„Saga Winlandzka" tom 2 - recenzja
Dodane: 03-11-2017 21:57 ()
Powoli, lecz systematycznie rozkręca się nam „Saga Winlandzka”. Przedstawiciel polskiego wydawcy, czyli Hanami, Radosław Bolałek poinformował podczas ostatniego MFKiG, że wydawnictwo musiało nieco zweryfikować plany dotyczące tego tytułu i będzie on ukazywał się nieco rzadziej, niż było to początkowo zaplanowane. Korekta spowodowana jest tym, że „Saga Winlandzka” jest dość trudnym i czasochłonnym tytułem, jeśli chodzi o jego tłumaczenie. Kolejne odsłony mają pojawiać się na rynku co mniej więcej trzy miesiące bez konkretnych i z góry ustalonych, dat premier.
To jednak przyszłość, obecnie polski czytelnik może korzystać z dobrodziejstwa lektury tomu drugiego. Część ta jest o tyle ważna, że może być przełomowa, jeśli chodzi o polskich fanów, tzn. w dużym stopniu powinna dać odpowiedź, ilu czytelników przy niej zostanie, ilu się wykruszy, a być może też spowoduje, że pojawią się nowi. Zaryzykuję postawienie takiej tezy z uwagi na to, że w najnowszej odsłonie serii Yuki Urushibara daje dość jasną odpowiedź, w którym kierunku tytuł ten będzie zmierzał.
Od razu więc warto odpowiedzieć na pytanie, kto może poczuć się nieco rozczarowany tym tytułem, a dla kogo jest to historia wręcz stworzona. Myślę, że w gronie tych pierwszych mogą znaleźć się ci z Was, którzy liczyli na serię sensu stricto historyczną i zupełnie realistyczną. „Saga” Urushibary owszem, ma w sobie bardzo dużo rzeczywistych wydarzeń, przewijają się w niej historyczne nazwiska, ale nie do końca ośmieliłbym się nazwać ją tytułem, z którego można czerpać wiedzę na temat wojowniczego ludu nordyckiego. W internetowych dysputach padają oskarżenia, że nie jest to komiks o Wikingach i w pewnym stopniu można się z tym zgodzić. Owszem odgrywają oni tutaj ogromną rolę i mają niezaprzeczalne znaczenie, będąc jednym z głównych bohaterów sagi, ale całość podlana jest bardzo „japońskim sosem”. Większość wydarzeń zaprezentowanych w mandze ma zabarwienie mocno azjatyckie, czy pisząc inaczej charakterystyczne dla komiksu z Kraju Kwitnącej Wiśni. Dla jednych będzie to z pewnością cała radość z lektury, w końcu przecież czytamy i rozmawiamy o komiksie japońskim, natomiast osoby spoza kręgu czytelników mang, które sięgnęły po ten tytuł zaintrygowane podjęta w nim tematyką, mogą być nieco hmm...zawiedzione?
Choć zdaje sobie sprawę z pewnych ułomności, które manga ta zawiera (dla czytelników przyzwyczajonych do europejskiej szkoły komiksowej), uważam, że jest to jednak naprawdę dobra lektura, która zresztą wielokrotnie była nagradzana przez mangowych speców. Pewnie nie każdemu spodobają się nadludzkie umiejętności niektórych bohaterów, przesadzona niezniszczalność innych czy walki rodem z obrazów kung-fu (i to zapewne będą główne zarzuty wysnuwane przez krytyków), ale to ja to kupuje. Urushibara podaje je, gdyż w bardzo znośnym i elektryzującym stylu. Dwa pierwsze tomy cechuje niezwykłą dynamika i ogrom zaprezentowanych wydarzeń, a połączenie nordyckich wierzeń z japońskim duchem, przynosi naprawdę dobre (aczkolwiek specyficzne) efekty. Jeśli miałbym w jakiś sposób jednym zdaniem opisać ten tytuł, to napisałbym, że to trochę „Berserk” w świecie Wikingów. Thorfinn przypomina mi w jakiś sposób Gutsa z tym swoim bardzo niejednoznacznym moralnie charakterem, a i zaprezentowane walki, gdzie jedna osoba w niespotykany wręcz sposób, może pokonać kilkunastu przeciwników, przywodzi na myśl to, co dzieje się w serii Kentaro Miury.
I chyba będzie już tak do końca, że bardzo realne wydarzenia przeplatać się będą z nadludzkimi siłami poszczególnych postaci. Albo ktoś to kupi, albo, kolokwialnie rzecz ujmując, odbije się od tego tytułu. Decyzja należy do każdego z was z osobna, najlepiej bowiem znacie swoje preferencje. Jeśli jednak będziecie skłonni dać jej szansę, to czeka was naprawdę wyborna zabawa i wyprawa na podbój świata. Urushibara daje w niej wiele powodów do zadowolenia jak zręcznie prowadzone intrygi, zwroty akcji czy mnóstwo pojedynków. Do tego jeszcze nie brakuje wątku z prywatną zemstą Thorfinna, który również wciąga i angażuje czytelnika. Zresztą postać ta jest naprawdę nieźle skonstruowana, bo choć od początku jej kibicujemy, to w drugim tomie autor wystawia nas na próbę, ukazując sceny, które wzbudzają naszą złość lub wręcz nienawiść do młodego wojownika. W każdym razie jest to postać, która jest niesamowicie charakterystyczna, i która ma w sobie sporo dwuznaczności, co z pewnością będzie się wam podobać.
„Saga Winlandzka” to nie tylko ciekawy scenariusz, ale też naprawdę świetne rysunki co nie może dziwić, biorąc pod uwagę, że pracował nad nimi niemalże cały sztab ludzi. Dzięki temu poszczególne kadry są dopracowane i szczegółowe, w czasie pojedynków nie brakuje dynamiki, a bardziej stateczne ujęcia zachowują klimat. Sceny czy to w śniegu, czy toczące się w porze jesiennej naprawdę mocno zapadają w pamięć, więc cała lektura cieszy również oko czytelnika.
Gdyby był to tytuł, powiedzmy o „mechach” czy potworach problem z oceną tego tytułu by praktycznie nie istniał. W wypadku, gdy podjęto się takiej tematyki, na „Sagę Winlandzką” można spojrzeć niejako na dwa sposoby. Z perspektywy fana japońskiej kreski, nie powinno być żadnych wątpliwości i tych nie trzeba namawiać do zajrzenia do komiksu, bo połączenie tego japońskiego ducha mangi z nordyckim klimatem całkiem nieźle ze sobą współgra. Ci z was, którzy na co dzień nie sięgają po twórczość twórców rodem z Japonii, powinni pamiętać o pewnej specyfice związanej z tą szkołą komiksową, dostrzegalną choćby w prowadzeniu narracji, łączeniu realizmu ze scenami totalnie oderwanymi od rzeczywistości czy nagłym i nieprzewidywalnym ukazywaniu scen humorystycznych w przecież bardzo poważnym tytule. Jeśli przymkniecie na to oko to obuch, którym czytelnik dostaje w głowę przy niektórych scenach, powinien sprawić, że zapamiętacie „Sagę Winlandzką” na długo.
Tytuł: Saga Winlandzka tom 2
- Autor: Makoto Yukimura
- Wydawnictwo: Hanami
- Format: 150 x 210 mm
- Ilość stron: 452
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: offset
- ISBN 9788365520159
- Data publikacji: 19.09.2017 r.
- Komiks dla dorosłych
- Cena: 65 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Hanami za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus