„Uncanny X-Men” tom 4: „Uncanny X-Men kontra SHIELD” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 09-11-2017 22:15 ()


 Amerykański światek komiksowy zelektryzowała niedawno wieść o przejściu Briana Michaela Bendisa do konkurenta zza miedzy, czyli DC Comics. Niewątpliwy filar potęgi Domu Pomysłów, w którym tworzył przez ostatnie lata, postanowił dokonać radykalnej zmiany w swojej karierze. Zanim jednak Bendis zacznie błyszczeć lub pogrążać kolejne serie drugiego z potentatów amerykańskiego rynku, nadal można sięgać po jego fabuły tworzone z myślą o mutantach Marvela. Nie dziwi jednak decyzja scenarzysty, którego jakość prac od pewnego czasu pozostawiała wiele do życzenia. Widać to również po perypetiach podopiecznych Charlesa Xaviera, których pisanie najwyraźniej męczy twórcę Powers.

Nagłe odwrócenie uwagi, zaskakująca zmiana czy popularny ostatnio retcon to zabiegi, które mają zagwarantować ciągłe napięcie i zachęcić czytelnika do sięgnięcia po przygody ulubionych bohaterów. W przypadku Uncanny X-Men Bendis nadmuchał balonik do granic możliwości, ale niekoniecznie sprostał oczekiwaniom zakończenia mocnym akcentem konfliktu między mutantami a agentami T.A.R.C.Z.Y. Dość powiedzieć, że działająca na globalną skalę agencja ścigająca X-Men co rusz daje się podejść w dziecinny sposób, a umieszczenie w ich szeregach zmiennokształtnego wroga, manipulującego najważniejszymi działaniami wydaje się niezwykle proste. W rywalizacji, która wcześniej czy później doprowadziłaby do konfrontacji, Bendis pozwala sobie na ściany niepraktycznych dialogów, filozoficznych rozważań i dość bezpiecznych wolt, które patrząc przez pryzmat konfliktu między dwoma konkurencyjnymi szkołami, wydają się zachowawczym zabiegiem, niepozwalającym dokonać przełomu w ciągnącej się z zeszytu na zeszyt historii. Nawet gdy napięcie sięga zenitu, to żadna z postaci nie ma – kolokwialnie mówiąc – jaj, aby dokonać rozwałki na dużą skalę. W niniejszym tomie dochodzi do starcia, ale jest ono wynikiem machinacji największego obecnie oponenta mutantów, który dba bardziej o własny kuper niż interesy swojej nacji.

Bendis jednak we wręcz szkoleniowy sposób wychodzi obronną ręką z tej sytuacji, a wszystkie niedomówienia zakrywa kolejnym – a raczej nowo odkrytym wydarzeniem z zamierzchłej przeszłości. Oto bowiem do bram szkoły imienia Jean Grey puka nie kto inny jak etatowa prawniczka w osobie Jen Walters, niekiedy gromiąca superłotrów jako She-Hulk. Sprawa jest grubsza, gdyż nieżyjący już od jakiegoś czasu Charles Xavier nadal bruździ – niczym mityczny Jigsaw w kolejnej odsłonie Piły. Tym razem mentor pierwszej piątki ukrywał przed swoimi uczniami istnienie - całkiem możliwie - najpotężniejszego mutanta na świecie. I wychodzi na to, że pozostawił podopiecznym kolejny problem do rozwikłania. Okiełznanie mocy osoby, której poczytalność wisi na delikatnym włosku. Ot, nadarza się następna okazja do uszczuplenia populacji homo superior, bo że ktoś nie przeżyje starcia z kolejnym ogniwem ewolucji to bardziej niż pewne.

Bendis nie idzie tropem swoich utytułowanych poprzedników i coraz bardziej widzi X-Men jako kolektyw, rzadko skupiając na problemach jednostek. Przez co historia wydaje się mniej ciekawa, a kluczowi bohaterowie tracą na atrakcyjności. Wypominanie Cyclopsowi winy za śmierć Xaviera już bardzo się przejadło, rozwiązanie wątku Dazzler można nazwać nieporozumieniem, a młodzi herosi z dumą noszący spandeks z X na piersi coś przycichli. Autor traktuje ich dość powierzchownie, nie potrafiąc wyciągnąć potencjału z kilku ciekawych osobowości. Nadal zaskakuje pojedynczym dialogiem, umie wcisnąć trafny gag w usta postaci, ale nie ma w tym już żadnej ożywczej mocy, jest tylko odliczanie momentu do kolejnego większego tąpnięcia w drużynie. Perypetie podopiecznych Scotta Summersa śledzi się więc z kronikarskiego obowiązku, a nie z powodu ekscytującej fabuły. I póki za sterami tytułu nie siądzie nowa miotła, to nie ma co liczyć na poprawę tej sytuacji.

 

Tytuł: Uncanny X-Men” tom 4: „Uncanny X-Men kontra SHIELD

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Chris Bachalo, Kris Anka
  • Tusz: Tim Townsend
  • Wydawca: Egmont
  • Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Stron: 168
  • Format: 165x255
  • Data publikacji: 25.10.2017 r.
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus