„Awantury na tle powszechnego ciążenia” – recenzja
Dodane: 03-10-2017 21:26 ()
Minęło już 11 lat od śmierci Stanisława Lema – najwybitniejszego polskiego twórcy science fiction, a zarazem sławnego publicysty, filozofa, słowem intelektualisty pełną gębą po lwowsko-krakowskiej szkole. Pozostawił on po sobie ogromną spuściznę – opowiadań, powieści, traktatów filozoficznych, czytanych i cenionych na całym świecie. Legenda głosi, że inny klasyk sf – Philip K. Dick, przez swój paranoiczny umysł nie był w stanie zaakceptować, że te wszystkie wielkie dzieła są wytworem jednego człowieka; twierdził, że za tekstami Lema stoi grupa socjalistycznych pisarzy sterowanych przez partię komunistyczną.
Nic bardziej mylnego. Stanisław Lem był postacią prawdziwą z krwi i kości. Z jednej strony był geniuszem, którego ceniono na całym świecie, a wybitność i wielość koncepcji, jakie stworzył, jest niezaprzeczalna. Z drugiej strony, jak się okazuje, był zwykłym człowiekiem, pełnym słabości i wad, z którymi musieli sobie radzić jego współpracownicy, a przede wszystkim jego bliscy.
Czytający Lema mają go za postać posągową, legendę polskiej myśli filozoficznej i science fiction. „Awantury na tle powszechnego ciążenia” pokazują twórcę „Solaris” od innej strony. Zawdzięczamy to Tomaszowi Lemowi, synowi Stanisława, który naszkicował pewnego rodzaju biografię ojca. Biografia ta jest jednak dość specyficzna i bardzo subiektywna, bo napisana z perspektywy syna wielkiego człowieka. Napisana jest przy tym bardzo lekko, lakonicznie, dzięki czemu świetnie się ją czyta.
Tomasz Lem stara się zaprezentować postać ojca chronologicznie – od najmłodszych lat, które spędził we Lwowie, poprzez lata okupacji, przeprowadzkę do Krakowa, życie w PRL-u, emigrację, powrót do kraju i wreszcie schyłek życia artysty. Pisze o tym, nie starając się wyczerpującą przedstawić dany fragment życia przodka, lecz zaprezentować go jako zwykłego człowieka – syna, ojca, męża, a co najważniejsze – ze swojej perspektywy najbliższego potomka. Stąd też najobszerniejsze opisy dotyczą okresu, kiedy Tomasz był uczniem i studentem.
Autor recenzowanej książki był późnym dzieckiem. Urodził się w 1968 roku, gdy Stanisław Lem miał już 47 lat. Późne ojcostwo spowodowane było, jak pisze autor, ciągłymi obawami ojca o wybuch trzeciej wojny światowej w tamtych czasach. Lem uważał, że świat nie jest przystosowany na przyjęcie małej istoty. Jednak ostatecznie się zdecydował na ojcostwo.
Mały Tomek zapamiętał wiele z tego, jak żył ojciec. Stanisław Lem myślami ciągle gdzieś krążył, żyjąc, jak mawiano, czarnymi dziurami. Zarówno w domu, jak i w podróży, zajmowały go skomplikowane teorie naukowe, a nie proza życia. Nawet korespondując z własnym synem, kiedy ten studiował zagranicą, więcej miejsca w listach poświęcał omawianiu interesujących teorii ze świata fizyki niż życiu rodziny. Był dobrodusznym, dużym dzieckiem, geniuszem nie do końca przystosowanym do zwykłego życia.
Lem, jakim przedstawia go syn, miał zawsze swoje zdanie na właściwie każdy temat i rzadko kiedy ustępował, przyjmując jedynie do wiadomości zdanie innych, ale niewiele sobie z niego robiąc. Zajmowanie się domem nie stanowiło jego pasji, tym zajmowała się żona Barbara, kolejne gosposie lub pozostali członkowie rodziny. Podobnie opiekowanie się dzieckiem – do nielicznych należały chwile, kiedy ojciec bawił się z synem. Autor „Śledztwa” nie przejawiał raczej instynktu ojcowskiego, aczkolwiek Tomasz wspomina, że nieraz puszczali razem latawce. Również w późniejszym czasie, kiedy syn podrósł i uczęszczał do szkoły, ojciec raczej nie bywał na wywiadówkach. Nawet wakacje spędzał z dala od rodziny, która zwykle wyjeżdżała w góry lub nad morze, a pisarz mógł wtedy spokojnie oddać się swoim nałogom – czytaniu i pisaniu.
Stanisław Lem uwielbiał słodycze. Nawet w podeszłym wieku, przy zaawansowanej cukrzycy, uwielbiał i jadał marcepany, ciasta i czekoladę. Zawsze chomikował w domu łakocie i częstował nimi, nierzadko w tajemnicy, tych, którzy na to w ocenie mistrza zasłużyli. Papierki zaś wrzucał za meble. Natomiast w miejscach publicznych często zdarzało się, że na jego śnieżnobiałej koszuli i krawacie lądowały buraczki, zupy i makarony, z czym często trzeba sobie było jakoś radzić, gdy na przykład zbliżał się wywiad telewizyjny.
Autor „Cyberiady” przypominał Sheldona Coopera z popularnego serialu „Big Bang Theory”. Podobnie jak fikcyjny amerykański bohater Lem posiadał niski poziom kompetencji społecznych – nierzadko nie potrafił być taktowny, mówiąc rzeczy, których się nie mówi lub mówi w sposób znacznie bardziej delikatny. Potrafił być mistrzem gaf towarzyskich. Z drugiej strony jednak, dzięki rozległym horyzontom, ostremu jak brzytwa intelektowi i wrodzonej błyskotliwości był niezwykle interesującym interlokutorem. Wielu mniej lub bardziej znanych ludzi – profesorów, dyplomatów, twórców – często go odwiedzało w jego krakowskim domu, jak i późniejszych miejscach pobytu, prowadząc z nim długie i niezwykle interesujące dysputy na rozmaite tematy. Był on bowiem partnerem i inspiracją zarówno dla literatów, jak i dla naukowców.
Książka Tomasz Lema jest interesującą podróżą po zapamiętanych chwilach obcowania z ojcem. Pokazuje tę postać z perspektywy zupełnie innej niż dotąd. Przedstawia geniusza od innej strony – jako niezwykłego człowieka z różnymi słabościami, ale sympatycznego, pełnego humoru i troski i rodzinę. I przybliża przy tym poglądy pisarza, jego postawę wobec świata, treść niektórych dzieł. W dodatku napisana jest lekko; jej lektura zajmuje raptem kilka wieczorów. To świetne uzupełnienie książek Lema, ale także wstęp do ich lektury – dla tych, którzy jeszcze nie mieli szczęścia zagłębić się w Lemowskich światach. Gorąco polecam.
Tytuł: Awantury na tle powszechnego ciążenia
- Autor: Tomasz Lem
- Wydawca: Wydawnictwo Literackie
- Format: 145 x 205 mm
- Oprawa: twarda
- Liczba stron: 270
- ISBN: 978-83-08-04379-0
- Cena: 39,90 zł
comments powered by Disqus