porównywalne z odsłonami tej serii powstałymi za sprawą weny twórczej rzeczonego. Pogodne kolory współgrają z ekspresją urokliwych skrzatów, które w pogoni za coraz to nowymi metodami terapii uwijają się, ile wlezie. Akcję osadzono w dobrze znanych zakątkach wspominanej wioseczki, co siłą rzeczy wzbudza miłe wspomnienia z pamiętną animacją. Alain Maury z powodzeniem imituję styl Peyo i tym samym zapewnia poczucie obcowania z dokonaniami pomysłodawcy serii.

Reasumując: tym razem niestety autorom kontynuacji przygód Smerfów powiodło się jedynie połowiecznie. Bez względu na to czy na kanwie opowieści kierowanej do młodego czytelnika zamierzali oni dać upust swoim nienajlepszym doświadczeniom w kontaktach z przedstawicielami służby zdrowia (lub ewentualnie samozwańczymi specjalistami” od quasi-szamanistycznych terapi) efekt ustępuje nie tylko pokłosiu twórczej aktywności Peyo, ale też wcześniejszym realizacjom tego samego duetu scenarzystów. Wypadek przy pracy czy raczej tendencja, od której nie było już ucieczki? Przekonamy się podczas lektury kolejnych tomów tej serii.

 

Tytuł: „Smerfy: Smerf Doktor”

  • Tytuł oryginału: „Les schtroumpfs: Docteur Schtroumpf”
  • Scenariusz: Luc Parthoens i Theirry Culliford
  • Rysunki: Alain Maury
  • Kolory: Nine Culliford
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Maria Mosiewicz
  • Wydawca wersji oryginalnej: Le Lombard
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska
  • Data publikacji wersji oryginalnej: październik 1996
  • Data publikacji wersji polskiej: 22 listopada 2017
  • Oprawa: miękka
  • Format: 21,5 x 28,5 cm
  • Druk: kolor
  • Papier: offset
  • Liczba stron: 48
  • Cena: 19,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus