"Fabryka Masek" - opowiadanie wyróżnione w konkursie
Dodane: 08-06-2007 10:23 ()
Tydzień ma 7 dni, 168 godzin. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby powiedzieć co robisz przez ten czas. Odpowiedź jest prosta: to co zwykle. Pięć dni to dni kiedy pracujesz, uczysz się. Przez kolejne dwa odpoczywasz, by znów móc pracować. I tak w kółko, aż dostajesz od tego zawrotów głowy. Ale jest jeszcze jeden dzień ukryty, kiedy dzieją się rzeczy niezwykłe. Nie każdy potrafi je dostrzec. Pascal nie był każdym. Był jedną z dwóch sylwetek na tle nocy, które po niedługiej rozmowie szły obok siebie, jedna przodem, druga odwrócona tyłem.
- Drogą przebiegł kot.
- Zauważyłem.
- Będziemy mieć pecha.
- Mówiłbyś to samo, nawet gdyby nic takiego się nie wydarzyło. Co robisz? Zamierzasz iść odwrócony tyłem?
- Tak, i ty lepiej też tak zrób. Właśnie w ten sposób należy postąpić, gdy czarny kot przejdzie ci drogę.
- Uważaj na latarnię, a jak na nią wpadniesz, to nie mów tylko, że to przez kota.
- Bardzo śmieszne. Gdzie my właściwie idziemy?
- Ja tuż przed siebie, a ty za siebie.
- Ale gdzie to jest?
- Zobaczysz.
I tak szli i szli. Pascal i Semir. Dwaj przyjaciele. Na świecie nie było drugiego takiego miejsca, jak to w którym się znaleźli. Wielki namiot, z którego zwisały tysiące żarówek, a każda z nich świeciła swoim własnym światłem w innej od reszty barwie. Miejsce to przypominało cyrk, ale nim nie było.
- Strasznie tu – powiedział Semir rozglądając się wokół i mrużąc oczy nieprzystosowane do panującego w pomieszczeniu światła. Wokół rozlegała się wesoła muzyka płynąca z pianina, przy którym siedział starszy pan w cylindrze, ubrany w czerwony garnitur. Obok stepowało dwóch braci bliźniaków, obaj wyglądali identycznie. Semir wyciągnął monetę z kieszeni i rzucił do rozłożonego tuż przed nimi kapelusza.
- Założę się, że gdybyśmy ich tylko poznali, okazałoby się, że każdy jest tak naprawdę inny.
Obejrzał się, ale jego przyjaciela nie było nigdzie obok, gdzieś znikł.
- Pascal! – krzyknął cicho Semir, gdyż głośniej mu nie wypadało.
- Szuka pan kogoś, jak widzę. Mogę odnaleźć dla pana tę osobę i powiedzieć gdzie się znajduje z dokładnością do 10 metrów, za niewielką opłatą oczywiście – odezwał się wysoki na dwa metry chudzielec, który stał ponad tłumem i uśmiechał się w rytm muzyki.
- Nie mam pieniędzy – skłamał Semir i dodał w myślach. – Świr.
- Dziękuję za komplement, umiem też słuchać myśli, a pan myśli bardzo głośno, panie Semir. Pieniądze w dni takie jak ten to nie jest dobra waluta. Wolałbym raczej, żeby opowiedział mi pan dowcip.
- Czemu nie - pomyślał Semir i zaczął opowiadać. – Więc siedzą sobie dwa ciasteczka w piekarniku, ten się grzeje, jest strasznie gorąco i jedno ciasteczko mówi do drugiego: „Ale tu upał”, a drugie na to „Łał, gadające ciasteczko!”
- Haha haha ha, zaiste wyśmienity dowcip, gdyby pan coś jeszcze zgubił, panie Semir, to jestem do usług. Wystarczy, że pan klaśnie cztery razy w ręce, o tak, złapie się za ucho i podskoczy na jednej nodze, a przybędę – rzekł chudzielec.
Semir powtórzył całą sekwencję wymienionych czynności i zapytał, unosząc brew:
- Tak?
- Haha haha ha, żartowałem! Tak naprawdę musisz tylko głośno o mnie pomyśleć – powiedział teraz z powagą, zaśmiał się i mocno klepnął Semira w plecy. - A twój kolega jest tam – podniósł rękę, i wskazał kierunek.
- W takim razie idę sprawić mu kłopot za takie znikanie bez ostrzeżenia – odparł Semir, a następnie oddalił się na bezpieczną odległość i wtedy pomyślał: „Nie byle jaki świr”. Podszedł do baru, przy którym stał kelner w nienagannie skrojonym garniturze, z kucykiem błyszczącym od wosku.
- Poproszę jakiegoś drinka.
- Niestety Jakiś Drink już nam się skończył, ale nadal mamy Sex on the beach i Orgazm rolnika, które szczerze polecam.
- Wierzę, że polecasz, spraw mi więc ten Sex.
- Już się robi.
- Dobrze, że chociaż tutaj nie każą mi opowiadać żarcików – powiedział do siebie Semir i spróbował Sexu na plaży. Niezły. Potem udał się wesołym krokiem do miejsca wskazanego przez wysokiego mężczyznę.
Przy stoliku siedziały dwie postacie i grały w karty. Jego przyjaciel oraz małpa, która paliła cygaro.
- Kareta dam. Co powiesz na to? – zapytał Pascal przeciwnika rozkładając swoją rękę na stole.
Małpa się zaśmiała i odsłoniła swoje karty. To były cztery damy, o zwycięstwie miał więc decydować tzw. kicker, czyli piąta karta. Kickerem Pascala był walet, a małpy król.
- Niech to! Wygrałaś, ale teraz zagramy w moją grę – rzekł entuzjastycznie Pascal, a następnie wyciągnął z tylnej kieszeni spodni pudełko bierek i rzucił je na stół. Semir dostrzegł błysk w jego oczach. Małpa przechyliła łeb, spojrzała nieco krzywo na nową grę i podrapała się po głowie.
- Semir, podaj mi zegarek – poprosił Pascal.
- Jest godzina 22:32 – oświadczył oficjalnym tonem Semir i zatańczył brwią.
- Niepotrzebna mi godzina, tylko zegarek – wyjaśnił przyjaciel.
- Dobra, o nic nie pytam – nie zdziwił się Semir i podał swój zegarek Pascalowi.
- Nie mam już pieniędzy, ale teraz stawiam ten oto chodzący zegarek. Popatrz, ma podświetlaną tarczę – zademonstrował Pascal.
Małpa pokazała kciuka.
- Co? – przestraszył się Semir.
- W takim razie gramy – oznajmił Pascal i rozsypał bierki na stół. – Gra polega na wyciąganiu pojedynczych sztuk bierek w taki sposób aby nie poruszyć pozostałych. Wygrywa ten kto zdobędzie więcej punktów. Zacznij.
Małpa wybrała osamotnione widły. Pascal zamknął oczy łapiąc w rękę jedną bierkę.
- Skusiłeś! – krzyknął Semir.
Przerażony Pascal otworzył oczy i zobaczył jak uradowany przeciwnik podskakuje na krześle i wydaje małpie dźwięki.
- Nie skusiłem – zaprotestował w akcie desperacji.
- A co ty możesz o tym wiedzieć, miałeś zamknięte oczy – upomniał go Semir.
- Podglądałem jednym okiem – wyznał Pascal - Poza tym to nie mój zegarek, więc mnie nie nabieraj.
- Dobrze geniuszu bierek, chciałem cię tylko nastraszyć.
- To ci się prawie udało – odparł ironicznie Pascal i gdy już miał zabrać się za trójząb ujrzał na sobie czujny wzrok małpy, która liczyła na jego potknięcie. Z łatwością odjął jednak upatrzoną bierkę. Tym razem małpa napotkała trudności, lecz w końcu z wysiłkiem pozbawiła stos kolejnej bierki. Sytuacja nie wyglądała za dobrze. Pascal, by wyciągnąć hak oraz nie poruszyć stykającej się z nim pary łopat, musiał się skoncentrować. Wykonał kilka wdechów i wydechów. Powoli, delikatnie zaczął wysuwać odstający hak. "Jeszcze tylko centymetr", pomyślał i wtedy skusił. Małpa założyła zegarek na rękę i puściła kółko z dymu.
- Możesz zachować też bierki – dodał załamany Pascal wstając od stołu. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę przyjaciela.
- Nie mogę uwierzyć, że przegrałeś z małpą mój firmowy zegarek – wyznał Semir.
- Rhesus Admirabilis – mruknął Pascal. – Po łacinie, małpa godna podziwu – dodał.
- Fakt, i niezłe kółka z dymu puszcza.
Gdy tak szli przez ten wielki namiot pełen kolorów, ich oczom ukazał się plakat, a na nim napis:
„Fabryka Masek - Ósmego dnia tygodnia. To nie tylko przedstawienie, to wasze życie. Bilety do kupienia w kasie obok.”
Popatrzyli obaj na kasę. Siedział w niej zaspany mężczyzna, który czytał wczorajszą gazetę, gdyż dzisiejszej nie było. Gdy podeszli, przerzucił stronę i czytał dalej.
- Przepraszam – powiedział Pascal i zapukał w szybę za którą siedział kasjer. – Chcielibyśmy kupić bilety na dzisiejsze przedstawienie.
- A ja chciałbym, żebyś wiedział, że mam przerwę do 22:50 – odrzekł zdenerwowany i zamknął szybkę od kasy.
Semir popatrzył na zegarek, którego jednak nie było na jego ręce.
- Może ty mi powiesz która jest godzina, teraz kiedy sprzedałeś mój zegarek.
Pascal rozejrzał się wokół i zobaczył akurat przechodzącą niedaleko obok małpę. Podszedł do niej i zapytał uprzejmym tonem:
- Mogłabyś pokazać mi, która jest godzina?
Małpa wyciągnęła rękę, wskazując godzinę Pascalowi, a on podziękował.
- Zostało mu jeszcze 11 sekund przerwy. Jest 22:49 i 49 sekund. Ale możemy liczyć, że zegarek tego kasjera chodzi wedle jego własnego poczucia czasu – oznajmił Pascal i właśnie w tym momencie kasjer przerzucając kolejną stronę spojrzał na niego złowieszczo.
- W takim razie równie dobrze moglibyśmy być teraz gdzie indziej, na przykład w przytulnej kawiarni obok, pijąc gorącą kawę, zamiast stać tu i odliczać sekundy – zauważył Semir.
- Pozostaje nam się tam ruszyć – odparł Pascal i zmierzył swe kroki do kawiarni. Jakieś dziesięć, dwanaście pomyślał. Pascala wielce interesowały dziwne i różne rzeczy na tym świecie, jak choćby właśnie odległość między nim a kawiarnią w ilości kroków. Semira w ogóle to nie obchodziło. Obaj usiedli przy jednym stoliku, gdzie wypili w spokoju swoje kawy i przy rozmowie minęło im parę chwil. Gdy wrócili do kasy, kasjer przywitał ich wyuczonym uśmiechem i uprzejmie spytał się czy nie chcą biletu na Fabrykę Masek. Chcieli dwa, więc po ich zakupieniu weszli do środka teatru.
W ich zmysły uderzyła fala wszelkich możliwych barw, dźwięków, uczuć, smaków i zapachów. A potem dźwięki ucichły, zapachy wywietrzały, smaki nie dały się wyczuć, uczucia uciekły, zapadła ciemność. Gdzieś tylko w ciemności wisiała czerwona kurtyna, zasłona, która odsłania.
***
Była godzina jedenasta, kiedy zaczęło się przedstawienie. Przedstawienie przeszłości, wizja tego co było. Późnej nocy, w hotelu bez nazwy, przy bladym świetle gwiazd złączyły się dwa nagie ciała kochając się tak silnie, że żadna siła na świecie nie byłaby w stanie ich wtedy rozdzielić. Rosa, płacząc, wyszeptała Pascalowi dwa słowa do ucha, przeznaczone tylko jemu. Wtedy czuł, jakby sensem jego całego życia było usłyszeć te słowa, warte więcej niż wszystko inne pozostałe. Czy coś tak pięknego może być złe? Zadawał sobie to pytanie tygodnie, i miesiące po tym wydarzeniu. Zawsze pozostawało bez odpowiedzi. Nie mógł jej znaleźć choćby nie wiem jak długo szukał. Postanowił zachować swą tajemnicę, w tajemnicy przed tym kogo zdradził z jego własną żoną, nie z obawy o siebie, bo gotów był nawet zginąć za tę miłość, ale z obawy o Rosę. Teraz, gdy sekret został odkryty, Pascal siedział na krześle w bezruchu, nie mogąc spojrzeć na przyjaciela. Poczuł uderzenie w twarz, które przewróciło go na podłogę. Skurczony leżał w ciemnej pustce sali teatralnej, czując krew cieknącą mu po twarzy i oczekując kolejnego uderzenia, którego jednak nie było.
Semir płakał. Wyszedł z sali i powoli ruszył bez celu i sensu w dowolnym kierunku byle dalej od tego co widział, próbując o tym zapomnieć. I wtedy ktoś zjawił się koło niego. Zdradzony przez żonę i przyjaciela, spojrzał na chudzielca przekrwionymi oczyma i zadał mu ostatnie pytanie – gdzie jest kobieta, która mnie kocha?
- We wspomnieniach – odpowiedział mężczyzna, a następnie się oddalił, nie żądając niczego.
Semir wszedł na drogę słysząc klakson oraz pisk opon. Odwrócił się i zobaczył ostatnią rzecz w swoim życiu - światła reflektorów.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...